Wizja

223 13 0
                                    

Na dworze zapadał już zmrok, ale gruba warstwa śniegu rozświetlała ciemność i Harry mógł jeszcze dostrzec ogrodowe gnomy, które toczyły właśnie bitwę na śnieżki.

Z uśmiechem spojrzał na Norę, która udekorowana była kolorowymi światełkami, rozwieszonymi przy oknach, na dachu i kominie. Lampkami ozdobiona była także na szopa Pana Weasley'a oraz pobliskie świerki. Z wewnątrz domu dochodził gwar ożywionych rozmów, wybuchy śmiechu, a także dźwięk kolęd, które Pani Weasley tak uwielbiała.

Przez lekko zaparowane okno, dało się dostrzec rude czupryny bliźniaków, którzy przynosili właśnie z kuchni stos pasztecików, pojedynkując się przy tym ukradkiem. Ron, Hermiona i Ginny grali przy kominku w Eksplodującego Durnia, a najstarsi bracia Rona siedzieli przy stole i zajadali się przysmakami, przygotowanymi przez matkę. Rodzice Hermiony z zachwytem obserwowali magiczne drzewko, które co jakiś czas zmieniało migotliwe ozdoby oraz mruczało "Wesołych Świąt".

Państwo Weasley'owie tonęli w uścisku niedleko jemioły, a Harry który już mocno zmarzł, postanowił wreszcie wejść do środka. Zatupał w miejscu, żeby pozbyć się śniegu i w tej samej chwili poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Drgnął i obrócił się szybko, nerwowo zaciskając dłoń na różdżce. 

Przed nim stał roześmiany Remus Lupin, owinięty szarym płaszczem, w dłoni ściskając butelkę Ognistej Whisky.

***

Jednostajne chrapanie Rona sprawiało, że Harry miał ochotę pogrążyć się we śnie, ale w myślach wciąż jeszcze cieszył się dniem, spędzonym wśród przyjaciół. Dawno już nie czuł takiego odpężenia i spokoju. Uśmiechnął się do siebie, kolejny raz odtwarzając w myślach dzisiejszy wieczór. 

Sen przyszedł niespodziewanie, był lekki i przyjemny, tak jak cała Wigilia Bożego Narodzenia w Norze. Kolorowe lampki na choince, oświetlały twarze najbliższych mu osób. Dzwięki magicznych gier, mieszały się ze świątecznymi melodiami, żartami opowiadanymi przez bliźniaków oraz ożywionymi dyskusjami prowadzonymi przy stole.

W mgnieniu oka, w domu zaroiło się od małych stworków. To gnomy ogrodowe przeniosły się do środka, a Pani Weasley chwyciła miotłę i latała po całym domu, próbując je wyłapać. Ktoś odpalił pudełko magicznych fajerwerków i choinka stanęła w wielobarwnym ogniu. Harry sięgnął po różdzkę, ale okazało się, że to jedna z podrabianych - ze sklepu Freda i Georga. Trzymał w ręku gumową kaczkę i próbował bezskutecznie rzucić Aquamenti.

Nagle sen zmienił się w bardziej realistyczny i Harry poczuł narastający niepokój oraz przeświadczenie, że to co widzi, dzieje się naprawdę.

Nie był już w Norze, a w eleganckiej, wielkiej jadalni, wypełnionej marmurem i kryształami. 

Przy długim stole siedzieli zamaskowani śmierciożercy. Harry rozejrzał się przerażony i dostrzegł dwójkę ludzi bez masek: rodziców Malfoya, którzy znajdowali się trochę dalej od reszty. Siedzieli posępni, bladzi, tuż przy wygaszonym palenisku.

Harry usłyszał za plecami piskliwy głos Voldemorta i odwrócił się, jak oparzony. 

- Witam Was moi słudzy w okazałym Dworze Malfoy'ów! - powiedział szyderczo Czarny Pan.

Śmierciożercy odpowiedzieli jednostajnym pomrukiem, a Voldemort, wolno akcentując każdą spółgłoskę, skierował swoje następne słowa do Narcyzy i Lucjusza:

- Kiedy wreszcie dostanę głowę tego starca?

*

Gdy Harry dotarł do Hogwartu, dzięki szybkiej interwencji Państwa Weasleyów i otrzepał popiół z piżamy wprost na ozdobny dywan dyrektora, cały sen wydał mu się odległy i nierzeczywisty. 

Zanim nadejdzie mrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz