Rozdział drugi

54 7 33
                                    

Arlo

Siedem godzin wcześniej

Każdy seks z Rose kończył się nieprzyjemnym uczuciem niezaspokojenia, tak jakby budziła moje żądze ale jej dominacja nie pasowała mi na tyle, że nie mogłem oddać się całej przyjemności. Wszystkie, poprzedzające spotkania z burmistrzową, zbliżenia z Bellą przynajmniej rozładowywały mnie na tyle, że na chwilę mogłem się wyłączyć w trakcie aktów z Rose. 

Dwa lata temu została, po swojemu, burmistrzem. Miała na mnie jakiegoś haka, dzięki któremu mogłaby mnie zniszczyć i zabrać mi wszystko, co do tej pory mi zostało po mojej rodzinie. Dwa pierdolone lata i do teraz nie udało mi się dowiedzieć jaki ma powód, by mną manipulować.

- Kiedy po nią jedziesz? – zapytała malując usta ciemnobrązową szminką. Zawsze pocieszałem się faktem, że nie była zbyt brzydka. Gdybym musiał chodzić do łóżka z jakąś paskudą, na pewno cierpiałbym jeszcze bardziej niż teraz. 

- Dochodzi dziesiąta, chcę tam być około siedemnastej. Nie dziwi cię, że ktoś zostawił utalentowane dziecko w sierocińcu? – zapytałem podziwiając jej biodra w ołówkowej spódnicy, przynajmniej mogłem nacieszyć się jej idealnymi kształtami. 

- Arlo, kochanie, - nie cierpiałem gdy tak do mnie mówiła – ty naprawdę wierzysz w to, że wiedźmy nie zostawiają swoich dzieci na pastwę losu gdzieś w przytułku, a nawet w lesie? - Nie wiem, skąd ten pomysł, że jakaś wiedźma mogłaby zostawić swojego potomka w takim miejscu. 

- Rozkurwiłbym wszystkie te rodziny, które postępują w taki sposób. Nigdy nie wydarzyło się to w Morrow.

- Teraz pewnie nie, kiedyś może tak. – Zaczęła się zastanawiać. Jakby coś jej się przypomniało. – W innych miasteczkach na pewno dzieją się takie dziwne rzeczy, przestań wreszcie wierzyć w utopię. Świat jest okrutny. – Skończyła swoją wypowiedź dramaturgią, która była jej znakiem rozpoznawczym. 

Poczułem lekki ucisk w klatce, który po chwili zamienił się w błogie uspokojenie. Ty kurwo, pomyślałem. Przez całe jebane dwa lata próbowałem oprzeć się jej siłom, nigdy mi się to nie udało. Cały stres związany z sierotami wyparował jak kropla wody na rozgrzanej patelni.

Położyłem się gwałtownie na łóżku, irytacja związana z jej perswazją tak czy inaczej pozostała. Byłem na tyle silny, by chociaż zdawać sobie sprawę z tego, że mieszała mi w głowie i uczuciach. Niestety momentami nie wiedziałem, czy przypadkiem nie usunęła mi jakichś wspomnień czy też nie dodała nowych. Jak dotąd nie udało mi się tego rozgryźć, a moja minimalna świadomość jej manipulacji pozostaje nadal moją słodką tajemnicą. Na później, gdy będę już mógł zacząć działać, na pewno to wykorzystam. 

- Jak się czujesz? – zapytała sprawdzając, czy udało jej się na mnie wpłynąć. Robiła to za każdym razem. Pewnie jej ta „miłość" wmawiała, że mimo wszystko musi o mnie dbać. Nie chciała zrobić mi papki z mózgu, i to ją właśnie zdradziło za pierwszym razem. Przecież kurwa nie jestem aż tak słabym idiotą.

- Już lepiej. Masz rację, muszę skupić się na obecnej sprawie, a nie na niesprawiedliwości świata. – Zamydliłem jej oczy, co udawało mi się robić każdorazowo. Uśmiechnęła się do mnie i dała mi całusa w policzek.

- Możesz zostać zanim wyjedziesz, jeśli masz ochotę. Ja mam spotkanie w sprawie nowej sali balowej połączonej z ratuszem. Jak wszystko pójdzie zgodnie z planem zdążymy podpisać papiery na oddanie budynku przed waszym corocznym balem Pełni Księżyca. Zrobię wszystko, by Lili mogła się świetnie bawić. – Co jak co ale potrafiła udawać dobrą matkę. Wątpię, by była taka kochająca jak czasami się przedstawia, skoro Lili była rozwydrzoną, pyskatą, małą suką. Może jednak brak ojca miał wpływ na wychowanie dziecka?

Bez powrotu - ZAKOŃCZONA - w trakcie korektyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz