Rozdział dwudziesty siódmy

21 1 0
                                    

Hugo

Już od jakiegoś czasu moje soboty nie wyglądały tak jak zazwyczaj. Impreza, alkohol, dziewczyny, choć głównie była to Lili. Teraz cisza, spokój. Było to dla mnie inne, nowe, a wręcz dziwne. Przyzwyczajałem się powoli do nowych rytuałów. Nie dostałem już nawet żadnej wiadomości od mojej paczki. Zerknąłem na naszą wspólną grupę, rzuciło mi się w oczy dopiero teraz, że cisza była spowodowana tym, iż mnie z niej wyrzucili, tak po prostu. 

- I dobrze, kurwa. 

Od ponad trzech lat robiłem z nimi za szkolnych straszaków. Wiązało się to z wiecznymi problemami, karami. Niejednokrotnie wpierdolem od ojca, czy od Arlo. 

Nie wiem czy mi tego brakowało. Ostatnią, grubą akcją było zaatakowanie Silver w lesie. Adrenalina wiążaca się z męczeniem innych smakowała dobrze, ale euforia, nawet magiczna, związana z Silver była przyjemniejsza. 

Ciągnęło mnie do niej od samego początku. Najpierw chciałem jej dopiec, potem ją przelecieć. A tak, dla zasady. Ale mój umysł musiał się zepsuć po drodze, pomysł z Teorią Przyjemności był błędem. Którego na szczęście nie żałuję. Przerwała obsesję, uczucia zmieniły kierunek. Wiedziałem jedno. Więź potrafi namieszać w głowie. Potrafi być tylko i wyłącznie wyobrażeniem. Ja się tak nie czułem. Ten głupi eksperyment mnie do niej tylko popchnął. Przyspieszył nieuniknione. Wiedziałem, czułem to w kościach. W całym moim ciele, że jest mi przeznaczona. I każdy kolejny dzień z nią czy bez, uświadamiał mnie w tym ile dla mnie znaczy. 

Nie bałem się tego skonsumować. Nie miałem wątpliwości, że zamieni się to w coś wyjątkowego. Niepowtarzalnego. Czułem się inaczej niż wtedy, gdy pierwszy raz doświadczyłem Teorii. Na samym początku chciałem się jeszcze oszukać, chciałem uciec. Ale szybko do mnie dotarło, że to nie ma sensu. Wiele lat uciekałem przed wszystkim. Przed uczuciami, przed ojcem, czy odpowiedzialnością. Dzięki Silver mogłem zrozumieć więcej. Nigdy nie miałem nadziei na dobrą przyszłość. Nie wiązałem swojego życia ze szczęściem. Gdyby udało mi się uwolnić od ojca, na pewno poczułbym ulgę, ale nie byłoby to szczęście. Byłem na to zbyt zepsuty. Zbyt paskudny by czuć radość. Mój najlepszy ojciec już się o to postarał. 

A Silver, ona pokazała mi tą iskierkę. Przeżyła piekło, a i tak potrafiła się cieszyć życiem, śmiać z zabawnych rzeczy czy pomagać innym. Była dobrem, na które nie zasługiwałem. Dobrem, którego nie mogłem już wypuścić z rąk. I nie miałem zamiaru tego spierdolić. Musiałem ją chronić. Musiałem się nią zaopiekować. Taki potwór jak ja mógł w końcu się na coś przydać. Złość i nienawiść, które napędzały mnie każdego dnia, w końcu mogły być dla mnie pomocne. Obrzydliwa frustracja, budowana przez lata służyła mi teraz do ochrony. Zbierałem ją do kupy, by móc ją wykorzystać przeciwko prawdziwym wrogom. Jeśli miałbym umrzeć, umarłbym szczęśliwy. Może moje występki nie zostałyby wybaczone, ale przynajmniej zrobiłbym jedną jedyną odpowiedzialną rzecz w swoim życiu.

Stało się to moim celem. 

W momencie, gdy wszystkie emocje i wspomnienia zaczęły wracać, Silver robiła się w moich oczach coraz bardziej krucha. To co w niej widziałem, łamało mi, już tak poryte, serce. 

Spała wtulona we mnie już od ładnych dwóch godzin. Nie przyzwyczajony do spokojnych sobotnich wieczorów nie potrafiłem zasnąć. Potrzebowałem się napić, ale nie mogłem. Nie chciałem by coś jej się stało. Dziewczyna była przemęczona, cieszyłem się gdy zasypiała mi w ramionach bez większego problemu i odpoczywała jak należy. Uleczałem ją też, ale nie zawsze to wystarczało. Psychiczne wyprucie było zupełnie inne niż fizyczne. Starałem się jak najdłużej nie spać, by dać jej wypocząć. Ale gdy tylko zasypiałem i przekręcałem się na drugi bok, wypuszczając ją z objęć, po jakimś czasie budziła nas oboje z krzykiem. 

Bez powrotu - ZAKOŃCZONA - w trakcie korektyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz