/16/

337 27 24
                                    

Jimin bezwiednie zakołysał swoim kieliszkiem, wypełnionym winem i spojrzał na Tae z pewnym zmieszaniem. Siedzieli właśnie w jakimś niezbyt przyjaznym barze, ale to było jedyne czynne miejsce w środku tygodnia i grubo po północy. Park po raz kolejny na przestrzeni ostatnich tygodni został wyciągnięty z łóżka telefonem kolegi, więc teraz siedział w spodniach od dresu i okularach.

-Wiesz...-zaczął, niepewny czy to w ogóle jego rola, by zadawać takie pytania - dlaczego z nim jesteś, skoro tak trudno się wam dogadać? To dobrze...chyba...że próbujecie, ale osobno nie byłoby wam łatwiej?

Kim był wyraźnie zaskoczony jego bezpośredniością, zarumienił się nieznacznie i zaczął skubać skórkę przy palcu.

-Jungkook nie zawsze taki jest. Przez większość czasu jest naprawdę kochany, no i nie raz mnie uratował.

-Przed czym? - zaciekawił się Park, nim ugryzł się w język.

-Przede mną... - Widząc jego zaskoczone spojrzenie odchrząknął i usiadł wygodniej - gdy zaczynaliśmy być razem, to nie chciałem wychodzić do ludzi, wszędzie te tłumy i pośpiech...wtedy też odeszła ode mnie bliska mi osoba i...kurde nie wiem nawet, czy byłem w tamtym czasie człowiekiem, ale on mnie z tego wyciągnął. Był cholernie zdeterminowany, zupełnie nie wiem dlaczego, wiesz...mógł znaleźć innego, takiego niezepsutego, ale każdego dnia wstawał i walczył o mnie i o nas, aż nie zaczęło być lepiej. My zwyczajnie...już się zmieniliśmy. Ja go ciągle kocham, ale nie chce już z przestrachem patrzeć zza jego pleców. Chcę mieć własne życie, jemu też to dobrze zrobi, ale on prawdopodobnie nie może sobie poradzić z tym, że puszczam jego dłoń, nawet na chwilę. Od razu się wtedy rozgląda w panice...czasami zachowuje się, jak matka albo jak dowódca, nie jak partner. Póki jesteśmy sami, jest idealnie, ale wystarczy, że mam zorganizować przyjęcie - machnął ręką w stronę Jimina - i to już jest za dużo dla niego, ale oczywiście nic takiego nie powie, nawet nie wiem, czy to zauważa.

Park pogładził ramię kolegi i uśmiechnął się smutno.

-Czasem tak jest, że bliscy nie potrafią wytrzymać tego, kim naprawdę jesteśmy, ale mam nadzieję, że uda ci się do niego dotrzeć.

-Dzięki - Kim mrugnął do niego z wdzięcznością - dawno nie miałem przyjaciela.

*

Yoongi przemierzał ostatnie metry korytarza dzielące go od mieszkania partnera. W jednej dłoni niósł makaron, mający być ich dzisiejszą kolacją, a w drugiej zdjęty już z szyi szalik, który niegdyś ogrzał Jimina.

Był zadowolony z tego, jak toczy się ich relacja - niespiesznie, szczerze i z dużą czułością. Jedynie zadra w postaci Tae, raz za razem mąciła jego spokój. Po prawdzie nie sam Kim był problemem, co jego związek z Jungkookiem, w którym podobno działo się coraz gorzej. Wiedział to jednak jedynie z doniesień partnera, który niejednokrotnie odwoływał ich i tak rzadkie spotkania, by ruszyć na odsiecz koledze. Sam Jeon nie dawał po sobie tego poznać i w pracy, jak zwykle promieniował dobrym humorem i nieszablonowymi pomysłami.

                Przerzucił szalik przez ramię i zapukał krótko do drzwi. Jimin otworzył mu po dłuższej chwili, całym sobą zdradzając, że dopiero wyszedł spod prysznica. Stopy miał bose, na biodrach wisiały mu luźne szare dresy, na nagą klatkę piersiową zarzucił niezapiętą koszulę w kratę (właśnie pospiesznie błądził palcami po guzikach), włosy miał mokre, a okulary spoczywające na nosie były nieco przekrzywione. Yoongi zaniemówił, nigdy nie był wielkim oratorem, ale przy partnerze często zapominał, jak się artykułuje. Bo Jimin był zwyczajnie piękny i chociaż Min wierzył w szczerość jego uczuć, to raz po raz zastanawiał się, jakim cudem został nimi obdarzony.

Skorupki [Taekook I Yoonmin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz