Chłopak spędzał czas swoimi przyjaciółmi, znacząco nabrał coś więcej niż tylko relacje przyjacielską
z Daphne, po przebudzeniu się ze śpiączki Zoya szykowała się do wyjścia ze szpitala...Kilkanaście lat temu...
To była deszczowa noc, nigdy dotąd tak bardzo Nowy Jork nie był zalany. Nie dało się przemieszczać przez drogi ze względu na tak dużą ilość wody na ulicach. W tym czasie pewna matka trzymała swoje dziecko owinięte pieluszki, była bardzo przestraszona a nie miała się nigdzie schować.
— Kocham Cię skarbie... — mówiła zmarznięta.
Zanosiło swoje dziecko do domu dziecka, zostawiła je w oknie życia ale przed tym pocałowała jeszcze i uściskała. Położyła dziecko a następnie ostatni raz spojrzała na nie, uciekła potem stamtąd dzwoniąc jeszcze dzwonkiem. Od razu otworzyła jakaś kobieta drzwi ale nikogo nie zauważyła, szybko sprawdziła okno życia a tam znalazła niewielkie dzieciątko zmarznięte i płaczące.
— O Boże... — wzięła je na ręce.
Zauważyła, że ma dzieciątko coś na nodze, to była karteczka i szybko spojrzała na nią.
— Henry? — to było imię tego dziecka.
Widząc coraz to większą ulewę, schowała się w domu dziecka mając przy sobie dzieciątko. Niedaleko obok na świat przychodziła dziewczynka Alice, gdy matka trzymała ją nie czuła żadnej więzi. To nie miała bowiem miłości ze swoim mężem, to była nieszczęśliwa miłość zakończona dzieckiem. Niedługo po jej narodzinach rodzice rozwiedli się, w tym czasie dziewczynka była jeszcze bardzo młoda.
Kilka lat później...
Zarówno Alice jak i Henry nie odczuwali miłości rodziców, chłopak nawet ich nie posiadał. Nie miał żadnych przyjaciół w domu dziecka, trzymał się sam a opiekunką ciężko było złapać z nim kontakt. Nie był szczęśliwy, gdy dowiedział się, że został adoptowany. Od lat rysował rysunki z matką, chciał ją za wszelką cenę znaleźć.
— Gdzie jest mama? — pytał w kółko.
Alice była bardzo zaniedbana, otaczały ją tylko opiekunki niczym jak chłopaka kobiety w domu dziecka. Jej ojciec zawsze był zapracowany, matki nie znała i niewiele o niej mówiono w domu. Brakowało jej relacji z ojcem ale także i potrzebowała matki, której nigdy w życiu nie uświadczyła.
— Gdzie jest mama? — pytała w kółko.
Mimo tego, że różniły ich stany życia obydwoje nie posiadali matki, nigdy jej w życiu nie mogli uświadczyć co bardzo ukształtowało ich charakter.
Teraz...
Henry chciał spotkać się z Zoyą, która spędzała ostatnie dni w szpitalu natomiast przed tym postanowił jeszcze zobaczyć się z Daphne i Corą. Poczekał jeszcze chwilę zanim Daphne skończyła zmianę, po jakiejś chwili wyszła stamtąd.
— Hejka — podeszła do niego przywitać się z nimi.
— No cześć — również się przywitał.
Dziewczyna miała chwilową przerwę, mogła więc z nim pogadać przed szpitalem.
— Jak tam leci? — zapytał.
— Jakoś leci ale jest ciężko, znowu noce nieprzespane bo zmiany godzin pracy — odpowiedziała.
Chłopak rozumiał to, niedługo wcześniej skończył pracę więc tak żeby był wymęczony ale zależało mu na tym aby spotkać się z wszystkimi bliskimi.
— A jak u ciebie? — pytała.
— Podobnie, jakiś czas temu skończyłem pracę i chciałem się spotkać z Zoyą bo jak mam czas to co mi szkodzi a w dodatku jeszcze fajnie spotkać was — odparł.

CZYTASZ
Twój Anioł Stróż ~ Adammix777
Ngẫu nhiênPewien chłopak zmaga się ze swoim nastoletnim życiem, spada na samotno skąd nie ma powrotu ale czy na pewno? Chcę zadowolić się ze świata ale każda tego próba kończy się źle, nieoczekiwanie z samych niebieskich pojawia się pewna postać. Czy chłopako...