11

2 0 0
                                    

Przez cały czas trwania przyjęcia Sang-Mi czuła niepokój. Patrzyła na artystów tańczących na oczach wszystkich z lękiem i zazdrością. Czuła się od nich gorsza, a to ją frustrowało. Dlaczego tak na nią wpływały gisaeng, które były równe niewolnikom, te bezwstydne i nierządne kobiety? Czuła złość i chciała je wszystkie wyrzucić z domu, bo nie mogła na nie patrzeć.

- Miały czelność patrzeć się na niego w tak wyzywający sposób. – warknęła i gwałtownie odłożyła szczotkę na toaletkę, przy której się czesała.

- Mówisz o ministrze, moja pani? – zapytała siedząca obok Soh-Ra.

- Tak. To uwłaczające. Jak gisaeng mogła znaleźć się w moim domu? – westchnęła z rezygnacją.

- Dlaczego tak się tym przejmujesz, moja pani? Czy nie są to tylko nieistotne artystki? Dziś występują tu, jutro tam i wszyscy o nich zapominają. Mało kto w ogóle zna ich imiona. Czy są w ogóle warte, żebyś o nich myślała?

- Denerwuję się, że właśnie teraz, właśnie teraz, taka kobieta mogłaby zająć moje miejsce. Gdy już wszystko przygotowałam, że okaże się, że jest za późno, że za długo zwlekałam. Teraz, gdy w końcu się zakochałam. – zapłakała.

- Nie martw się moja pani. Widziałam, jak minister patrzył tylko na ciebie przez cały czas. To niemożliwe, żeby cię porzucił. On naprawdę cię kocha. – zapewniła Soh-Ra. – A poza tym, nie porzuciłby najwspanialszej kobiety dla podrzędnej kurtyzany.

- Sang-Mi, to ja. – usłyszały głos ministra zza drzwi.

- Jeszcze chwilkę. – odkrzyknęła Sang-Mi i wstała z krzesła. Opierając się o służącą doczłapała się ze złamaną nogą do łóżka, gdzie usiadła.

Do owego złamania doszło przed dwoma tygodniami, podczas powrotu do domu ze spaceru. Po pysznym obiedzie zjedzonym w plenerze, z bukietem w jednej ręce szła za Nam-Shinem skalistą ścieżką w lesie. Często podczas takich wypraw minister zbierał w drodze kwiaty dla swojej ukochanej, z których tworzył się niewielki bukiecik. Przemierzali tę drogę już niejeden raz i szli nią pewnie. Niespodziewanie jeden z kamieni przetoczył się pod stopą Sang-Mi, a ona przewróciła się uderzając przy tym bokiem łydki w inny kamień. W wyniku tego niefortunnego wypadku złamała kość strzałkową i nie mogła podpierać się na uszkodzonej kończynie. Była z nimi jedynie Soh-Ra, która miała zajęte ręce pakunkami. Minister z przejęciem przykucnął przy Sang-Mi. Gdy okazało się, że nie może dalej iść, bez wahania wziął ją na plecy. Początkowo się speszyła, a na jej policzki wstąpiły rumieńce. Szybko jednak zaczęła się czuć bezpiecznie i komfortowo. Co jakiś czas pytała męża, czy nie jest mu za ciężko i czy nie potrzebowałby chwilę odpocząć, ale Nam-Shin dalej niestrudzenie maszerował. Po którymś razie, gdy Sang-Mi znów usłyszała tę samą odpowiedź na swoje pytanie, wtuliła się mocniej i dyskretnie ucałowała ministra w policzek. To był zaledwie ułamek sekundy, nawet Soh-Ra idąca tuż obok niczego nie zauważyła, ale im obojgu serca zaczęły bić szybciej.

Soh-Ra otworzyła ministrowi drzwi i wpuściła go do pokoju. Uśmiechnęła się do Sang-Mi szeroko i poruszyła ustami bezgłośnie życząc jej powodzenia. Nam-Shin patrzył na nią w zdziwieniu i zaciekawieniu, ale postanowił to zignorować.

- Mówiłaś, żebym przyszedł, bo masz dla mnie prezent, tak? – zapytał Nam-Shin siadając obok Sang-Mi.

- Tak. Proszę. – powiedziała i wręczyła mu mały pakunek. Wewnątrz znajdowała się ręcznie spleciona przywieszka do pasa.

- Dziękuję. – odpowiedział Nam-Shin, jednak nieco zdziwiony niepozornością prezentu. – Sama to zaplotłaś?

- Zgadza się. – odpowiedziała Sang-Mi. – Może to nic wielkiego, ale chciałam w ten sposób powiedzieć ci, że chcę, żeby nasze małżeństwo było jak ten splot, nierozerwalne.

Zapomniana KrólowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz