Rozdział 1

194 10 7
                                    

 Rynek w Yangju rozbrzmiewał mozaiką głosów różnych kupców, dostawców, handlarzy i klientów, którzy targowali się o jak najniższą cenę. Ktoś zachwalał swoje delikatne jak nić pajęcza tkaniny, inny świeże jajka, jeszcze inny sprzeczał się z konkurentem. W tym głośnym zamieszaniu każdy jednak znajdował to, czego szukał

- Te zioła na pewno pomogą pana żonie. Proszę podawać jej napar trzy razy dziennie. – młoda dziewczyna przy stoisku zielarskim poinstruowała swojego klienta.

- Och, dziękuję ci panienko Lee! – odparł zachwycony mężczyzna. – Co byśmy zrobili bez twojej pomocy?

- Nie ma za co panie Kwak. [czyt. kła] Zawsze chętnie służę panu pomocą. Proszę dać mi znać, gdyby tylko coś się działo.

- Jak śmiesz żądać ode mnie pieniędzy?! Puszczaj, bo jeszcze wybrudzisz mi kaftan, ty śmieciu! – nagle rozbrzmiał zagniewany męski głos, a cały tłum w około na chwilę jakby ucichł.

- Co tam się dzieje? – zapytała młoda zielarka, wychylając się zza klienta, by lepiej widzieć zajście.

- Takie plugawe robale jak ty, powinny umrzeć! – dalej krzyczał mężczyzna. Był ubrany w bogate, zdobione misternym haftem szaty. Stał nad ubranym w łachmany człowiekiem, opierając się jedną nogą na jego twarzy, tym samym przyciskając ją do ziemi.

- Bardzo proszę popilnować mojego straganu przez chwilę. Co ten napompowany szlachcic sobie wyobraża?! – powiedziała z oburzeniem dziewczyna i ruszyła pewnym krokiem w stronę dręczyciela i odepchnęła go. – Co pan czynisz?! Przecież ten człowiek nie zrobił nic złego!

  - Jak śmiesz, ty dziewucho?! – obruszył się bogacz i podniósł rękę z zamiarem, by uderzyć ją w twarz. Niespodziewanie trafił jedynie na kij od cepa.

 - Tylko tknij naszą panienkę, to przysięgam, że pomszczę ją dziesięciokrotnie. – odezwał się właściciel narzędzia, odważnie broniąc dziewczyny.

- Ach, ty... masz pojęcie z kim rozmawiasz? – nadal unosił się arystokrata.

- Nie obchodzi mnie, czy jesteś arystokratą, urzędnikiem, czy wieśniakiem. Możesz sobie być nawet i królem, ale jeśli zaraz nie opuścisz naszej osady, to połamię ci kręgosłup moim cepem.

Urzędnik żachnął się i splunąwszy na ziemię przed żebrakiem, poszedł przed siebie.

 - Słyszysz mnie? – panna Lee ukucnęła przy pobitym żebraku. – Możesz mówić?

 - Tak. Dziękuję za pomoc.

 - Podnieście go i zaprowadźcie na tył mojego stoiska. Opatrzę go. – zarządziła dziewczyna, a dwóch mężczyzn wykonało jej polecenie.

  - Mamo, mamy rannego. – zakomunikowała dziewczyna wprowadzając mężczyzn do pomieszczenia, gdzie jej matka przygotowywała zioła i lekarstwa na sprzedaż.

 - Połóżcie go na tamtej macie. – rozkazała starsza kobieta odrywając się od pracy. – A ty, wracaj na stoisko, dziecko. Panowie, też możecie już iść.  

 - Dobrze. – odpowiedziała posłusznie córka i wyszła. W głębi serca była jednak trochę zawiedziona. Bardzo chciała praktycznie nauczyć się fachu medyka, a nie tylko sprzedawać medykamenty. W dodatku była ciekawa tej nowej postaci w jej miejscowości. Skąd tu przybył? Dlaczego wylądował na ulicy?  

 Usiadła na swoim stołku i oparła się łokciami o ladę. Jednak, gdy tylko nikt obok nie przechodził, odchylała się do tyłu, aby podsłuchać co się dzieje w sieni.  

 - Biedaku, ale cię urządzili. – do uszu dziewczyny doszedł głos jej matki. Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą i cmoknęła parę razy pod nosem. – Powinieneś bardziej na siebie uważać i nie pozwalać tak sobą pomiatać. Zobacz tylko jak wyglądasz: masz podrapaną całą twarz, a z nosa leci ci krew. Jesteś mężczyzną, powinieneś umieć zawalczyć o swoją godność. Jak chcesz znaleźć żonę, skoro nawet o siebie nie umiesz się zatroszczyć? – zganiła chłopaka jakby był jej własnym synem. – Jak ci na imię?   

Zapomniana KrólowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz