Rozdział 10

5 0 0
                                    

Nam-Shin. To imię przez długi czas nie mogło jej przejść przez gardło. Była zbyt przyzwyczajona do nazywania go według tytułu, a w dodatku wiązało się z poufałością, na którą nie chciała jeszcze pozwolić.

- Na razie nie czuję z tobą na tyle bliskiej więzi, żebyśmy mówili sobie po imieniu, ministrze. – powiedziała tamtego razu na polanie. Ale zaraz potem zaczęła wątpić w słuszność swoich słów. Może powinna była jednak się przemóc? Przecież minister robił co mógł, żeby zyskać jej przyjaźń.

- Rozumiem. Ale gdy tylko zmienisz zdanie, możesz mówić do mnie po imieniu. – usłyszała wtedy w odpowiedzi.

Ujęło ją jednak to, że minister jako ktoś o wyższej od niej pozycji, pokornie zniżył się do tego, by pozwolić jej mówić do siebie po imieniu. Nie mogła też nie zauważyć szacunku jakim ją otaczał. Nie dość, że zawsze zwracał się do niej per „panno" to zapytał się czy mógłby mówić jej po imieniu, choć mógłby to zrobić bez pytania i już dawno temu.

Po przejażdżce, Sang-Mi udała się samotnie do Taehyunga.

- Gdyby Byong-Soo się pojawił, powiedz mu, żeby o mnie zapomniał. – oznajmiła z pełną powagą. – Gdyby dopytywał, nic mu o mnie nie mów. Nie chcę, żeby mnie szukał. Powiedz też gospodyniom i właścicielom karczm, żeby nie udzielali mu żadnych informacji na mój temat.

- Panienko, na pewno tego chcesz? Przecież go kochasz. To widać jak na dłoni. – wtrąciła żona Taehyunga.

- Spóźnił się. I oczywiście, wolałabym być z nim. Ale najwidoczniej niebiosa przygotowały mi inny los. Poza tym, on nigdy nie da mi tego, co da mi minister, tego, czego najbardziej potrzebuję.

- Czyli jednak wybrałaś zemstę? – zapytał Taehyung wyraźnie zawiedziony.

- Tu już nawet nie chodzi o zemstę, a o sprawiedliwość. – odparła Sang-Mi. – Ale prawdą jest, że aby ją uzyskać od teraz będę kroczyć właśnie tą ścieżką.

- Jak sobie życzysz, panno Lee. Sprawię, że nie będzie cię szukał. – odparł Taehyung. – Ale muszę powiedzieć, że mnie rozczarowałaś. Nie tak postąpiłaby córka sędziego Lee. Uważam też, że i Byong-Soo nie chciałby cię dłużej pojąć za żonę, wiedząc jakiego dokonałaś wyboru. Niech to będzie ostatnia przysługa, jaką dla ciebie spełnię. Nie proś mnie więcej o pomóc, bo ja i moi domownicy nie będziemy dłużej twoimi przyjaciółmi.

Sang-Mi spojrzała na niego ze złością oburzeniem i niedowierzaniem. Jak mogli się od niej odwrócić? Czy nie chcieli, żeby imię sędziego zostało oczyszczone z zarzutów? Z oburzeniem odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia.

- Żegnajcie! – na koniec rzuciła obrażona i wybiegła z ich domu.

Zaledwie kilka kroków dalej stał jej służący, który ją eskortował. Gdy stanęła przy nim, zalała się łzami. Odtąd była już całkiem sama. Osierocona, wyklęta przez przyjaciół, a sama odrzuciła miłość. „Żegnaj Byong-Soo" – powiedziała w myślach.

- Mogę jakoś pomóc, moja pani? – zapytał zmartwiony służący. Sang-Mi jedynie pokręciła przecząco głową.

- Chodźmy do domu. – powiedziała, gdy nieco opanowała płacz.

Ku jej zdziwieniu w domu już czekała na nią jej służąca Soh-Ra. Gdy tylko zobaczyła Sang-Mi, rzuciła jej się z radością na szyję.

- Panienko czemuś taka zapłakana? Co się stało? – dopytywała z zatroskaniem.

- Soh-Ra, obiecaj mi, że cokolwiek się stanie i jakąkolwiek podejmę decyzję nigdy mnie nie opuścisz.

- O czym ty mówisz panienko? Przecież nie mogę odejść, dopóki sama mnie nie odprawisz.

Zapomniana KrólowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz