Rozdział 3

53 6 0
                                    

Gwizd kierownika ogłosił przerwę obiadową. Wszyscy oderwali się od pracy, znaleźli miejsca do siedzenia i zaczęli wcinać kimbap. Również Byong-Soo wyjął swoją kulkę, ale usiadł na uboczu, z dala od innych pracowników, aby móc swobodnie porozmawiać z Chung-Soonem, gdyby ten się zjawił.

Po chwili dostrzegł czającą się za słupem postać, której oczekiwał. Na jego znak człowiek się zbliżył.

- Sprawdziłem dzisiaj dwóch urzędników. – oznajmił Chung-Soon. – Namiestnik jest czysty. Natomiast tamten urzędnik przekupił dostawców, aby oddawali mu całe zapasy zioła tarczycy oraz błękitu kobaltowego. Nie wiem po co to gromadzi, jednak ludzie skarżą się, że nie mają jak wyrabiać lekarstw, ani bawić porcelany czy ubrań. Sądzę, że próbuje zdobyć monopol na te produkty, by potem mieć wpływy w stolicy.

- Pytanie tylko, skąd miał pieniądze na łapówkę. – zastanawiał się Byong-Soo. – Nawet dworu nie byłoby stać na taki ruch.

- Niestety nie udało mi się jeszcze tego ustalić. Podejrzewam tylko, że ma jakieś ukryte dochody. Ponoć często wyrusza ze sporą liczbą ludzi do Chin. Będę musiał jeszcze to sprawdzić. Ale jest jeszcze jedna sprawa. Dostałem informację z pałacu, że niejaki urzędnik Kang z tej miejscowości został awansowany na posadę ministra finansów.

- Co? Dlaczego? – zadziwił się szlachcic. – Czyż dotychczasowy minister się nie sprawdzał? Przecież był naszym człowiekiem. Po co zastępować go kimś nowym i nieznanym?

- Nie wiem. Ale krążą pogłoski, że Kang zaoferował pokaźną sumę pieniędzy dla królewskiego skarbca, który powoli pustoszeje z powodu barbarzyńskich najazdów na północy i wsparcia jakie Joseon udziela Chinom na zachodzie.

- No tak. Tak długie walki zawsze ciągną za sobą wielkie koszty. – przyznał Byong-Soo. – Mam nadzieję, że ten cały Kang nie okaże się jakimś intrygantem.

- A co z sędzią? Udało ci się coś ustalić w jego przypadku? – zapytał z ciekawością gwardzista.

- Jeszcze nic pewnego. Na razie wydaje się być w porządku. Udało mi się wślizgnąć do jego gabinetu i poszperać w dokumentach. Ale jest ich tyle, że ciężko się przez nie przekopać.

- Mam nadzieję, że nie ma nic do ukrycia. Szkoda by mi było tej panny.

- Tak, mnie też. – westchnął Byong-Soo.

- Panie... – zaczął Chung-Soon, jak zwykle zapominając, że nie powinien używać tego zwrotu publicznie. – Czy ty może polubiłeś tę dziewczynę? – zapytał z obawą. Miał lekki żal, bo sam chciał spróbować swoich szans u Sang-Mi, ale nie mógł odmówić niczego swojemu panu.

- Czy ją polubiłem? Ciężko mi powiedzieć. Z całą pewnością jest warta większego zainteresowania. Jest mądra, a w dodatku życzliwa. Ma w sobie też trochę zdrowego szaleństwa połączonego z troskliwością. Z każdym dniem odkrywam w niej jakąś nową cechę i każda mi się podoba.

- Myślisz, że mógłbyś się jej oświadczyć? Po tym jak zakończymy naszą misję? – dopytywał Chung-Soon.

- Nie wiem, czy to możliwe. Po tym jak odejdę pewnie znów ją zmartwię. A gdybym chciał się jej oświadczyć, musiałbym przyznać się kim jestem i że dotychczas ją oszukiwałem. Prawdopodobnie nie będzie mogła tego zrozumieć i nie przyjmie mnie. Więc chociaż darzę ją pewną sympatią, nie wiążę z nią żadnych nadziei. Gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach, byłyby większe szanse.

- No tak. Choć myślę, że warto byłoby przed odejściem wyjaśnić tej rodzinie nasze intencje. – podpowiedział Chung-Soon. – Należy im się to, zważywszy na ich obecną sytuację.

Zapomniana KrólowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz