,,Ah te twoje oczy..."

1.2K 53 110
                                    

Per. Fang

— JAK TO KURWA NIE MACIE NIKOGO DO WYSŁANIA POMOCY? — Usłyszałem w zamian za to zdanie, w którym pracownik centrum pomocy kazał mi się nie wyrażać. Nie zwracałem na to zbytnio uwagi. Wziąłem parę głębokich wdechów, tuląc Edgar'a i sprawdzając wciąż jego tętno, jak i równomierność oddychania.

Nie ma Pan samochodu, by przywieść poszkodowanego? — I w tym momencie, zastanowiłem się czy aby napewno rozmawiam z kimś dyplomowanym i doświadczonym. Rozłączyłem się, o niemal rzucając telefonem o zimne podłoże. Okryłem mój skarb swoją bluzą starannie, wziąłem go na ręce i niemal zacząłem z nim biec w stronę domu. Zdążyłem delikatnie pofarbować swe ubrania, tylko delikatnie gdyż krew już powoli wysychała.

Nareszcie, byłem blisko domu. Gdy byłem już pod drzwiami, otworzyłem je i wparowałem do kuchni. Posadziłem Edgar'a na jednym z krzeseł i odrazu pobiegłem po apteczkę, nie chcąc jednak spuszczać z niego wzroku... Lecz musiałem. Znalazłem. Wróciłem do ciemnowłosego i nachyliwszy (zasada zapamiętana?) się nad nim, a bardziej jego raną, rozdarłem materiał od spodni który jednak wciąż w jakiś sposób istniał.

Wziąłem płyn do dezynfekcji i pośpiesznie użyłem go na rozcięciu. Nie wiem, czy to wogóle działa na takie rany... Nie jestem lekarzem. Nacięcie było głębokie, co mnie zmartwiło jeszcze bardziej. Zwróciłem uwagę na zawartość apteczki, w której nie było nic przydatnego by to załatać. Oprócz plastrów i bandaży.

Starannie nakleiłem plaster na jego ranę. Ale cholerę mi lub jemu to da? Nie wiem. Nic. Robię to tylko dlatego, by później z nim pojechać czy pójść do szpitala. Na ten czas to musi wystarczyć.

Spojrzałem na jego obezwadniałą dłoń, splotłem ją ze swoją i ucałowałem. Spojrzałem na jego twarz, klęcząc przed nim. Łzy napłynęły mi do oczu, aż po chwili zatopiłem swoją twarz w jego kolanach. Zauważyłem że był cały zimny. Na chwilę wyszedłem z pomieszczenia, by szybko wrócić z kocem i go okryć. Ponownie położyłem swoją głowę na jego kolanach.
Kciukiem zacząłem gładzić jego dłoń.

Per. Edgar

Dookoła mnie panowała ciemność.
Czułem delikatny wiaterek przy mojej twarzy, muskający również moje włosy. Dopiero po paru sekundach dotarł do mnie niemiłośnierny ból. Czułem, jak ktoś nade mną stał. Tym razem mogłem dostrzec dokładnie. Buster. Najlepszy przyjaciel Fang'a. Opadłem delikatnie wzdłuż ściany, w dół, mimo że już byłem w pozycji siedzącej. Ten zaczął mi rozcinać udo, jak i inne części ciała. Jedyne co zobaczyłem, to mignięcie metalu. Wrzasnąłem z cierpienia. W moje oko, oko które nie było zakrytę mymi włosami, został wbity nóż.

Otworzyłem oczy, głośno dysząc. Podskoczyłem, myśląc że już koniec męk i nareszcie jestem w innym świecie. W tym momencie mroczki zniknęły sprzed moich oczu. Z radością dostrzegłem, że z moją widocznością wszystko w porządku. Również, że byłem w domu. Dotarły do mnie wszystkie złe wspomnienia, które i tak powoli zanikały... Lecz wciąż czułem ból, tam na dole jak i odrazę do siebie samego. Spojrzałem w dół, myśląc że wciąż jestem pół nagi. Ale... Skoro jestem w domu, to znaczy że Fang mnie odnalazł? Lub.. Shelly wracała z tego całego wyjazdu.

Dostrzegłem kogoś leżącego na mych kolanach. Był to wysoki chłopak z kitką, a mianowicie Kieł. Uśmiechnąłem się do siebie, widząc jak śpi i nasze dłonie złączone razem. Pocałowałem go w głowę, nachylając się obolały, przy tym cicho wzdychając z bólu. Po chwili poczułem ruch, a oczy mojego chłopaka otworzyły się powoli i spojrzał na mnie. Niemalże przy tym, jak się na mnie rzucił, przewrócił krzesło. Stęknąłem z bólu, ale uśmiechnąłem się, widząc jego łzy szczęścia. Następnie zniżył się i wtulił się w moją klatkę piersiową. Kocham tego ryżojada...

— Boże, Edgar.. Ty żyjesz! — Zaczął mówić, przy tym cichutko łkając od płaczu. Wplotłem swoją dłoń w jego włosy, bawiąc się nimi oraz głaszcząc go.

— Czemu miałbym nie żyć? — Zaśmiałem się cicho, ale wyglądało to bardziej jak śmiech bez emocji. Widać Kieł to zignorował i pocałował mnie subtelnie w usta, odsuwając się po chwili na kilka milimetrów. Uśmiechał się cały czas. Dokładnie tak jak ja. Oplotłem go ramionami, tuląc. Ten wziął mnie na ręce. Jak ja bardzo to kocham... Może i jestem, albo byłem spontaniczny ale kocham to.

Wyższy zaniósł mnie na piętro do swojego pokoju i położył mnie na łóżku chichocząc. Właściwie, nie położył mnie a wziął mnie na swoje kolana. Ja w zamian za to wtuliłem się w niego i położyłem swoją głowę w zagłębieniu jego szyi, wdychając jego cudowny zapach. Poczułem delikatne gładzenie dłoni po moich plecach. Zamknąłem oczy, jednak wtedy Fang delikatnie mnie szturchnął. Odsunąłem się i spojrzałem na niego z pytającym wzrokiem. Ten spojrzał mi się prosto w oczy, a ja mu. Jego tęczówki pięknie wyglądają. Tak jak cały on. Przybliżyłem się delikatnie, on również... Nasze usta złączyły się w subtelnym pocałunku. Nic nie było wartościowe tego, co się właśnie dzieje. Kocham go całym sercem.

× ⟨ '' Walka w Oblicze Miłości '' ⟩ × [Fang x Edgar] - [BS] - [BL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz