35

25 0 0
                                    

Rano obudziłam się 15 minut później niż zwykle. Byłam przyzwyczajona do tego, że Eric budzi się pierwszy i jak zaczyna się ogarniać to hałasuje co mnie budzi, ale niestety dzisiaj tak nie było.

Ogarnęłam się szybko i zjadłam śniadanie, czyli mój ukochany jogurt z granolą i owocami. Kilka minut później przyszła do mnie wiadomość, że Victor czeka już przed domem.

Wyszłam z domu i zamknęłam za sobą drzwi, bo nikogo już w środku nie było. Tata pojechał szybciej do pracy i przy okazji zawiózł Matta do przedszkola. Wsiadłam do samochodu i przywitałam się z moim chłopakiem szybkim buziakiem, żeby go nie rozpraszać jak kieruje.

Po drodze wjechaliśmy jeszcze po Steva, bo zepsuł mu się samochód i nie miał jak przyjechać do szkoły, więc poprosił nas o pomoc. Swoją drogą to okropny pasażer. Cały czas chciał zmieniać muzykę, kopał w siedzenia i inne tego typu denerwujące zachowania.

Gdy zaparkowaliśmy na szkolnym parkingu odetchnęłam z ulgą. Steve wyszedł z samochodu i ruszył prawie biegiem przed siebie krzycząc coś, że musi jeszcze zdążyć do łazienki, bo nie zdążył w domu.
Ja z Victorem natomiast z wielkim uśmiechem i splecionymi dłońmi ruszyliśmy do naszej sali, gdyż mieliśmy właśnie angielski.

-Dzień dobry dzieciaczki- Powiedziała nauczycielka wchodząc do klasy. Nie lubiłam jej nigdy. Miała strasznie urytujący głos i nie traktowała nas poważnie. Można to było stwierdzić chociażby po jej przywitaniu przy wchodzeniu do klasy- Wyciągnijcie proszę karteczki, napiszemy sobie szybką kartkóweczkę.

Spojrzałam szybko na Victora i jego mina upewniła mnie, że on też nie wiedział nic o kartkówce, tak jak reszta klasy. Niektórzy mamrotali jakieś nie zrozumiałe słowa pod nosem, inni próbowali przekonać nauczycielkę na przełożenie terminu, a jeszcze inni modlili się w ciszy o jakiś cud.

Pani Profesor jednak została nie ugięta i zapisała pytania na tablicy. Jedno szczęście, że okazały się one bardzo łatwe. Jednak Victor nie podzielał mojego zdania. Zauważyłam to, wiec przesunęłam kartkę tak, aby było mu łatwiej spisać odpowiedzi.

***

-Dziękuję- powiedział wychodząc z klasy zaraz za mną.

- Nie ma sprawy- Uśmiechnęłam się.

-Totalnie nie ogarniałem tego tematu.

-No widzisz, ktoś z nas ogarnia matmę, a ktoś angielski.

Zatrzymałam się koło szafki i wyjęłam książkę do matematyki. Niestety nie miałam jej razem z Victorem, ale i tak nie narzekałam, bo w grupie byłam razem z Kate i Jackiem.

-Dobra, uciekam. Nie chcę się spóźnić do Smoczycy- Powiedziałam do chłopaka i odeszłam w swoją stronę.

Weszłam do klasy u zajęłam swoje miejsce w ostatniej ławce. Kate jeszcze nie przyszła do klasy a Jacka wiem, że nie będzie, bo się rozchorował.

-Siemaneczko siostrzyczko- Objął mnie ramieniem Eric i usiadł przedemną na ławce.

-Weź się ogarnij staruszku, bo wszyscy się na nas patrzą- Rozejrzałam się zawstydzona po klasie- Co ty tu robisz?

-Przyszedłem odwiedzić ciebie w tym więzieniu?- bardziej zapytał niż odpowiedział- A tak serio to jestem tu po to, żeby opowiedzieć ci o czymś, o czym nie mogę w domu.

-Teraz to mnie nawet zaciekawiłeś, opowiadaj.

-No to w sumie nie mam ci co powiedzieć. Nudziło mi się więc przyszedłem cię pomęczyć- Zsunął się z ławki. Dokładnie w tym momencie zadzwonił dzwonek i do sali wkroczyła smoczyca.

-Eric Evans, nie przypominam sobie, żebyś był w tej klasie. Chyba że opuściłeś się w rozwoju, czym nie byłabym jakoś bardzo zaskoczona.

-Już mnie tu nie ma- Powiedział szybko znierzając w kierunku wyjścia.

Wyszedł, więc smoczyca zaczęła prowadzić już normalnie lekcje. Chwilę po rozpoczęciu zajęć do sali weszła Kate. Usiedła obok mnie szybko przepraszając za spóźnienie.

***

Po lekcjach wraz z Erickiem i Mattem pojechaliśmy do domu taty, żeby spakować swoje rzeczy i pojechać do mamy. Nie zajęło nam to dużo czasu, bo już godzinę później pukaliśmy do drzwi.

-Dzieciaki! Jak cudownie was widzieć- Uśmiechała się szeroko i każdego z nas po kolei wyściskała- Jedliście już obiad?

-Tak, zjedliśmy- Odpowiedzieliśmy z Erickiem, bo mały chłopiec pobiegł do swojego pokoju już rozpakowując zabawki.

-Rozpakujcie wasze rzeczy- Powiedziała i odeszła w stronę kuchni- Ciocia Ellie przyjedzie za dwie godziny.

-Naprawde? Tylko nie ona- Marudził Eric.

Ciocia Ellie czyli siostra naszej mamy to kobieta o wielkim sercu, ale i też za razem największa pedantka jaką zna świat. Wiem że chce dla nas dobrze, lecz czasami aż za bardzo. Mogę podać jako przykład ostatnie urodziny Matta. Jako prezent dała mu wielki kosz słodyczy i pozwoliła mu zjeść dużą jego część na raz. Do końca dnia i cały następny chłopak przeleżał w łóżku z powodu bólu brzucha. A pedantką jest z tego względu, że dużo krytykuje. Problem jest następujący. Nie widzi problemu w swoim zachowaniu. Według niej wszystkie osoby są winne, tylko nie ona. Gdy dowie się o jakiejś sytuacji możemy być pewni, że za kilka godzin będzie o tym wiedzieć cała rodzina i nie tylko. Chyba każdy w rodzinie ma taką ciocię.

-Tak, dlatego macie być dla niej mili- Nie skomentowała tonu Erica.

-Na jak długo zostaje?- Wtrąciłam, bo ciocia mieszkała od nas 5 godzin samochodem, więc nie możliwe, aby została tylko na kawę.

-3 dni, wytrzymacie tyle?

-Ktoś jeszcze z nią będzie?

-Pewnie Rico. Wiesz że bez niego się nie ruszy.

Rico to kot cioci. Niby nie jest rasowy, bo to zwykły rozpieszczony dachowiec, ale tak jak powiedziała mama. Jej siostra bierze go wszędzie.

-Okej, idę do siebie- Powiedział Eric- Zostawię twoją torbę ci na łóżku- Zwrócił się do mnie i odszedł we wskazanym przez siebie kierunku.

-Dziękuje- Dodałam, jak zniknął na schodach, ale był na tyle blisko usłyszeć. W odpowiedzi usłyszałam tylko jęk rozpaczy.

-Pomóc ci w czymś?- Zapytałam, gdy już zostałyśmy same.

- Nie dziecko, idź odpocznij. Zawołam was jak przyjedzie Ciocia.

-Dobrze, jak coś to wołaj. Przyjdę i pomogę.

- Dzięki, daje sobie radę.

Uśmiechnęłam się smutno i ruszyłam do mnie do pokoju.

Too Hard For MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz