Sierpień..Sierpień to zdecydowanie mój najgorszy miesiąc, a dlaczego?
Dlatego że poród miałam planowany na 11 sierpnia a dziś mamy już 8.
A ja czuję się okropnie i nie zdziwię się jeśli dziś urodzę..
Miałam coraz bardziej regularne skurcze i przy okazji coraz silniejsze a ból był okropny.
Mimo to ryklam śmiechem na pół domu a cała reszta zgromadzonych aż podskoczyła.
Bo wiecie, u nas nigdy nie może być normalnie i od samego rana Pedro obdzwonił wszystkich mówiąc im że najprawdopodobniej już dziś urodzę.
Dlatego teraz wszyscy siedzimy na kanapie w salonie. Wszyscy czyli: Ja, Pedro, Gavi, Ania, Robert, Mikky, De Jong, Blade, Ansu, Sira, Ferran, mój wujek, Fer, Blanca a z resztą co chwilę wymieniamy wiadomości.
Kiedy skurcz ustąpił, wstałam aby udać się do toalety ale ledwo do niej weszłam kiedy nagle poczułam jak jakaś ciecz spływa mi po nogach.
I wiecie co? Fajnie by było gdybym się teraz poszczała ale to nie było to, mi po prostu odeszły wody..
Dzięki mojemu przerażonemu krzykowi momentalnie w łazience zrobiło się mrowisko a wszyscy wpadliśmy w panikę.
Pedro zemdlał, ja płacząc z bólu wtulałam się w Pabla a wszyscy inni biegali obok nas chcąc ożywić mojego chłopaka kiedy to nagle przemówił Robert.
Ja z tego bólu już nawet nie słuchałam i ocknęłam się dopiero gdy z całej siły chlusnął w niego miską zimnej wody a on jak na zawołanie natychmiast wstał.
- Urodziłaś? - Zapytał od razu.
- Nie.. - Wysyczałam.
- To czemu my jeszcze nie jesteśmy w szpitalu? Rura do auta, raz! - Wrzasnął a wszyscy jak jeden mąż ustalili że jako kierowcę będzie robił Robert więc razem z nim wpakowaliśmy się do auta a cała reszta miała dojechać później.
Na całe szczęście Robert miał za sobą dwa porody więc mniej więcej nam pomógł i rozstaliśmy się z nim dopiero gdy leżałam już na sali.
Szczerze mówiąc później wszystko działo się zdecydowanie za szybko, Pedra wygonili z sali, i wszystko nagle się zaczęło.
POV: Pedro
- Co jest? - Zapytał Robert.
- Zaczęło się ale wyjebali mnie stamtąd, cholera tak się boje..
- Stary, będzie dobrze, ja się omal nie posrałem jak Ania rodziła a to działało się tak szybko że po chwili było już po. Ale powiem ci że podziwiam jak ona to znosi bo Ania darła mordę na pół szpitala a u Oliwki nie jest tak głośno.
- A może coś jest nie tak? - Przeraziłem się.
- Nie no, powiedzieli by ci wtedy. Jest dobrze. - Zapewniał mnie a ja ze stresu zacząłem chodzić w jedną i w drugą stronę po korytarzu aż nagle z sali wyszła pielęgniarka a ja jak poparzony podbiegłem do niej zasypując ją pytaniami.
- Może pan wejść zobaczyć córeczkę. - Powiedziała a ja żegnając się z Robertem wszedłem do środka i podszedłem do łóżka.
- Jest taka malutka.. - Wypłakała Oliwka.
Byłem tak cholernie wpatrzony w małą że nie docierało do mnie nic, była w chuj słodka a ja byłem w chuj wdzięczy za to wszytko co do tej pory się wydarzyło.
Pielęgniarki zabrały ją na badania a ja wreszcie miałem czas dla Oliwii.
- Jak się czujesz?
- Okropnie to chyba za mało powiedziane ale z drugiej strony bardzo się cieszę...
- Dziękuję..
- Za co?
- Za wszystko, i za to że was mam..
- Teoretycznie córkę sam sobie zrobiłeś więc to nie mi dziękuj.
- Ale to ty to wszystko przechodziłaś.
- Wiesz co?
- Hm?
- Dziś ósmy sierpnia czyli 08.08 a ósemka to twój numerek na koszulce, trafiła idealnie..
- O kurwa faktycznie..
- Ja też ci dziękuję.. mam nadzieję że przejdziemy już to wszystko razem..
- Razem, bo dla mnie, liczycie się tylko wy..
Szczerze? W tym momencie doceniłem wszystko do mam bo to właśnie 8 sierpnia stałem się najszczęśliwszą osobą na świecie..
K O N I E C
★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★
Rozdział totalnie najcięższy, mam nadzieję że nie napisałam nic głupiego i jest w miarę oki.
Myślę że dużo osób na niego czekało haha
No to cóż, widzimy się w kolejnej książce która jak to czytacie jest już na moim profilu więc zapraszam was wszystkich serdecznie ❤️❤️
CZYTASZ
Liczycie się tylko wy.. • Pedro González #2
FanfictionZniszczył wszystko co się między nami utworzyło, a mimo wszystko to ukryte uczucie które pozostało pozwoliło nam to naprawić..