rozdział 8

390 29 31
                                    

Pov. Gabriel

Co ja zrobiłem!? Dlaczego ja się zgodziłem dawać te jebane korki! CO MNIE PODKUSILO! Ja miałem już skończyć z jakimkolwiek kolegowaniem się z Ricardo! Japierdole... Dobra, będzie dobrze... Nie ma co panikować.

No więc wracając do rzeczywistości. Ustaliliśmy z Riccardo że przyjdę do niego dziś po południu, co również oznaczało że musiałem wstać dziś wcześniej żebym zdążył się ogarnąć. Może to dziwne ale w weekendy najwcześniej wstaję o 12 a ogarnięty jestem dopiero jakoś koło 15. Czasem myślę czy nie pozbyć się chociaż trochę moich włosów, one to jakiś dramat, siedzę pare godzin nad tym by jakkolwiek wyglądały a i tak wychodzi tak że zawsze mam tą samą fryzurę. No ale cóż poradzić.

Stwierdziłem że nie będę jadł obiadu tylko od razu pójdę do Ricardo. Jeśli faktycznie mam go uczyć to uwijajmy się z tym.
Więc jak tylko się ubrałem to spakowałem potrzebne mi rzeczy do torby i ruszyłem do chłopaka.

Muszę przyznać że wybieranie ciuchów zajęło mi więcej czasu niż myślałem bo u Ricardo powinienem był już być... z dobre pół godziny temu. ZARAZ CO!? PÓŁ GODZINY TEMU!? Cholera! Nie wiedziałem że jest aż tak późno! To teraz się zastanawiam o której ja wstałem że już jest po 14? Chyba mój budzik szwankuje lub po prostu mnie nie obudził. Zgaduje że to drugie.

Szczerze muszę przyznać że bardzo nie lubię się spóźniać, niestety zawsze mi się to zdarza. A więc z racji tej by się nie spóźnić jeszcze bardziej to zacząłem biec do domu chłopaka.
Nagle usłyszałem dzwoniący mi telefon w torbie więc go wyciągnąłem. W sumie mogłem się spodziewać kto dzwoni.

-Dzwonie do ciebie od godziny 10 a ty co! - krzyknął Aitor.

-Wybacz um telefonu nie słyszałem. Chciałeś coś ode mnie?

-Mialem pytanie ale teraz mam jeszcze lepsze, gdzie tak się spieszysz?

-Co? Że ja? - naprawdę jak na złość musiał zadzwonić na kamerkę.
-Biegne do eee... sklepu! Tak sklepu, mama poprosiła mnie szybko o... cukier? - błagam żeby uwierzył...

-I pójście do sklepu było ważniejsze ode mnie? Ty mnie już chyba nie kochasz.

-Aitor weź nawet tak nie mów. - w końcu zauważyłem że dom Ricardo mam dosłownie przed sobą.
-A teraz muszę kończyć, zdzwonimy się później, paa!

-Nie, czekaj! - krzyknął a ja się rozłączyłem. Źle się czuje z tym że mu nie powiedziałem prawdy ale on by dostał zawału jakbym mu powiedziałam kogo będę uczyć.

Z powrotem schowałem telefon do torby i podbiegłem do bramy chłopaka. Hah dobrze że znam na pamięć kod do otwarcia jego furtki.
Wszedłem na podwórko i zadzwoniłem do drzwi. Czy to na pewno dobry pomysł? Teraz już zbytnio nie ma odwrotu...

-Czeeesc. - powiedziałem nie pewnie gdy otworzył mi drzwi.

-O no proszę, jednak jesteś. - pokazał gestem ręki bym wszedłem do środka, tak też zrobiłem.

-Sory zaspało mi się. - powiedziałem ścigając buty.

-To nic nowego hah. - odezwał się. Spojrzałem na niego dziwnym wzrokiem a ten się speszył.
-Znaczy nie ważne... Chodźmy do pokoju.

Podniosłem swoją torbę z ziemi i poszedłem za chłopakiem ale ten się nagle zatrzymał.

-Oh zapomniałbym spytać, chcesz coś do picia lub jedzenia?

-Nie dzięki, obejdzie się bez.

On się tylko uśmiechnął i znów ruszył dalej. Co on ma z tym ciągłym uśmiechaniem się.
W końcu byliśmy na piętrze gdzie to weszliśmy do jego pokoju. Jeju ale dawno mnie tu nie było... zapomnialem jak piękny jest jego pokoju i ogólnie jego dom.

-Jak już skończysz się zachwycać to powiedz. - usłyszałem nagle głos chłopaka a ja nie co się zarumieniłem i przewróciłem tylko oczami wracając do rzeczywistości.

-Nie myśl sobie że zachwycam się twoim pokojem. Pokój jak pokój. - powiedziałem chłodno i usiadłem na jednym z krzeseł przy biurku.

Ricardo usiadł na tym obok mnie a ja zacząłem wyciągać wszystkie książki po kolei.

-Dobra too czego mam cie poduczyć?

-Eee heh... wszystkiego...

-Chyba jaja sobie robisz.

-Nie. No oj wybacz że nie urodziłem się z takim darem do fizyki jak ty.

-To teraz się tak zastanawiam jakim cudem ty zdałeś poprzednie klasy z fizyką. - zaśmiałem się.

Pov. Ricardo

-To nie śmieszne! Aż takim dzbanem nie jestem żebym nie zdał przedmiotu jakiegoś.

-Mam czasem wątpliwości. - zaczął się bardziej śmiać. Brakowało mi tego widoku...

Nie wiem jak długo się tak na niego gapiłem ale gdy Gabi w końcu na mnie spojrzał chyba nie co się speszył.

-No więc tak... - odezwał się i zgarnął włosy wypadające mu za ucho a ja się otrząsnalem.
-Moze zacznijmy żebyśmy nie siedzieli tu do wieczora.

Siedzieliśmy u mnie chyba już z godzine. Gabi o dziwo serio chciał mi pomóc ale ja totalnie nic nie mogłem zrozumieć co on do mnie gada. Może to byś trochę spowodowane tym że nie mogłem przestać się na niego gapić.... Ale to nie istotne!

-Ricardo no weź się skup! Nie mogę ci w kółko tłumaczyć jednego tego samego!

-Przepraszam, ale ja nic nie rozumiem z tego! - położyłem zrezygnowany głowę na biurku.

-Oj no weź to wcale nie jest trudne.

-Mów za siebie...

-Ehh... To co, może przerwa na świeżym powietrzu? - on naprawdę zaproponował mi właśnie pójście na spacer z nim? Czy to ten sam Gabi który jeszcze ostatnio robił mi głupie żarty? Coś tu nie gra.

-Mowisz serio? - podniosłem głowę.

-Jasne, przewietrzenie głowy dobrze wpływa na myślenie, a teraz chodź! - powiedział i ruszył do wyjścia z pokoju. Wstałem z krzesła i zrobiłem to samo.

Pov. Gabriel

Sam się dziwię że mu to zaproponowałem. Przecież równie dobrze mogłem powiedzieć że nie chcę mi się już dziś z nim siedzieć i pójść do domu. Ten chłopak źle na mnie wpływa! A może właśnie przeciwnie?...

-I co lepiej ci jak wyszedłeś na powietrze? - spytałem gdy szliśmy chodnikiem.

-Hm no coś nie coś, na pewno lepiej że nie muszę słuchać teraz o jakiś wzorach jebniętych.

Szliśmy pare minut przed siebie aż nagle zobaczyłem naprawdę bardzo znajomą mi twarz. Po drugiej stronie ulicy szedł Aitor gapiący się w telefon. Cholera! Dlaczego ten dzieciak nigdy nie wychodzi z domu ale akurat dziś musiał.

-Eeee wiesz może już wracajmy. - zawróciłem.

-Jestesmy tu ledwo parę minut.

-Zdecydowanie tyle wystarczy, a teraz chodź bo fizyka nam ucieknie. - założyłem kaptur od bluzy, by jakby Aitor nas zobaczył to żeby przynajmniej mnie nie poznał po włosach, i zacząłem pchać Ricardo by szedł szybciej.

SKIP TIME

W końcu po kolejnej godzinie skończyliśmy. Muszę przyznać że później Ricardo szybciej łapał do głowy to co mu tłumaczyłem, jestem pod wrażeniem bo zdołał zrobić sam praktycznie wszystkie zadania. Ja mu tylko czasem pomagałem.
Ciężko mi jest to stwierdzić ale miło mi się dziś spędziło z nim czas.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

"Will he ever love me?" // (iego) Vol.2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz