rozdział 24

363 28 35
                                    

Pov. Ricardo

Siedziałem u Gabiego dopiero lub aż 2 godziny. Jego mamy wciąż nie było a ja bardzo chciałem z nią pogadać dziś więc wybłagałem dyskretnie Gabiego bym mógł zostać u niego na noc. Całe szczęście mój plan się udał.

-Nie sądzisz że Shindou jest przesłodki? - spytał Gabi bawiąc się z królikiem.

-Tak... bardzo. - odpowiedziałem. Tak się składa mój drogi że sam go wybierałem specjalnie by był tak samo słodki jak i ty.

-Dalej ciężko mi uwierzyć że dostałem go od rodziców, byłem pewny że kolejny raz z rzędu mieli w dupie moje urodziny, a jednak nie.

-Ta, twoja mama musi cie na prawde bardzo dobrze znac że wpadła na to żeby kupić ci akurat BIAŁEGO królika o którym mówiłeś od PARUNASTU TYGODNI za każdym razem gdy MY WIDZIELISMY coś związanego z królikami. - mówiłem dalej zirytowany a chłopak popatrzyl się na mnie ze zdziwieniem.

-Mówisz tak jakbyś był zazdrosny o to że prezent od nich podoba mi się bardziej niż ten od ciebie.

-Naprawdę? Nie. Zdaje ci się tylko.

-Mhm...

Później z Gabim jeszcze pogadaliśmy, pooglądaliśmy, pograliśmy, wyszliśmy nawet na krótki spacerek a jak wróciliśmy dochodziła właśnie godzina już 21.

Weszliśmy do pokoju chłopaka kiedy to usłyszeliśmy kobiecy głos krzyczący "wrocilam". No w końcu!

-Idę do toalety. - powiedziałem i wstałem z łóżka na którym siedziałem.
-Dobry wieczór. - powiedziałem wchodząc do kuchni gdzie znajdowała się pani Garcia.

-O, witaj Ricardo. - odpowiedziała wyciągając zakupy z siatki.

-Fascynujace, mówi do mnie pani tak jakby nic się nie stało.

-A co się miało stać przepraszam bardzo? - wciąż mówiła odwrócona do mnie plecami.

-Niech pani nie udaje! Ukradła pani mój prezent dla Gabriela mówiąc że to od pani!

-Przestań krzyczeć bo cie usłyszy! -podniosła głos na co się trochę wystraszyłem.
-A myślisz ze co miałam innego zrobić by on nie myślał że mamy go z mężem gdzieś hm?

-Wystarczylo iść samemu coś kupić... cokolwiek! To jest nie fair z państwa strony!

-Oj już nie dramatyzuj, z resztą nie będę wydawać tak dużych pieniędzy na tą chodzącą porażkę. - powiedziala i lekko się zaśmiała.

-Jak pani śmie tak mówić o wlasnym synu! Gabi wcale nie jest porażką!

-No błagam, ja tu tylko prawde stwierdzam, to dziecko nawet sobie ze swoimi problemami nie umie poradzić samo. - naprawdę nie wierzę w to co słyszę. Jak można tak w ogóle mówić o własnym synu?

-Wow... um.. fajnie że w końcu to otwarcie wyznalas.. - oboje popatrzyliśmy ze zdziwieniem gdy nagle w progu pojawił się Gabi z zaszklonymi oczami.

-Gabi... - chciałem do niego podejść lecz ten się cofnął do tyłu.

-Ty też już przestań udawać że ci na mnie zależy! - krzyknął i wybiegł z kuchni. Auć to zabolało.

-Wie pani co? - zwróciłem się do kobiety.
-Jest pani potworem a nie matką. - rzuciłem i szybko pobiegłem za chłopakiem.

Chciałem pobiec do jego pokoju jednak gdy usłyszałem trzask od drzwi wejściowych to zmieniłem kurs. Szybko ubrałem buty i wybiegłem z domu jednak Gabiego straciłem już z pola widzenia.
Zacząłem więc łazić w wszystkie miejsca jakie przychodziły mi do głowy jednak to było na marne.
Stwierdziłem więc że napiszę do osoby która zna Gabiego chyba najlepiej, czyli Aitora. Spytałem czy ma on jakieś swoję ulubione miejsce a ten odpisał że często chodzili do lasu nad taki jeden wodospad, już wiedząc gdzie to jest podziękowałem i ruszyłem do lasu.

Po parunastu minutach byłem na miejscu a gdy przeszłem przez krzaki ujrzałem ten jakże piękny wodospad a obok na kamieniu siedział Gabi rysując coś patykiem po ziemi, i czy naprawdę on wziął tu swojego królika?

Chciałem podejść do niego jak najciszej jednak jak to ja swoim szczęściem musiałem nadepnąć na badyla.

-Ricardo zostaw mnie... - powiedział cicho wciąż gapiąc się w ziemię.

-Gabi ale..

-Ale ja co? - przerwał mi.
-Wiem jestem idiotą że uwierzyłem że jednak moim rodzicom mi na mnie zależy...Nawet jeśli tak nie było to chciałem udawać że jest inaczej, ale po usłyszeniu taki słów już nawet ciężko udawać... i przykro mi że przywłaszczyli sobie prezent który był od ciebie. A teraz możesz sobie pójść.

-Nigdzie bez ciebie nie idę. Gabiś wcale nie jesteś idiotą, to normalne że chcesz miłości od rodziców i nie dziwię ci się że udajesz że im na tobie zależy. Tylko... mogłeś mi wcześniej powiedzieć że tak wygląda twoja sytuacja w domu, wiesz że ja zawsze ci w jakiś sposób chętnie pomogę. - nie odpowiedział mi jednak nagle po prostu rzucił się na mnie przytulając mnie i oboje wylądowaliśmy na ziemi.

-Kocham cie... - usłyszałem jak cicho mówi i dość mocno się zdziwiłem.

-Co?

-Co? Znaczy nie! Nie kocham! Tak mi się wymcknelo heh... znaczy bardzo cie lubię! Ale nie kocham! Opcjonalnie jako przyjaciela.. zapomnij o tym co powiedziałem!

Nie wiem co mną teraz kierowało ale korzystając z pozycji w jakiej teraz leżymy, położyłem swoją dłoń na jego policzku i złączyłem nasze usta w ciepły pocałunek. Niech się dzieje co chce ja i tak tego żałować mie będę.
Trwal on dość długo a gdy w końcu się od siebie odsunelismy patrzyliśmy się na siebie z kolejne dobre 5 minut.

-Jaaaa... muszę iść. - powiedział szybko chłopak i równie szybko wstał ze mnie.

Sięgnął jeszcze tylko po królika i wylazł przez krzaki, jeszcze przed tym jedynie uśmiechnął się niezręcznie do mnie.

-debil. - zwyzywałem sam siebie i walnąłem się w łeb. Chyba jednak będę tego żałować...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chyba zbliżamy się do końca tej książki moi drodzy

"Will he ever love me?" // (iego) Vol.2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz