rozdział 19

397 30 19
                                    

Pov. Ricardo

Dziś sobota. Nareszcie! Już myślałem że nie przeżyje tego tygodnia szkoły do szkoły. Sam nie wierzę że to powiem ale zaczynam mniej lubić naukę.

Przechodząc do konkretów tego dnia. Gabi poprosił mnie o to bym pomógł mu dziś się spakować porządnie na kolejne dni przebywania w szpitalu. Dobrze że chociaż normalnego szpitala, czaicie że lekarze chcieli go wysłać do szpitala psychiatrycznego? Już to widzę jak tam Gabi sobie "radzi" z innymi chorymi.

-Chcesz wpaść dziś na mój mecz koszykówki? - spytał Terry. A no tak bo nie powiedziałem, jestem teraz w trakcie spaceru z Terrym.

-Wow, a z jakiej to okazji mnie zapraszasz?

-Tak o, możesz jeszcze powiedzieć o tym Victorowi i Arionowi.

-Spoko, na pewno chętnie przyjdziemy, tylko powiedz o której.

-O 18 a sms'em wyśle ci dokładnie gdzie.

-Okej.

Cieszę się że pomimo tego że dałem niby kosza Terry'emu to utrzymujemy super przyjacielski kontakt. Muszę przyznać że chyba nawet bardziej się dogadujemy po tamtej sytuacji. Nie wiem czym to jest spowodowane ale tak po prostu jest.

SKIP TIME

Byliśmy z Terrym na lodach i chwilę w salonie gier kiedy to i on i ja musieliśmy się rozłączyć gdyż ja miałem iść do Gabiego a on musi się ogarnąć na mecz.
Tak więc po pożegnaniu się każdy poszedł w swoją stronę.

Na miejscu byłem po nie całej godzinie, okazało się że zrobiliśmy dłuższy i dalszy spacer niż planowaliśmy.
Zapukałem do drzwi a gdy usłyszałem głośne "proszę" wszedłem do środka. Ale ku mojemu zdziwieniu to nawet nie był głos Gabiego.

-Witaj Ricardo. - przywitała mnie nie jakoś wysoka kobieta, mama Gabriela.

-O dzień dobry, jest Gabi?

-Jest w pokoju, możesz do niego pójść.

-Dobrze, dziękuję. - uśmiechnęła się i wyszła sprzed pokoju.

Gdy zmieniłem buty ruszyłem do pokoju chłopaka na górze.

-Heeej Gabiś! - powiedziałem otwierając jego drzwi.

Nie dostałem odpowiedzi ale zastałem Gabiego siedzącego na łóżku z zeszytem który miałem już kiedyś okazję czytać i w słuchawkach na uszach.

-No proszę, a co takiego tu piszesz? - wziąłem zeszyt z jego ręki.

-Aaaa! Oddaj! - wstał gwałtownie. Podniosłem do góry rękę z zeszytem a Gabi zaczął skakać by do niego dosięgnąć. Czasem fajniej jest być tym "wyższym przyjacielem".

-Co się mówiiii?

-Eh proszę?

-Dobrze, grzeczny chłopczyk. - oddałem mu zeszyt i poklepalem go po głowie.

-Nie zachowuj się jakbyś był starszy ode mnie niewiadomo ile!

-Kilka miesięcy to duża różnica wieku dziecko kochane, i nie podnoś głosu na dorosłego, nie ładnie tak. - zacząłem mu machać paluchem przy twarzy. (🤓☝🏻)

-Dobra wiesz co, chyba sam dam radę się spakować.

-No już, okej, żartowałem tylko. Nie obrażaj się.

-Oj głupotki ty mój, nie obrażam się. A teraz ruszaj dupę i trzeba zacząć się pakować. - ależ on ma szybką zmianę nastroju mówienia.

Gabi wyciągnął z szafy jakąś walizkę i zaczęliśmy pakować do niej rzeczy. Głównie pakowanie polegało na tym że Gabi rzucał mi jego ciuchy a ja miałem je składać i pakować. Nigdy nie myślałem że skończę jako "matka" składająca dziecku ubrania do walizki.

-Mam tylko nadzieję że gaci mi nie będziesz kazał składać. - zaśmiałem się pod nosem.

-Sie jeszcze okaże. - odsunął się do szafy.
-Dobra ciuchów wystarczy, to ty je składaj dalej a ja popakuje jakieś pierdoły żeby mi się nie nudziło.

Jak powiedział tak też zaczął robić. Przeszukiwał cały pokój by znaleźć pojedyncze rzeczy. Ja w tym czasie skończyłem pakować mu ubrania.

SKIP TIME

Po 2 godzinach roboty w końcu skończyliśmy. Walizkę miał pełną jakby wyjechał na cały miesiąc za granicę ale cóż, lepiej być gotowy na wszystkie okoliczności.

Jego mama po wszystkich dała nam obiad, nawet nie pamiętam kiedy ostatnio widziałem jego mamę i z nią gadałem, nigdy jej praktycznie w domu nie było z tego co wiem.
Po zjedzeniu podziękowałem i zebrałem się od nich.

Musiałem na szybko wrócić do domu i się ogarnąć, w końcu mam jedynie półtorej godziny do początku meczu Terry'ego.
Po drodze do domu napisałem do przyjaciół. Na szczęście i Victor jak i Arion mogli również iść. Ale aż się dziwię że Arion może po tym jak zbił ostatnio szybę w domu cioci grając w piłkę z Spoterkiem.

Po godzinie wyszedłem ogarnięty z domu. W połowie drogi spotkałem się z chłopakami i ruszyliśmy na mecz Terry'ego. Szczerze żaden z nas nigdy nie widział meczu kosza, jedynie Victor oglądał parę razy. Nawet nie wiem na czym polega ta gra, wiem jedynie że gra się rękoma kozłując piłkę.

Będąc w końcu na miejscu weszliśmy do środka. Obie drużyny już się przygotowywały a my z chłopakami zajęliśmy miejsca takie by wszystko dobrze widzieć.
Gra się rozpoczęła i przyznam że całkiem fajnie to wygląda.

-Jak to jest że oni nie używają nóg? - spytał Arion.

-Arion, czy ty znasz jakiekolwiek inne sporty niż piłka nożna? - zapytał Victor załamany jego pytaniem.

-Heh nie zbyt... nic nie poradzę że całe życie spędziłem na uczeniu się grać w Football. A to wszystko dzięki Axelowi Blaze, ahh cudowny człowiek..

-A ja myślałem że wolisz Marka Evansa.

-A no tak, ale to dzięki Axelowi chciałem dołączyć do drużyny Inazumy, z resztą ja kocham całą drużynę starej Inazumy.

-Przestancie gadać. - odezwałem się w końcu.

-Sorki... - powiedzieli na raz a ja ponownie skupiłem się na grze mojego przyjaciela.

SKIP TIME

-Gratuluje wygranej! - krzyknął Arion gdy zaczął iść do nas Terry po przebraniu się w szatni.

-Dzieki. - uśmiechnął się.

-Trzeba przyznać że w kosza idzie ci lepiej niż jako bramkarz. - zaśmialismy się.

-Co racja to racja, nie będę się kłócił. - biało-wlosy również się zaśmiał.

Stwierdziliśmy że w ramach wygranej drużyny Terry'ego pójdziemy to uczcić więc w czwórkę poszliśmy do restauracji dawniej słynnego pana Hilmana a teraz Archera Hawkinsa. Mają tu naprawdę świetne jedzenie. Kto wie czy nie najlepsze w całej okolicy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
rozdział bez żadnego sensu ale z nudów se chciałam coś napisać więc wstawiam taki o

"Will he ever love me?" // (iego) Vol.2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz