rozdział 16

433 28 52
                                    

Pov. Ricardo

Na kolejny dzień po wczorajszym zdarzeniu Gabi nie przyszedł do szkoły. Miałem nadzieję że tylko zaspał lub przyjdzie później ale nie było go calutki dzień. Zacząłem się martwić i to dość poważnie. Po tym czego się dowiedziałam kto wie co może sobie jeszcze zrobić. Tylko wciąż nie wiem dlaczego to robi...

Z ciekawości pytałem nawet Aitora czemu nie ma Gabriela ale ten odpowiedział że też nie wie ale zgaduje że się źle czuję lub coś. Wow jak na jego chłopaka to mało się nim interesuję. Znaczy no ja nie oceniam ale no.

Po szkole nie zastanawiając się nad niczym po prostu zamiast wracać do siebie to poszedłem do domu Gabriela sprawdzić co u niego.
Będąc po parunastu minutach pod jego domem zadzwoniłem dzwonkiem parę razy ale nikt mi nie otwierał, zacząłem jeszcze pukać w drzwi ale dalej nic. Postanowiłem sprawdzić czy może przypadkiem nie jest otwarte, na całe moje szczęście było otwarto więc łatwo wszedłem do środka.

-Gabi? - spytałem rozglądając się po pustym i cichym mieszkaniu.

Stwierdziłem że za pewne będzie w swoim pokoju. Pobiegłem na górę niestety tam go nie było. Zacząłem panikować i zacząłem przeszukiwać cały jego dom. Nigdzie go nie było. Nagle zobaczyłem drzwi których jeszcze nie sprawdzałem, za nimi znajdowała się łazienka.
Podszedłem i chciałem je otworzyć ale one były zamknięte. Pewnie tam jest!

-Gabi, jesteś tam? - zapukałem do drzwi ale nie dostałem odpowiedzi.

Patrząc w szczelinę na dole drzwi zobaczyłem jego cień, musi tam być, jeśli to nie on to kto.

-Widzę że tam jesteś, proszę otwórz.

Wciąż cisza. O kurwa... Co jeśli on coś sobie poważnego zrobił!? Nie nie... Ricardo... Nawet tak nie myśl...
Całe szczęście Gabriel miał zamek który można otworzyć monetą od zewnątrz. Tak więc znalazłem dwa złote w mojej kieszeni i zacząłem otwierać drzwi. Gdy w końcu wszedłem do środka zamarłem.

-Gabriel! - krzyknąłem i kucnąlem przy leżącym na ziemi chłopaku. Był nie przytomny a z jego nadgarstków ciekła krew.
-Gabi błagam cię, odezwij się!

Chłopak ani drgnął. Rozglądnalem się po małym pomieszczeniu i dopiero wtedy zauważyłem na umywalce wysypane tabletki z pudełka podpisanego "tabletki na sen". Przecież jak się je przedawkuje to można zapaść w śpiączkę lub nawet umrzeć...

Wyciągnąłem telefon z mojej kieszeni i zadzwoniłem na pogotowie. Powiedziałem im w skrócie co się stało oni jedynie kazali mi sprawdzić czy oddycha, na całe szczęście tak, później jeszcze jedynie ułożyłem go w bezpiecznej pozycji.
Na karetkę nie musiałem długo czekać, może jedyne 5 minut. Weszli do środka i zabrali Gabiego do szpitala, niestety mi nie pozwolili jechać z nim bo cytuję "nie jestem nikim z rodziny i jestem niepełnoletni" ehh... Ze stresu chyba zaraz zemdleje.

Gdy ratownicy odjechali ja zacząłem wracać ale nie do siebie do domu, sam nie wiem gdzie szedłem, po prostu nie chciałem tylko wracać do domu w takim stanie jakim jestem teraz..
Szedłem przed siebie z małą widocznością przez łzy zbierające mi się do oczu gdy na kogoś nagle wpadłem.

-Ło, Ricardo. Coś się stało? - nie widząc z kim gadam po głosie od razu rozpoznałem kto to... Terry... nic nie mówiąc po prostu się do niego przytuliłem i nie mogłem już dłużej powstrzymywać łez.
-Hej no już już... - zaczął głaskać mnie po głowie.

-T-To wszystko m-moja wina.... - wykrztusiłem przez łzy.

-Opowiesz mi co się stało? - spytał, stwierdziłem że dlaczego by nie więc kiwnąłem powoli głową na tak.
-Chodz, może znajdziemy jakieś spokojniejsze miejsce. - uśmiechnął się do mnie, złapał za rękę i gdzieś mnie prowadził.

Po paru minutach znaleźliśmy się nad rzeką. Była taka godzina że nikogo tu nie było więc bardzo dobrze.

Siedzieliśmy na ziemi a ja zacząłem wszystko opowiadać po kolei Terry'emu. Było to ciężkie przez nadmiar mojego płaczu ale myślę że Archibald zrozumiałem to co mówiłem.

-I tak właśnie p-przeze mnie Gabi trafił d-do sz-szpitala... - skończyłem opowiadać.

-Ricc, nie możesz się za to obwiniać... Chciałeś mu pomóc tak? Więc to w żadnym przypadku nie jest twoja wina, wręcz przeciwnie, może uratujesz jego życie dzięki temu że się o niego martwiłeś i poszedłeś sprawdzić co u niego.

-Moze... Ale i tak czuję się winny, naskoczylem na niego wczoraj a ewidentnie nie chciał o tym rozmawiać...

-No już się tak nie zamartwiaj, na pewno z tego wyjdzie, a teraz proszę przestań płakać. - przybliżył się do mnie i kciukiem delikatnie wytarł moje łzy na co chyba się trochę zarumieniłem.

-Wiesz co Terry... Bardzo się cieszę że ciebie mam... - i teraz nie wiem dlaczego to zrobiłem, może to przez bezsilność? Przez to że jest teraz przy mnie? Nie wiem... ale po prostu go pocałowałem.

Byłem zdziwiony gdyż chłopak wcale nie zareagował jakoś specjalnie na to. Po prostu złapał mnie za policzek i oddał pocałunek. Sam nie wiem co o tym myśleć... Co mnie do tego podkusilo? Czyżby akt desperacji?..

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
krótkie ale mi się podoba ☺️

"Will he ever love me?" // (iego) Vol.2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz