Rozdział 1

5.4K 431 22
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gloria
Od godziny ściskałam w dłoniach kartkę, na której starannym pismem zapisany był adres i kilka pierwszych cyfr numeru telefonu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gloria

Od godziny ściskałam w dłoniach kartkę, na której starannym pismem zapisany był adres i kilka pierwszych cyfr numeru telefonu. Z jakiegoś powodu nieznajomy mężczyzna, który według tego, co miałam przed oczami, miał na imię Owen, zrezygnował z podania mi swojego numeru.

Dwa tygodnie temu obudziłam się w szpitalu najpierw w jego towarzystwie, a kolejny raz z kartką wciśniętą w dłoń i z wrzeszczącą nad moją głową ciotką. Nie, nie wolno mi tak mówić. Z panią Greenwood.

On był wówczas tym, który mnie ratował, a ona... Tą, która tak naprawdę zepchnęła mnie z tego klifu.

Usłyszałam pukanie do drzwi, więc prędko schowałam kartkę do kieszeni.

– Proszę! – krzyknęłam.

– Panno... – zaczęła pokojówka ciotki, ale pod wpływem mojego wzroku przerwała. – Glorio, przyszła Hazel – dokończyła szeptem i uśmiechnęła się do mnie.

Mieszkałam w tym miejscu od dwóch lat i wciąż jeszcze zdarzało jej się mnie tytułować. A ja nigdy tego nie chciałam. Zawsze uważałam, że wszyscy jesteśmy sobie równi, a praca ludzi, którzy obsługują ten dom i ciotkę, nie zobowiązuje ich do tego, by stawali się czyimiś podwładnymi.

– Niech wejdzie – odpowiedziałam, a po paru chwilach moja przyjaciółka wpadła do sypialni jak huragan.

– Cześć! – przywitała się i mocno mnie objęła. – Jak się czujesz?

– Jak po wojnie stulecia – prychnęłam, wspominając to, jaki opieprz mi się zebrał, kiedy ciotka przywiozła mnie ze szpitala do domu.

– Czyli bez zmian – westchnęła. – Ta baba ma w ogóle jakiekolwiek ludzkie odruchy? Przecież mogłaś zginąć!

– Ciszej – burknęłam. – Ona myśli, że dajesz się nabrać na tę jej udawaną uprzejmość i grę w cudowną ciotkę, która przygarnęła biedną sierotkę – dokończyłam konspiracyjnym tonem, po czym ciężko westchnęłam.

Nie powiedziałam nikomu, że celowo skoczyłam z klifu, każdy myślał, że to był wypadek. Poza nieznajomym. Dokładnie pamiętałam nasza krótką rozmowę, ale w którymś momencie zaczęłam się zastanawiać, czy go sobie nie uroiłam. Czy nie wyobraziłam sobie tej pięknej twarzy i ciepło patrzących na mnie oczu. To było magiczne.

– Idziemy na plażę? – zaproponowała. – Został nam ostatni miesiąc wolności, później już tylko nauka i egzaminy końcowe. Musimy się trochę zabawić.

Powstrzymałam się przed przewróceniem oczami. Byłyśmy jak dwie skrajności. Ona była niczym ogień, który rozpraszał się nieoczekiwanie, a ja... Ja chyba byłam jak kropla wody. Nikt jej nie zauważał, bo była tylko kroplą. Dopiero wiele kropel tworzyło coś większego, coś co budziło respekt albo jakąś refleksję.

– Gloriiii – pisnęła Hazel i trąciła mnie w ramię. – Znów się zawiesiłaś – zauważyła. – Nadal myślisz o tym tajemniczym wybawcy?

– A ty byś nie myślała?

– Nieee, bo ja już dawno wystalkowałabym wszystkie jego profile w social mediach – zaśmiała się. – Jak on się nazywa?

– Owen MacAllister – wymamrotałam, a ona wyjęła z kieszeni szortów swój smartfon i zaczęła szukać.

– A ty spadłaś gdzie? – zadała kolejne pytanie i wpatrywała się w wyświetlacz.

– Niedaleko plaży surferów – bąknęłam. – Daj spokój, to bez sensu – dodałam, ale w tym samym momencie przyjaciółka podsunęła mi pod nos swój telefon.

– Jedyny Owen MacAllisterr, który jest surferem i mieszka w Rancho Palos Verdes – oznajmiła i dotknęła wyświetlacza, żeby pokazać mi galerię zdjęć.

– Skąd mam wiedzieć, czy to on? Widziałam tylko jego twarz, a tutaj stoi tyłem i trzyma pod pachą deskę. Nie rozpoznam faceta po plecach – wymamrotałam i westchnęłam z rezygnacją.

– Skoro serfuje na plaży, na którą zawsze przychodzimy, to może być jakiś znajomy. Przecież ci przystojniacy nie raz nas zagadują. Myślę, że już nie raz go spotkałyśmy. Sama mówiłaś, że...

– Był po prostu miły i miał ludzkie odruchy. To nie musi znaczyć, że mnie zna. Nie zauważyłaś, że obcy mają więcej empatii niż rodzina? – przerwałam jej i wyjęłam z kieszeni kartkę z adresem. – Napiszę do niego – zadecydowałam i usiadłam przy biurku, żeby wyjąć kartkę i kopertę.

Hazel patrzyła na mnie przez chwilę, po czym głośno parsknęła.

– Będziesz pisać list miłosny?

– Podziękuję za uratowanie życia. – Wzruszyłam ramieniem. – Jestem mu to winna.

– Nie sądzisz, że prościej by było, gdybyś po prostu do niego pojechała i podziękowała osobiście? Spójrz – wskazała na już mocno pogniecioną kartkę. – Mieszka na przedmieściach, niedaleko plaży. Sądząc po numerach, w jakimś apartamentowcu.

– Nie pojadę do niego – bąknęłam. – A jeśli to jakiś psychopata i zostawił swój adres, żeby mnie do siebie zwabić i zamordować?

Z drugiej strony przecież sama nie tak dawno chciałam pozbawić się życia. Pozbawić świat takiej istoty... Te słowa wryły się w moją głowę i wciąż wracały, bo przez chwilę poczułam, że świat naprawdę coś by stracił, kiedy bym umarła. Niestety to poczucie jakiejkolwiek wartości ulotniło się wraz z mężczyzną, który mnie uratował.

Przez chwilę czułam do niego żal, że zaprzepaścił moje plany, a jeszcze dodatkowo zorganizował jakąś cholerną akcję ratunkową. Mój wóz, który stał wówczas nieopodal klifu został odtransportowany pod dom ciotki, a torebka pozostawiona na urwisku jakimś cudem znalazła się na stoliku w szpitalu. Musiał do niej zaglądać, skoro wiedział, kogo powiadomić. Z pewnością myślał, że mi pomaga, a w rzeczywistości ściągnął mi wtedy na głowę potwora.

– To pisz. Będziecie wysyłać do siebie białe gołąbki z listami, aż w końcu twój Romeo stanie pod balkonem i zaśpiewa ci serenadę – kpiła.

Często się zastanawiałam, co połączyło mnie z tą wariatką. I chyba przeważył fakt, że jako pierwsza zagadała do mnie, kiedy byłam nowa w tutejszym liceum, później wciągnęła mnie do swojej paczki, w której zostałam dobrze przyjęta. Dzięki tej zgrai było mi jakoś łatwiej przetrwać najtrudniejszy dla mnie czas.

Tylko czy ten trudny czas się skończył? Ciotka, miałam wrażenie, nienawidziła mnie z każdym dniem coraz bardziej i wprost proporcjonalnie do jej nienawiści, rosły również jej oczekiwania wobec mnie. Musiałam mieć najlepsze wyniki w nauce, zawsze wyglądać schludnie i uśmiechać się uprzejmie, kiedy przychodziły do niej koleżanki, z którymi grała w brydża.

Wśród ludzi udawała kochaną, dobrą cioteczkę, która dbała o mnie na każdej płaszczyźnie. Dlatego nie brakowało mi pieniędzy, dobrego samochodu, czy fajnych ciuchów. Musiała dbać o pozory, a ja z tego po prostu korzystałam. Nie było to może odpowiednie, ale chociaż w ten sposób rekompensowałam sobie to, jak traktowała mnie, gdy nikt nie patrzył.

Nigdy mnie nie uderzyła, ale ciosy emocjonalne, które mi zadawała były znacznie gorsze. Mówienie mi, że moja mama była zwykłą szmatą, a ja jestem bękartem, którego nikt nie chce. Nazywanie mnie wyrzutkiem, przybłędą, śmieciem. A później karanie ciszą.

Tylko Hazel wiedziała, jak było naprawdę i wcale nie musiałam jej tego mówić. Sama się zorientowała, a ja to tylko potwierdziłam.

– Napiszę wieczorem – zadecydowałam i wstałam od biurka. Karteczkę z adresem wsunęłam w obudowę telefonu, żeby jej nie zgubić i wzięłam w dłoń torbę. – Jedźmy na plażę.

– W końcu zaczynasz mówić z sensem. Zadzwonię po resztę.

Po godzinie byłyśmy już na plaży surferów. To była nieoficjalna nazwa, ale pojawiali się w tym miejscu przede wszystkim wielbiciele desek i dużych fal, dlatego tak ludzie mówili o tym miejscu.

Moja ciotka, kiedy wychodziłyśmy zrobiła oczywiście pokaż swoich umiejętności aktorskich. Kazała nam na siebie uważać, wcisnęła nam w ręce pieniądze i udawała swoje zmartwienie tym, że przed dwoma tygodniami omal nie zginęłam.

Nie zabraniała mi nigdy wychodzić z przyjaciółmi, żeby zachować pozory, choć często mi powtarzała, że zadają się ze mną z litości, a nie dlatego, że jestem cokolwiek warta. Pomimo tego, że do osiemnastych urodzin brakowało mi jeszcze pół roku, nie interesowała się nawet kiedy nie wracałam na noc. Z pewnością cieszyłaby się, gdybym nie wróciła wcale. Mówiła tylko, że jeśli narobię problemów, to bez skrupułów pozwoli, żeby zamknęli mnie w więzieniu.

– Zobacz, a może to ten! – wykrzykiwała co jakiś czas moja przyjaciółka i pokazywała na jakiegoś faceta z deską.

– Hazel, oni wszyscy wyglądają tak samo. Mają boskie ciała, sportowe szorty i deski. Nie rozpoznam go, rozumiesz?

– Ale może twoje ciało w jakiś sposób zareagowałoby na jego obecność? Wiesz, chemia i te inne pierdoły – mówiła, unosząc zabawnie brwi.

– Jaka chemia? – wtrącił Max, jeden z chłopaków należących do naszej paczki, który wyszedł właśnie z wody i opadł na jeden z ręczników. – Będziecie studiować chemię? Gloria mogłaby, bo jest mądralą, ale ty... – zażartował i spojrzał na Hazel.

– Nigdy w życiu – parsknęłam. – Idę na historię – powtórzyłam to, co mówiłam od roku.

Moja przyjaciółka z kolei wystawiła w jego stronę język i ostentacyjnie machnęła ręką, odrzucając swoje czarne włosy na plecy.

– Więc, o czym gadacie? Jak w ogóle się czujesz, mała? – zapytał i położył dłoń na moim rozgrzanym ramieniu.

– Świetnie – skłamałam, choć nie do końca. Fizycznie było w porządku.

– To dobrze, gdybyś zginęła, nie miałby kto dawać nam ściągać na testach – zaśmiał się i puścił do mnie oczko.

– Masz szczęście, że cię uwielbiam, bo następnym razem ty spadłbyś z klifu – parsknęłam i wydęłam usta, udając obrazę.

– Za tobą skoczę nie tylko do wody – naigrywał się, robiąc głupie miny.

Na to dołączył do nas Tristan. Spojrzał gniewnie na Maxa, a później z tą swoją charakterystyczną tęsknotą na mnie. Jakiś czas temu coś się między nami zaczęło dziać, ale z mojej winy nie miało dalszego ciągu.

Nie potrafiłam obdarzyć go innymi uczuciami niż przyjacielską sympatią i powiedziałam mu o tym szczerze. I choć był ucieleśnieniem ideału dla każdej mojej rówieśniczki, ja nie chciałam się do niczego zmuszać.

Byłam romantyczną duszą, wierzyłam w te wszystkie słodkie bajki, motyle w brzuchu i prawdziwą miłość. Z drugiej zaś strony nie wierzyłam, że taka kiedykolwiek mnie spotka. Z nostalgią patrzyłam na wszystkie zakochane pary, i choć w większości takie związki nie trwały długo, a miłość się kończyła, to przez krótką chwilę wydawała się być tą jedyną i na zawsze.

– To ten! Poznaję te plecy! – pisnęła Hazel, wyrywając mnie z zamyślenia. – Idź za nim!

– Zwariowałaś? – wycedziłam i posłałam jej mordercze spojrzenie.

– O co chodzi? Jakie plecy? – zainteresował się Max. – Mogę wam wymasować – zaśmiał się.

– Gloria szuka swojego boskiego wybawcy, który uratował jej życie – wypaliła przyjaciółka, a ja od razu zapragnęłam pozbawić ją tego miana.

– Boski wybawca? – mruknął Tristan.

– Nieważne. – Machnęłam ręką i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. – Jadę do domu – rzuciłam i prędko umknęłam, nie słuchając nawolywania przyjaciół.

Ciotka odbywała swoje spotkanie z koleżankami, więc przywitałam się z kobietami, które pewnie nie miały pojęcia, że ich przyjaciółka jest wilkiem w owczej skórze, i pobiegłam do swojego pokoju.

Wzięłam chłodny prysznic i w lekkiej koszulce i mokrych włosach usiadłam w wiklinowym fotelu na balkonie, który przynależał do mojej sypialni. Wcześniej wzięłam kartkę, długopis i kopertę. Nie miałam pojęcia, co napisać, ale mawiają, że najważniejsze to zacząć...

Drogi Owenie...


Niczyja ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz