Gloria jest siedemnastoletnią sierotą, mieszkającą z ciotką, która traktuje ją jak zło konieczne. Dziewczyna jest całkowicie stłamszona i złamana, dlatego podczas wakacji, tuż przed rozpoczęciem klasy maturalnej, podejmuje najgorszą z możliwych decy...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Gloria
Na drżących ze zdenerwowania i ekscytacji nogach, szłam z leśnego parkingu w kierunku plaży, która rzadko była przez kogokolwiek odwiedzana, i znajdowała się jakieś dziesięć kilometrów od mojego domu.
Był wczesny ranek, powietrze nieprzyjemnie wilgotne i zwiastujące burzę. Zapięłam bluzę po samą szyję i wciągnęłam na głowę kaptur. Byłam niczym zbieg, uciekinierka, która musi się ukrywać.
Pomiędzy drzewami dostrzegłam męską, postawną sylwetkę. Miał na sobie czarny dres i również kaptur na głowie. Puściłam się biegiem, a on, jakby przeczuwał, że się zbliżam, odwrócił się i rozpostarł ramiona. Wpadłam w jego objęcia z impetem i nieoczekiwanie zaczęłam gorzko płakać.
– Już dobrze, moja Kropelko – szepnął i chwycił mnie tak, że musiałam opleść go nogami w pasie. – Już dobrze – powtórzył i zaczął scałowywać łzy z moich policzków. – Zabieram cię do domu.
– Ja... Ja... – jąkałam. – Tak bardzo... Bardzo tęskniłam...
– Ja też, kochanie – odpowiedział i ruszył w przeciwną stronę niż ta, z której przyszłam. Wciąż trzymał mnie na rękach w silnych objęciach i co jakiś czas całował moją skroń. To było właśnie moje bezpieczeństwo. On nim był.
Zaniósł mnie do swojego samochodu i posadził na miejscu pasażera i już po chwili byliśmy w drodze do jego apartamentu. Przez całą drogę trzymał mnie kurczowo za rękę i gładził kciukiem jej wierzch. Nic nie mówił, ale słowa w tej chwili były zbędne. Najważniejsze było dla mnie to, że mogłam znów być z nim.
Zatrzymał się przed budynkiem i wyłączył silnik, po czym odwrócił się w moją stronę całym ciałem.
– Nie będziemy stąd wychodzić przez dwa dni – poinformował mnie. – Mam wszystko, czego nam potrzeba, ale jeśli masz jakieś życzenia, to...
– Pocałuj mnie – zażądałam, a on uśmiechnął się i pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym pochylił się do mnie i przytknął usta do moich. Spomiędzy moich warg wydostało się udręczone westchnienie.
Śmiało oplotłam jego kark ramionami i bezwstydnie wsunęłam się na jego kolana. Potrzebowałam, tak bardzo, rozpaczliwie i desperacko potrzebowałam czuć jego bliskość, że sama siebie nie rozpoznawałam. Chciałam, żeby mną zawładnął, wniknął we mnie, żebym już nigdy nie musiała za nim tęsknić.
Owen pogłębił pocałunek, mrucząc przy tym z aprobatą. Pieścił językiem wnętrze moich ust, dominował nade mną, zmuszał do uległości, do całkowitego poddania się i zaufania. A ufałam mu bezgranicznie.
Zacisnął palce na moich biodrach i przycisnął mnie do siebie mocniej, przez co jego członek otarł się o moją cipkę przez materiał spodni. Jęknęłam cicho i oderwałem od niego usta.
– Nie rozpalaj ognia, na który nie jesteś gotowa – wychrypiał. – Śniadanie czeka – dodał i sprawnie wysiadł, trzymając mnie wciąż w objęciach.
– Wiesz, że potrafię chodzić? – zachichotałam.
– Masz rację. Trudności z chodzeniem będziesz miała znacznie później – mruknął i puścił do mnie oko. Natychmiast oblałam się rumieńcem, rozumiejąc jego aluzję. Nie raz przysłuchiwałam się przechwałkom chłopaków z mojej paczki, nie byłam aż tak zacofana. No i miałam przecież już swój pierwszy raz za sobą. Tristan zdecydowanie nie był niedoświadczony i wiedział, co robić...
Teraz jednak stał przede mną prawdziwy, dojrzały mężczyzna i to oczywiste, że będzie oczekiwał seksu. I choć wiedziałam, że aż takie zbliżenie z nim będzie czymś, czego mimo wszystko nie doświadczyłam, byłam przekonana, że tego chcę.
– Na głos – zamruczał i otworzył tylne drzwi, żeby zabrać moja torbę, którą wrzucił tam, kiedy wsadził mnie do auta.
– Myślę o kawie – skłamałam.
– Kłamiesz – szepnął, pochylając się do mojego ucha. – Masz rumieńce na twarzy i zaciskasz uda, Kropelko.
– Ja... – wystękałam i jeśli mogłabym być jeszcze bardziej czerwona, to z pewnością tak właśnie się stało.
Owen się zaśmiał i śmiało złapał mnie za rękę, po czym wprowadził do budynku.
Kiedy znaleźliśmy się w jego apartamencie, zaniósł moją torbę do sypialni. Otworzył wszystkie okna, wpuszczając do środka rześkie, poranne powietrze. Na stoliku w salonie zauważyłam pustą butelkę whisky i dwie szklanki. Spojrzałam na niego ukradkiem, a kiedy on również skierował na mnie swój wzrok, posłał mi uśmiech.
– Był u mnie przyjaciel – wyjaśnił, choć wcale nie miał takiego obowiązku.
– Okej – bąknęłam i usiadłam sztywno na kanapie. Podążył za mną i ukucnął przy moich nogach. Położył dłonie na moich udach, a kiedy je przesunął, zadrżałam i odruchowo rozszerzyłam nogi. Usadowił się pomiędzy nimi i przytknął usta do moich warg.
– Nie bój się, kochanie. Nie skrzywdzę cię – wyszeptał i przyciągnął mnie mocniej.
Jego pocałunek stał się namiętny, głęboki, obezwładniający. Owinęłam ramiona wokół jego karku i przeciągnęłam tak, że opadł na mnie całym ciałem, przyciskając do oparcia kanapy.
– Nie boję się – sapnęłam.
Czułam jak był pobudzony, pragnął mnie. Pierwszy raz czułam, że ktoś tak naprawdę mnie chciał. Nagle oderwał się ode mnie i oparł dłonie na zagłówku po obu stronach mojej głowy.
– Co ty ze mną robisz? – wychrypiał.
– Chyba cię uwodzę – odparłam i uśmiechnęłam się nieśmiało.
– To już zrobiłaś. Uwiodłaś mnie, zdobyłaś, omamiłaś, zaczarowałaś – mówił i składał przy tym kolejne, delikatne pocałunki. – Straciłem przez ciebie rozum, Kropelko.
– Nie chcę twojego rozumu – wypaliłam, a on roześmiał się tak, że poczułam przyjemne wibracje w piersi. Przytulił mnie i opadł na miejsce obok mnie, po czym znów wciągnął mnie na swoje kolana.
– Masz swój rozum, Glorio. Wybitny na dodatek. A jesteś przy tym tak rozkosznie zagubiona – stwierdził. – Śniadanie i kawa. Cały weekend odpoczywasz od tej harpii. Musimy o tym porozmawiać.
– O... O czym? – zapytałam i zesztywniałam.
– O tym. – Przycisnął kciuk do mojej skroni, przesunął go na policzek i również mocno przycisnął. Na koniec zjechał palcami na moją wargę, tam, gdy znów użył siły, poczułam pieczenie i zanim zdążyłam się powstrzymać, syknęłam i skrzywiłam się.
– Miałam gorączkę, przewróciłam się – skłamałam, wiedząc, że będzie oczekiwał wyjaśnień.
– Dlaczego kłamiesz? – wycedził i gwałtownie zdjął mnie ze swoich kolan. Posadził na kanapie, a sam wstał. Teraz górował nade mną, gromił mnie wzrokiem, jakby ogarnęła go nagła wściekłość. Odruchowo objęłam się ramionami, bo poczułam niemal arktyczny chłód. Mój oddech mimowolnie przyspieszył ze strachu.
– Ale to prawda – wyszeptałam. – Kiedy wróciłam od ciebie, ciotka była zła, dała mi szlaban, a wieczorem dostałam gorączki i...
– Kłamiesz – przerwał mi. – Spójrz na mnie! – Złapał mnie za brodę i zmusił, żebym podniosła wzrok. – Dlaczego ją, kurwa, kryjesz? – zapytał wzburzony.
– Nikogo nie kryję – sprzeciwiłam się. – Pokłóciłam się z nią, ale nic poza tym.
Miałam żal do siebie, że go oszukuję, ale nie mogłam postąpić inaczej. Musiałam wytrzymać jeszcze trochę...
– Nie odpuszczę – zawarczał i wymierzył we mnie wskazujący palec. – I dojdę do tego, co dzieje się w twoim domu. Ona cię bije, a ty... Dlaczego, kurwa, nie pozwalasz sobie pomóc?!
– Ciotka jest apodyktyczna, ale nie...
– Jeśli masz zamiar kolejny raz zaprzeczać, to nie mów nic – przerwał mi i poszedł do kuchni.
Był wściekły. Z mojej winy.
Odważyłam się pójść za nim, ale nie podchodziłam zbyt blisko. Stał do mnie tyłem i opierał dłonie na blacie, a głowę zwiesił. Nie chciałam go denerwować, znów towarzyszyło mi poczucie, że jestem dla niego utrapieniem.
– Jeśli chcesz, to pojadę do domu – wyszeptałam smutno, a kiedy podniósł głowę i odwrócił się gwałtownie, cofnęłam się o krok.
Co ja w ogóle sobie wyobrażałam? Przecież go nie znałam, nie miałam pojęcia jak okazuje gniew, nie wiedziałam o nim niczego, a tak po prostu wpakowałam się do jego mieszkania.
– Nie, Glorio – powiedział spokojnie. – Nie chcę, żebyś tam wracała. Przepraszam. – Wyciągnął do mnie rękę i zbliżył się. – Przepraszam – powtórzył, a kiedy wciąż nie byłam pewna, czy powinnam ująć jego wyciągniętą dłoń, cofnął ją i westchnął. – Wystraszyłem cię – stwierdził zrezygnowany.
– Ja po prostu... Ja... Chciałabym spędzić z tobą czas, nie martwiąc się niczym – wyznałam. – A ty od razu na mnie napadasz i żądasz tak naprawdę nie wiem czego.
– Prawdy – odpowiedział od razu. – Nie chcę niczego więcej, tylko prawdy, Kropelko.
Ponownie zbliżył się do mnie i bardzo powoli wziął mnie w ramiona. Wypuściłam udręczone westchnienie i zamknęłam oczy. Natychmiast uderzyły we mnie wyrzuty sumienia, że w ogóle przeszło mi przez myśl, że mógłby mnie skrzywdzić. A przecież to właśnie ten człowiek i jego ramiona przynosiły mi ukojenie.
Zjedliśmy śniadanie, a Owen już nie drążył tematu ciotki i tego, co działo się w domu. Byłam mu wdzięczna, bo nie chciałam wracać do tego myślami. Pragnęłam wypierać to, co złe, zapomnieć. Potrzebowałam wyłącznie jego obecności, tych silnych ramion.
Czy to, że kolejny raz siedziałam na jego balkonie, trzymając w dłoniach filiżankę z kawą, mogłabym nazwać już tradycją? Łapałam się wciąż na tym, że doszukiwałam się we wszystkim czegoś, co mogłabym nazwać tylko naszym. Pragnęłam czegoś, co byłoby wyjątkowe, ale prawda była taka, że przy nim wszystko takie było.
– Pochodzę z New Heaven – odezwał się niespodziewanie Owen i popatrzył na mnie ciepło. – Mój tata...
– Był wybitnym profesorem historii i wykładał na Harvardzie – wtrąciłam.
– Sprawdzałaś mnie? – zdziwił się.
– Na pierwszych zajęciach dodatkowych włączyłeś film jego autorstwa. Znałam go już. Mam wszystkie jego książki. Jak miałam piętnaście lat, zanim zginęli rodzice, moim marzeniem było studiowanie historii na Harvardzie – powiedziałam na jednym oddechu, a on się uśmiechnął i zapatrzył gdzieś w dal.
– Może spełnimy to marzenie? – zapytał cicho i złapał mnie za rękę.
– To już nieważne. Nauczyłam się, żeby nie planować, tylko przyjmować to, co daje los. Albo zabiera – dokończyłam cicho. – Mieszkałeś w New Heaven, miałeś bliżej do Yale – dodałam prędko, by odciągnąć uwagę ode mnie.
– Zgadza się, ale Harvard to Harvard. Nie wyobrażałem sobie, żeby studiować w innym miejscu. Mój ojciec skończył Yale, a później i tak uczył się ponownie na Harvardzie – powiedział z lekkim rozbawieniem. – To było po prostu nasze miejsce.
– Kochałeś go – stwierdziłam.
– Nadal kocham – wyznał. – Kocham wspomnienia, historię, które po sobie zostawił.
Patrzyłam na dojrzałego mężczyznę, który bez żadnego skrępowania mówił o uczuciach, nie wstydził się tego, był z tego dumny. I właśnie to czyniło go wyjątkowym. Ta wrażliwość, która nie była słabością, a potęgą.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.