Gloria
Owen stał na balkonie i rozmawiał z kimś przez telefon, a ja przygotowywałam się do powrotu do domu. Perspektywa dwóch tygodni rozłąki przygniatała mnie do ziemi. Nie wiedziałam, jak to przetrwam.
– Ja ciebie też kocham – usłyszałam jego głos i zamarłam. Wchodził do salonu i chował telefon w kieszeni. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, zmarszczył brwi. – Co jest?
Nie będąc w stanie wykrztusić słowa, machnęłam ręką i szarpnęłam swoją torbę. Wyznawał komuś miłość, podczas kiedy ja byłam obok... To oznaczało koniec.
Ruszyłam w stronę drzwi, ale on natychmiast mnie zatrzymał.
– Glorio, na głos! – powiedział podniesionym głosem.
– Jak możesz? – wykrztusiłam, a z moich oczu trysnęły łzy. Odruchowo złapałam za wisiorek w kształcie kropli, który spoczywał na moim dekolcie i chciałam go zerwać, ale mnie powstrzymał.
– O czym, do cholery, mówisz? – wycedził.
– Powiedziałeś do... Że... Że kochasz, a ja... – jąkałam, a on zaczął się po prostu śmiać.
– Powiedziałem do innej kobiety, że ją kocham. To prawda. O nią akurat nie powinnaś być zazdrosna, Kropelko – wykrztusił z rozbawieniem i wyjął z kieszeni swój smartfon, po czym podsunął mi go pod nos. – Rozmawiałem z mamą, głuptasie. Nie ma żadnej innej – wytłumaczył, a ja natychmiast poczułam się jak kompletna idiotka. – No już, chodź do mnie. – Rozpostarł ramiona, a kiedy przygnieciona poczuciem winy zbliżyłam się, zamknął mnie w objęciach.
– Przepraszam – wydukałam.
– Pokocha cię – szepnął i pocałował mnie w czoło, po czym wziął moją twarz pomiędzy dłonie i złożył jeszcze kilka pocałunków na moich mokrych od łez policzkach. – Nie może się doczekać, kiedy cię w końcu pozna.
– C-co? – wydusiłam.
– Myślałaś, że ukrywam cię też przed rodziną? Planuje tu urlop, pozwoliłem sobie zaprosić ją na twoje urodziny – wyznał, a ja znów zalałam się łzami. – No już, nie płacz Kropelko.
– Ty jesteś dla mnie taki dobry, a ja... Ja zachowuję się jak idiotka. Przynoszę ci tylko zmartwienia i wstyd, a mimo to chcesz przedstawić mnie swojej mamie – mówiłam, dusząc się od płaczu.
– Już przestań, moja mała bekso – zaśmiał się. – Nie chcę, żebyś wracała do domu, ale pora na ciebie. Wolałbym, żebyś nie miała problemów.
– Racja – westchnęłam i próbowałam się uspokoić.
Po namiętnym pożegnaniu, złożeniu sobie przedświątecznych życzeń i wręczeniu upominków, zmierzałam do budynku, który powinien być domem. Ja jednak czułam, że moim domem są ramiona Owena. Bez względu na to, gdzie akurat byliśmy.
Kwiaty, które wręczył mi, gratulując zdanego egzaminu musiałam zostawić u niego, żeby nie wzbudzić zainteresowania ciotki. Szampan, który przyniósł również został nietknięty. Za to na mojej szyi spoczywał złoty łańcuszek z zawieszką, który stanowił prezent świąteczny dla mnie. Było mi głupio, ponieważ ja podarowałam mu tylko pióro. Wiedziałam, że lubił pisać właśnie takim, zawsze używał pióra w szkole i mówił, że to eleganckie.
W domu panowała ciemność i przejmująca cisza, choć nie było jeszcze wcale późno. Spodziewałam się raczej zabieganych pracowników, których ciotka rok w rok zaganiała do pracy przy dekorowaniu domu.
Nawet z kuchni nie dochodziły żadne odgłosy ani zapachy. To było co najmniej dziwne, a przez to znów pojawił się we mnie niepokój, że ciotka znów zaskoczy mnie i zaatakuje. Włączyłam światło w obszernym holu i ruszyłam w kierunku schodów. Zatrzymałam się tuż obok salonu, w którym dostrzegłam delikatny blask lampy i ciotkę, śpiącą na kanapie.
Na podłodze leżały jakieś papiery i fotografie. Nie powinnam, ale zbliżyłam się do niej i pochyliłam. Wtedy zobaczyłam, że na posadzce spoczywały zdjęcia mojego taty z młodości. Trzymał w braterskim uścisku ciotkę, ale ona nie patrzyła na niego jak na brata.
Potrzasnęłam głową, by wyrzucić z niej te głupie wnioski, które usilnie się do niej pchały. Już miałam odejść, kiedy zostałam zatrzymana silnym uściskiem na przedramieniu.
– Przestań węszyć – syknęła ciotka i wstała energicznie. Zmroziła mnie spojrzeniem i prędko zaczęła zbierać zdjęcia i dokumenty. Odważyłam się pochylić i wzięłam w dłoń jeden z nich.
– A-adopcja? – wypaliłam, zanim udało mi się powstrzymać przed wypowiedzeniem tego na głos.
Była adoptowana?
Kobieta wyrwała mi papier z ręki i jak mogłam się spodziewać uderzyła mnie w twarz.
– Nie jesteś jego siostrą! – zapłakałam i potarłam piekący policzek.
– Nie biologiczną – wycedziła. – I gdyby nie pojawiła się ta wywłoka, to ja byłabym jego żoną – dodała i spojrzała na mnie z czystym szaleństwem.
– C-co? – wyjąkałam i cofnęłam się o krok.
– Złapała go na dzieciaka – prychnęła i spojrzała na mnie z obrzydzeniem. – A on oszalał! Kochałam go! Mówiłam mu to! Miał być mój, a wciąż mnie odtrącał! Nie widział we mnie kobiety tylko głupią siostrę! A ja nią nie byłam, nie byłam jego siostrą! – krzyczała jak w amoku i rwała na strzępy papiery, które trzymała w rękach.
– Ty... Ty zwariowałaś... – wyjąkałam.
– To wszystko twoja wina! – ryknęła. – Gdyby cię nie spłodził, byłby mój! Zdobyłabym go! Przekonała!
Nie mogłam uwierzyć w to, co mówiła. Przecież to było chore, niemoralne! Zakochała się w swoim bracie? W moim ojcu? Dlatego tak mnie traktowała... Dlatego mnie nienawidziła... Nie byłyśmy nawet spokrewnione.
Wycofywałam się coraz bardziej, nie będąc w stanie przewidzieć, do czego byłaby zdolna w chwili takiego wzburzenia. Ona jednak stała w miejscu i się nie ruszała. Oddychała ciężko i wciąż patrzyła na mnie z pogardą.
– Nienawidzę cię – wysyczała i po prostu wyszła z salonu, trącając mnie mocno ramieniem.
Prędko uciekłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Wtedy moją pierś rozerwał szloch. Moją winą było wyłącznie to, że się pojawiłam. Że powstałam z miłości rodziców. Z miłości, która nie miała prawa zaistnieć, z mezaliansu, który popełnili.
Kobieta, która od ponad dwóch lat znęcała się nade mną była po prostu szalona. Chora z nienawiści i żalu, a mi przyszło za to zapłacić. Ponosiłam karę za jej psychopatyczną miłość do brata.
Jej obsesja, to, w jaki sposób o tym mówiła, było przerażające. Pielęgnowała w sobie nienawiść przez tyle lat, a kiedy trafiłam pod jej dach, miała w końcu okazję, by dać jej ujście.
Teraz rozumiałam, dlaczego tata całkowicie odciął się od rodziny i wyprowadzili się z mamą aż do Nowego Jorku, jeszcze zanim przyszłam na świat. Zawsze unikał tematu, mówił, że w Kalifornii nie ma niczego dobrego, a później przyprawiał to jakimś żartem o zbyt wysokiej temperaturze.
Wobec tego, dlaczego nie zastrzegł, żebym trafiła pod opiekę kogoś innego? Przecież miał cholerny testament, na którego odczytaniu byłam. Nie wspomniał tam słowem o tym, kto ma zająć się mną, jeśli będę niepełnoletnia w chwili ich śmierci. Nikt nie przewidział, że stracę ich tak szybko. Byłam zabezpieczona finansowo na resztę życia, ale na co były mi pieniądze, skoro byłam w piekle?
Płakałam bardzo długo, nie potrafiąc poradzić sobie z tym, czego się dowiedziałam. Zastanawiałam się, czy mama o wszystkim wiedziała.
***
Był przedświąteczny wieczór, a w domu wciąż panowała cisza. Zrozumiałam, że w tym roku nie będzie teatrzyku, który co roku odstawiała ciotka. Cała służba została odprawiona, a ona praktycznie nie opuszczała swojej sypialni. I ja również. Nie wychylałam się, żeby jej nie prowokować, bo już nie byłam pewna, do czego byłaby zdolna się posunąć w ramach swojej zemsty.
Każdego dnia rozmawiałam z Owenem i coraz trudniej było mi ukrywać swój paskudny nastrój. Nie chciałam go martwić, bo i tak był już smutny z powodu naszej rozłąki. Opowiadał mi o swoich wyjściach na deskę, o tym jak próbował zapełnić swój czas. Tylko ja nie potrafiłam znaleźć sobie sensownego zajęcia, które popchnęłoby czas do przodu. Niczym więzień kreśliłam kolejne linie i odliczałam, ile jeszcze pozostało mi do odzyskania wolności.
Leżałam w łóżku i patrzyłam w jeden punkt na idealnie gładkim suficie. Palcami gładziłam diamentową kroplę, osadzoną w złocie, którą dostałam od Owena. Powiedział mi wówczas, że jestem jak oczyszczająca łza. Jak ta jedna, ostateczna łza, która spływa po policzku, i po której przychodzi siła. Mylił się. Nie miałam nic wspólnego z siłą. On nią był. Tylko dzięki niemu się nie poddawałam.
Nagle usłyszałam trzaśnięcie frontowych drzwi. Prędko wyszłam na balkon i ujrzałam ciotkę, ciągnącą za sobą wielką walizkę. Wyjeżdżała. To dlatego w tym roku nie czyniła żadnych przygotowań do świątecznej obłudy. Zostawiała mnie samą... Tylko czy nie byłam sama nawet wtedy, kiedy otaczali mnie ludzie? Czy nie byłam sama w chwili, kiedy obcowałam z potworem, którym była?
Było już całkowicie ciemno, ale bez trudu byłam w stanie dostrzec jej wściekły wyraz twarzy. Żadne jej zachowanie nie było dla mnie normalne. Nic, co robiła nie miało sensu, dlatego nawet się nie zastanawiałam, gdzie wyjeżdżała.
Kiedy automatyczna brama zamknęła się za luksusowym wozem ciotki, od razu złapałam za telefon i wybrałam numer Owena. Nie odebrał.
Rzuciłam się na łóżko i znów pozwoliłam, żeby z moich oczu wypłynęły łzy. Może jednak miał jakieś plany, o których mi nie mówił...
Po chwili mój telefon wydał z siebie dźwięk. Kiedy zobaczyłam, że oddzwaniał, odebrałam od razu.
– Brałem kąpiel, kochanie, przepraszam. Już możemy rozmawiać – powiedział ciepło.
– Owen... – wykrztusiłam. – Bo ja... Ja zostałam sama... – Niekontrolowany szloch wydarł się brutalnie z mojego gardła, nie pozwalając na kontynuowanie.
– Coś ci się stało?! Kropelko! – krzyknął przejęty.
– Nie... Po prostu... Ciotka wyjechała i... Chyba będę sama w te święta i...
– Przyjadę po ciebie za maksymalnie dziesięć minut – przerwał mi i się rozłączył.
CZYTASZ
Niczyja ✔️
Chick-LitGloria jest siedemnastoletnią sierotą, mieszkającą z ciotką, która traktuje ją jak zło konieczne. Dziewczyna jest całkowicie stłamszona i złamana, dlatego podczas wakacji, tuż przed rozpoczęciem klasy maturalnej, podejmuje najgorszą z możliwych decy...