Gloria jest siedemnastoletnią sierotą, mieszkającą z ciotką, która traktuje ją jak zło konieczne. Dziewczyna jest całkowicie stłamszona i złamana, dlatego podczas wakacji, tuż przed rozpoczęciem klasy maturalnej, podejmuje najgorszą z możliwych decy...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Gloria
Słońce wychodziło już ponad horyzont, a ja dopiero wracałam do domu. Jak to idiotycznie brzmiało nawet w mojej głowie. Zmierzałam z nieba do piekła.
Kolana wciąż mi drżały, a napuchnięte od pocałunków i jego drażniącego zarostu wargi lekko piekły. Spędziliśmy długie godziny, leżąc na nagrzanej ziemi, przytulając się, całując i rozmawiając, i z pełnym przekonaniem mogłam stwierdzić, że to były najpiękniejsze chwile w moim życiu.
Miałam prawo myśleć, że tak właśnie wyglądało szczęście? Że mężczyzna, od którego na początku próbowałam uciec, bo bałam się niewiadomego, stał się źródłem mojej radości? Wciąż się bałam, bo w dalszym ciągu to, co się działo było nieznane. Nie wiedziałam, co będzie dalej.
Nie czułam, że robię coś złego. Owen nie był dla mnie nauczycielem, nawet kiedy stał w szkolnej sali i uczył mnie historii. Nie potrafiłam patrzeć na niego w taki sposób, ponieważ najpierw był dla mnie ratunkiem, powiernikiem, bratnią duszą. I nic nie było w stanie zmienić mojego postrzegania go.
Nie wiedziałam jak nazwać to, co się działo. Czy to, jakie słowa padły z jego ust, było deklaracją. Czy chciał związku ze mną. Nie miałam pojęcia, ale wszystko we mnie krzyczało, że to jest odpowiednia droga. Bez względu na to, że mielibyśmy ukrywać swoją relację, spotykać się ukradkiem i udawać wśród ludzi, że nic nas nie łączy, chciałam tego. Z nim.
Zaparkowałam przed budynkiem i wysiadłam z samochodu. Musiałam tylko wziąć prysznic, zjeść coś i napić się kawy, a później przygotować do szkoły. Nie było już czasu nawet na krótką drzemkę, ale nie żałowałam ani sekundy spędzonej z nim. Czułam, że zaczynam odzyskiwać wolność.
Otworzyłam cicho frontowe drzwi i weszłam do środka. Już miałam postawić stopę na schodach, by wejść na górę, kiedy usłyszałam za plecami gniewne chrząknięcie.
– Gdzie się włóczyłaś? – zapytała ciotka, kiedy się odwróciłam. Podeszła do mnie energicznie i złapała za włosy. – Masz potargane kudły i jesteś rozproszona, masz powiększone źrenice – wycedziła. – Kurwisz się jak matka? Masz się uczyć!
– Przecież mam dobre oceny – odważyłam się odezwać.
– Bezczelna gówniara! – ryknęła i jak mogłam się spodziewać, kolejny raz mnie spoliczkowała.
Przyłożyłam dłoń do twarzy i nie pozwoliłam wypłynąć ani jednej łzie. Spojrzałam na nią obojętnym wzrokiem i bez słowa odeszłam. Choćbym miała pozwolić bić się każdego dnia, za każdym razem, kiedy pojawiałabym się w tym piekle, nie miałam zamiaru zrezygnować z ucieczek w jego ramiona. W końcu posiadałam miejsce, które dawało mi namiastkę ukojenia.
– Jeśli przyniesiesz mi wstyd, to gorzko pożałujesz! – krzyknęła za mną.
Zamknęłam się w swoim pokoju, a później w łazience. Zrzuciłam z siebie ubranie, które nasiąknęło jego zapachem i wtuliłam nos w bluzę, żeby wciągnąć tę przyjemną woń. Moje ciało wciąż drżało, teraz już nie z ekscytacji, a zdenerwowania.
Ciotka nigdy nie ingerowała w to, gdzie wychodziłam i kiedy wracałam. Nie obchodziło ją to, z kim się widywałam i w jakim wracałam stanie. Miałam zachowywać pozory i nie przynosić wstydu. Dlatego byłam zaskoczona tym, że czekała mnie. Bo to, że znów mnie uderzyła przestało mnie już dziwić.
Mimo wszystko nie była w stanie odebrać mi tego, co dostałam od losu. Nie mogła zabrać mi tej drobnej iskierki nadziei, że i dla mnie istnieje szczęście.
Weszłam pod strumień przyjemnie chłodnej wody i zamknęłam oczy. To wszystko było tak nieoczekiwane, że zastanawiałam się, czy czasem nie śnię. Byłam odurzona, zafascynowana i niewiarygodnie podekscytowana.
Owen był mężczyzną z krwi i kości, i to stanowiło dla mnie nowość. Dotąd byłam tylko w jednej bliższej relacji, Tristan był moim równolatkiem i teraz, gdy miałam porównanie, widoczna była przepaść pomiędzy nimi. W zachowaniu, w słowach, gestach. Nawet w dotyku. Owen był niezwykle intensywny, zdecydowany, w żadnym jego ruchu nie szło wyczuć niepewności.
To, jak trzymał mnie w ramionach, jak całował i pieścił moją skórę wprawiało moje ciało w drżenie. Nigdy dotąd nie czułam czegoś takiego. Nigdy nie pożądałam mężczyzny tak bardzo. Czy to czyniło mnie złą? Wyuzdaną?
I pomimo tego, że nie doszło pomiędzy nami do niczego więcej, ja czułam, że jego bliskość już teraz była bardziej intymna. Była wyłącznie nasza. Oszalałam na jego punkcie, choć w ogóle go nie znałam. Po prostu zaistniał w moim życiu, rozgościł się i stał się kimś niezwykle ważnym.
Przełom. Tak mogłabym określić to, co wydarzyło się w nocy. Nie pojechałam tam z zamiarem skoczenia. Chciałam po prostu posiedzieć, wsłuchać się w szum fal. Nie spodziewałam się, że Owen się pojawi i powie mi tak wyraźnie, że nie zamierza ze mnie rezygnować. Nie miałam pojęcia, że tak bardzo zależało mu na znajomości ze mną.
Kiedy mieszkałam w Nowym Jorku z rodzicami, nie potrzebowałam uciekać, żeby odnaleźć spokój, bo miałam go przy nich. Oni byli moim źródłem spokoju i ciepła. Nasz dom wciąż stał tam, pusty, opuszczony, bez życia. Miałam otrzymać go w spadku za kilka miesięcy i często wyobrażałam sobie, że od razu po uzyskaniu pełnoletności wsiądę na pokład samolotu i zamieszkam tam z powrotem.
Teraz już nie chciałam wyjeżdżać... Bo czułam, że z niczyjej, ponownie zaczynałam należeć do kogoś. Do niego.
Po prysznicu wysuszyłam włosy, włożyłam szkolny mundurek i nałożyłam korektor na zaczerwieniony policzek. Wcisnęłam telefon w kieszeń spódnicy i przerzuciłam przez ramię swoją obszerną torbę. Zbiegłam na dół i zaszyłam się w kuchni, a zaraz za mną weszła do niej gosposia.
– Pani Greenwood cierpi z powodu migreny – bąknęła i podeszła do mnie. – Widziałam, co ci zrobiła – wykrztusiła, a ja zamarłam.
– C-co?
– Uderzyła cię. – Wyciągnęła rękę do mojej twarzy i założyła mi włosy za ucho, a ja mimowolnie się wzdrygnęłam. – Od jak dawna?
– Nie wiem, o czym pani mówi – skłamałam i odsunęłam się gwałtownie.
Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej gotową sałatkę z rukolą i serem. Żeby ukryć swoje zdenerwowanie, od razu włączyłam też ekspres i podstawiłam pod niego filiżankę.
Nikt nie mógł się dowiedzieć, bo wówczas groziłoby mi trafienie do sierocińca, musiałam wytrzymać jeszcze kilka miesięcy. Kiedy skończę osiemnaście lat i otrzymam spadek, nie będzie miała już nade mną żadnej władzy. Musiałam wytrzymać...
Usiadłam przy kuchennej wyspie i napchałam usta zieleniną. Gosposia wciąż patrzyła na mnie badawczo, ale się nie odzywała, nie drążyła. Kiedy kończyłam jeść i wzięłam kilka łyków mojej ulubionej kawy, telefon w mojej kieszeni zawibrował.
Wyjęłam go i zasłaniając nieco wyświetlacz, odczytałam wiadomość.
Owen: Może zrób sobie dziś wolne? Na pewno jesteś wykończona.
Gloria: W moim życiu nie ma miejsca na coś takiego jak dzień wolny. Do zobaczenia na zajęciach dodatkowych, panie MacAlister.
Owen: A powinno być. Jesteś przemęczona. W gruncie rzeczy podoba mi się, kiedy nazywasz mnie panem MacAlisterem... Do zobaczenia, Kropelko.
Uśmiechnęłam się pod nosem i schowałam smartfon do torby. To było zadziwiające, że jedno zdarzenie, jedna, długa rozmowa w cztery oczy, wyraźne zapewnienie, że jestem ważna, tak istotnie wpłynęły na mój nastrój. Wszystko zdawało się nagle piękniejsze i nawet zachowanie ciotki nie było w stanie mi tego odebrać.
Do szkoły dotarłam przed czasem, ale na parkingu już czekała na mnie Hazel wraz z resztą paczki. Podeszłam do nich z uśmiechem, a Tristan od razu zbliżył się i pochylił, żeby pocałować mnie w policzek.
– Nie rób tego – mruknęłam i się odsunęłam.
– Od kiedy zrobiłaś się taka sztywna – burknął i zrobił rozgniewaną minę.
– Po prostu chcę, żebyś z tym skończył – wycedziłam. Nie chciałam go ranić, ale nie mogłam dłużej pozwalać na to, żeby rościł sobie do mnie prawa i robił nadzieję. – Wybacz – dodałam i natychmiast zostałam odciągnięta na bok przez Hazel.
– Co ci jest? – syknęła. – Odkąd wróciliśmy do szkoły, zmienia ci się nastrój jakbyś miała zaburzenia osobowości.
– Może po prostu chcę poukładać swoje życie? Zaprowadzić w nim porządek – odparłam. Przez ramię przyjaciółki dostrzegłam wchodzącego do budynku Owena. Jakim prawem wyglądał tak dobrze?
Hazel zmrużyła oczy i powiodła wzrokiem w tym samym kierunku. Kiedy powróciła spojrzeniem w moją stronę, uśmiechnęła się złośliwie.
– Nadal ci nie przeszło? Myślałam, że już sobie odpuściłaś.
– Bo tak jest – skłamałam. – Sama mówiłaś, że mogę go lubić z daleka.
Nie rozmawiałam z nią o Owenie odkąd sprowadziła moją sytuację do zabawnej anegdotki, którą mogłabym opowiadać wnukom. Kompletnie mnie nie rozumiała, nazywała mnie idiotką, która zakochała się w nieznajomym od głupich listów.
Straciła wówczas w moich oczach, ponieważ sama na początku nakłaniała mnie do tego, żebym nawiązała z nim kontakt. Teraz, kiedy nie był już tylko facetem z moich opowieści, a mężczyzną, którego było nam dane widywać każdego dnia, zachowywała się, jakby była zazdrosna.
– Zacznij przede wszystkim żyć w realnym świecie. Bujanie w obłokach ci szkodzi, zrobiłaś się aspołeczna. W ogóle z nami nie wychodzisz, nie odpisujesz na wiadomości, nie odbierasz telefonów. Siedzisz za to w szkole do wieczora i czytasz durne podręczniki, jakbyś tego wszystkiego już nie umiała – wyrzuciła z siebie, a mi odebrało mowę. Przecież doskonale wiedziała, że ciotka wymagała ode mnie najlepszych ocen mnóstwa dodatkowych punktów na zakończenie szkoły.
– Myślisz, że siedzę nad książkami dla przyjemności? Że udzielam korepetycji, bo nie mam co zrobić z własnym czasem? Że nie odbieram dlatego, że jestem złośliwa? – pytałam mocno rozeźlona.
– Wcześniej miałaś dla nas czas. – Wzruszyła ramieniem.
– A później uczyłam się nocami i spałam godzinę w ciągu doby. Dobrze wiesz, że... – urwałam, widząc jej zaciętą minę. – Nieważne. – Machnęłam ręką i po prostu odeszłam.
Było mi przykro, że kolejny raz zderzyłam się z brakiem zrozumienia. Wiedziała, że moja ciotka źle mnie traktuje. Wiedziała, jakie wymagania mi stawiała. Mimo to miała pretensje, że nie miałam czasu.
Owszem, mogłabym wychodzić z nimi częściej, naprawdę już umiałam to wszystko, co było mi potrzebne, by zdać egzaminy z najwyższą liczbą punktów. Tylko czy chciałam?
Codziennie wracałam do domu wyczerpana, nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie. A dbanie o relacje przychodziło mi z trudem. Nie dlatego, że nie chciałam dbać o moich przyjaciół, a dlatego, że nie zawsze potrafiłam.
Miałam zwyczajnie dość spełniana oczekiwań innych. Do niedawna miałam tak naprawdę dość życia. Brzmiało to jak przemyślenia starej, zgorzkniałej baby, ale tak właśnie było. Byłam zmęczona życiem. Jak niepodlewany kwiat, który już stracił nadzieję na choćby kroplę wody.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.