Owen
Czytałem list, który znalazłem w skrzynce już chyba dziesiąty raz i nie miałem pojęcia, co zrobić. To znaczy wiedziałem, że odpiszę, ale nie do końca potrafiłem ułożyć w głowie odpowiednie słowa. Ta dziewczyna... Zagnieździła się w mojej głowie automatycznie. Nie dlatego, że wyciągałem jej wiotkie ciało z wody. Ból, który gościł w jej oczach, kiedy je otworzyła był tak przejmujący, że od razu zapragnąłem ją leczyć, naprawiać to, co było w niej zniszczone. Nie rozumiałem dlaczego.
Wziąłem w dłoń długopis i uśmiechnąłem się pod nosem. Nie sądziłem, że do mnie napisze, raczej spodziewałem się, że wyrzuci durny świstek papieru, który wcisnąłem w jej chłodną dłoń w chwili, kiedy do sali wpadła jakaś wściekła baba. Przez to nie zdążyłem zapisać jej swojego numeru. Z pewnością ułatwiłoby nam to komunikację, lecz teraz kiedy trzymałem w dłoniach papier, czułem w tym jakąś magię.
Jeszcze raz przeczytałem te kilka zdań, które napisała:
Drogi Owenie...
Tak naprawdę nie wiem, co napisać. Czy podziękować, czy może jednak sprzeciwiać się temu, że wyciągnąłeś mnie z wody. Nawet nie liczę na to, że odpiszesz, bo kto chciałby kontaktu z nikomu niepotrzebną wariatką, skaczącą z klifu...
Mimo wszystko napiszę: Dziękuję.
Ciepło w Twoich oczach było czymś, czego nie doznałam od dawna i bardzo chciałabym powiedzieć, że na jakiś czas tego ciepła mi wystarczy. Bardzo bym chciała.
Mam nadzieję, że zdenerwowanie, którego przeze mnie doświadczyłeś, poszło już w niepamięć.
Jesteś dobrym człowiekiem. Pięknym nie tylko na zewnątrz.
Gloria
P.S. Gdybyś jednak chciał odpisać, adres znajdziesz na odwrocie. Nie czuj się zobowiązany.
– Gloria – powiedziałem na głos. – Chwała.
Jej imię poznałem już w szpitalu, kiedy przejrzeli jej torebkę w poszukiwaniu dokumentów, podczas przyjęcia na oddział. Lekarze mnie nie przepędzali, bo skłamałem, że jestem jej facetem. Nikt nawet nie weryfikował tej informacji i nie zastanowił się, dlaczego nie potrafiłem powiedzieć, jak dziewczyna się nazywa.
Problem zaistniał dopiero w chwili, kiedy chciałem uzyskać więcej informacji. Nie powiedzieli mi, jaki jest jej stan, ani tego, jakie leki jej podawano. Była nieprzytomna przez kilka godzin, a przez ten czas nikt nie zainteresował się jej losem, choć pierwszym, co zrobiłem to przejrzenie jej telefonu i poinformowanie rodziny o wypadku.
Swoją odpowiedź mógłbym zacząć od podobnych słów. Nie miałem pojęcia, co napisać. Myślałem o niej od ponad dwóch tygodni, zastanawiałem się, czy wszystko z nią w porządku, czy jest zdrowa, ale przede wszystkim, czy nie podjęła kolejnej próby, żeby odebrać sobie życie.
Jak bardzo jej życie musiało być złe, że postanowiła je zakończyć? Co popchnęło ją do takiego kroku? Chciałem się tego dowiedzieć.
Widziałem ją, kiedy siedziała na górze, a później, kiedy spadała do wody, ale wówczas myślałem, że to był wypadek. Z miejsca, w którym zawsze surfowałem był doskonały widok na klif, więc kiedy wyznała, że nie spadła przez przypadek, wiedziałem, że nikt jej nie zepchnął. Bo nikogo poza nią tam nie było. Tylko ona i jej mroczne myśli.
Zaczęły towarzyszyć mi jakieś niezrozumiałe emocje. I choć dotąd myślałem o tej dziewczynie bezustannie i zastanawiałem się, czy po prostu do niej nie pojechać, teraz zagościło we mnie jakieś nowe, dziwne uczucie. Jakbym stał się za nią odpowiedzialny, a raczej za to, by wybić jej z głowy te nieprzyjemne myśli.
Znałem jej adres, bo kobieta, której numer znalazłem w smartfonie dziewczyny podała mi go, więc z zaskoczeniem zauważyłem, że ten widniejący na odwrocie listu, był inny. Żałowałem wielokrotnie, że oprócz poinformowania jej bliskiej o tym, co się wydarzyło, nie poszedłem o krok dalej i nie spisałem jej numeru.
Nie umknęło również mojej uwadze zachowanie kobiety, do której się dodzwoniłem. Zażądała, żebym odtransportował wóz dziewczyny, jakbym był pieprzonym szoferem. A kiedy zjawiła się w szpitalu, krzyczała tak, jakbym to ja był odpowiedzialny za to, co się wydarzyło i zepchnął dziewczynę z klifu.
Na wiele rzeczy nie zwróciłem wówczas uwagi, bo byłem maksymalnie skupiony na tym, żeby zwyczajnie ta drobna istota została uratowana. Byłem jednocześnie hipokrytą, bo w tym wszystkim zdążyłem zauważyć, że była piękna, a jej drżące ciało doskonałe. Pieprzony napaleniec.
Była młoda, ale dojrzała, mogła mieć maksymalnie dwadzieścia trzy lata, dlatego tym bardziej nie rozumiałem, dlaczego postanowiła skoczyć. Miała przed sobą całe życie. Widziałem w jej oczach cierpienie, niewyobrażalny ból, jakby jej duszę trawiła bezlitosna choroba. Ten obraz wrył się w mój umysł i nie opuszczał go nawet na chwilę.
Pisząc do niej list, czułem się jak uczniak, ale to ile emocji wywoływały we mnie słowa, które w nim zamieściłem, nie mogło równać się z niczym. Nigdy dotąd nie czułem czegoś podobnego.
Nie rozumiałem do końca, co się działo, a jedyne czego byłem pewien, to chęć pomocy. Naprawdę chciałem wyciągnąć tę dziewczynę z mroku, który ją pochłaniał, choć nie wiedziałem dlaczego tak mi na tym zależało.
W Rancho Palos Verdes mieszkałem od kilku tygodni, znałem tylko Nelsona, który po starej znajomości załatwił mi robotę. Musiałem zacząć od nowa, z dala od dramatów, które w ostatnim roku stanowiły całe moje życie, a słoneczna Kalifornia wydawała się do tego doskonała. Jak widać nawet tutaj musiałem być świadkiem, a nawet uczestnikiem kolejnych dramatów.
Napisany list wsunąłem do koperty i ją zaadresowałem. Skoro podała inny adres, to mogło oznaczać, że nie mieszkała z kobietą, z którą miałem nieprzyjemność się skonfrontować. Jeśli to była jej matka, to szczerze jej współczułem.
List wysłałem od razu, bo wybierałem się na drinka z Nelsonem, więc przy okazji odwiedziłem punkt pocztowy. Miałem jeszcze niecały miesiąc urlopu, z którego chciałem maksymalnie korzystać. Zrekompensować sobie stracony czas.
Znów towarzyszyła mi niezdrowa ekscytacja, kiedy wchodziłem do knajpy, w której byłem umówiony z kumplem. Musiał to zauważyć, ponieważ w chwili, kiedy usiadłem w loży, zmrużył podejrzliwe oczy.
– Pieprzyłeś się – stwierdził.
– Z kartką papieru – parsknąłem.
– Wyglądasz, jakbyś przed momentem przeżył orgazm życia – drążył.
– Mam ospermione spodnie, czy...
– Oczy ci błyszczą – wtrącił.
– Jaki z ciebie romantyk – prychnąłem i rozparłem ramiona na zagłówku kanapy. – Ta mała z klifu napisała do mnie list – wyznałem, a on pochylił się, jakby oczekiwał pikantnej opowieści.
– I kto tu jest romantykiem – parsknął. – Cieszysz się z kawałka papieru?
– Po prostu cieszę się, że żyje – burknąłem i kiwnąłem na kelnera. Zamówiłem butelkę whisky i ponownie skupiłem się na kumplu.
To właśnie on był odpowiedzialny za odtransportowanie samochodu niedoszłej samobójczyni, podczas kiedy ja siedziałem przy szpitalnym łóżku i czekałem aż się obudzi. Nie musiałem tego robić, ale chciałem zyskać pewność, że na pewno wyjdzie z tego cało.
– Opowiadaj – zażądał i skrzyżował ramiona na piersi. To było jego cholerne zboczenie zawodowe.
– Nie jestem twoim pacjentem, stary – zaśmiałem się. – Napisała, żyje. Ja odpisałem. Wszyscy są szczęśliwi. Chociaż nie, w gruncie rzeczy ta laska nie jest szczęśliwa. – dokończyłem z kwaśną miną.
– Czyżby nasz Romeo, Superman, Aqua Man postanowił uszczęśliwić swoją syrenkę, która nie potrafi pływać, a już na pewno nie umie się porządnie zabić? – szydził, a ja zmrużyłem gniewnie oczy.
– Zacznę się zastanawiać, jakim cudem zostałeś psychologiem – prychnąłem.
– Jestem człowiekiem jak każdy inny. Jakoś muszę odreagować. – Wzruszył ramieniem.
– Żartując z próby samobójczej? A twoim zadaniem nie jest czasem odwodzenie ludzi od takich pomysłów? Czy może nie wiem, czym zajmuje się psycholog?
– Nie jestem w pracy. Poza gabinetem jestem dupkiem. Wybacz, stary, nie chciałem. Widzę jak się motasz odkąd ją wyciągnąłeś z tej wody. Zawsze byłeś przesadnie altruistyczny. – Wyciągnął rękę ponad stolikiem i poklepał mnie po ramieniu. – Dobrze, że jest cała. Ale daj sobie już spokój. Nie zbawisz całego świata.
– Mam zamiar poprosić ją o spotkanie – zadecydowałem, a on uśmiechnął się kpiąco.
– Po co? Nie wiesz kim jest, może to naprawdę jakaś wariatka. Może jest niebezpieczna nie tylko dla siebie.
– Nie sądzę – mruknąłem i wziąłem kilka dużych łyków whisky.
– Dajesz radę? – zapytał krótko, a ja doskonale wiedziałem, że z tematu Kropelki z klifu, przechodziliśmy na cięższy kaliber. Nelson jako jedyny wśród wszystkich znajomych, jakich do tej pory miałem, był na bieżąco z moją życiową sytuacją. I choć dzieliły nas tysiące mil, towarzyszył mi, kiedy potrzebowałem wsparcia.
– Przyzwyczajam się – odparłem.
– Unikasz tematu.
– Nie ma o czym mówić. Proza życia, czy jakoś tak – uciąłem i ponownie napełniłem szklankę bursztynowym trunkiem.
– Jutro deski? – zaproponował, co znaczyło, że nie będzie naciskał i rozkładał mojego obrazu psychologicznego na czynniki pierwsze.
Skinąłem tylko głową. Jeździłem na plażę surferów codziennie, o różnych porach, spoglądałem na szczyt klifu, ale dziewczyny nie było. Zastanawiałem się czasem, czy jej sobie nie wymyśliłem, ale list, który do mnie wysłała był jasnym dowodem, że jednak nie zwariowałem.
Wkrótce zostaliśmy wciągnięci na parkiet przez jakieś rozchichotane panienki. Ewidentnie były nastawione na zabawę. Dobrą zabawę. Ja jednak odpuściłem, bo nie wiedzieć dlaczego, pomimo wypitego alkoholu i świetnej atmosfery, nie potrafiłem przestać myśleć o kimś, kogo tak naprawdę nie znałem.
A chciałem poznać...
Do swojego nowego apartamentu wróciłem już po północy. Lekko wstawiony i zmęczony. Położyłem się na kanapie i patrzyłem w biały sufit, a myśli w mojej głowie wirowały.
Zaczynać od nowa.
CZYTASZ
Niczyja ✔️
ChickLitGloria jest siedemnastoletnią sierotą, mieszkającą z ciotką, która traktuje ją jak zło konieczne. Dziewczyna jest całkowicie stłamszona i złamana, dlatego podczas wakacji, tuż przed rozpoczęciem klasy maturalnej, podejmuje najgorszą z możliwych decy...