Rozdział 7

4.8K 528 44
                                    

Gloria

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gloria

Powinnam była oswoić się z bólem, tymczasem ja wciąż go odpychałam, wypierałam i buntowałam się przeciwko niemu. A gdybym się z nim zaprzyjaźniła, pogodziła i wyciągnęła rękę do niego, może nieco by mi odpuścił. Może mogłabym się przyzwyczaić i nauczyć żyć...

Po rozmowie z Owenem prędko uciekłam z klifu, bo wiedziałam, że to była kwestia maksymalnie kilku minut, kiedy by się zjawił. A ja nie chciałam poznawać go na żywo, żeby później nie tęsknić.

To nie tak, że nie przemyślałam swojej decyzji. Myślałam o tym bez ustanku i każdorazowo dochodziłam do wniosku, że nie miałam prawa do nikogo się przywiązywać. Nawet jeśli był to nieznajomy wybawca. Nie mogłam, bo strata później bolałaby bardziej.

Kiedy wróciłam do domu, tuż po tym jak zaczęło lać, jedna z pokojówek poinformowała mnie, że ciotka wyjechała na dwa tygodnie, co przyjęłam z ogromną ulgą. To oznaczało aż czternaście dni oddychania pełną piersią. Brak konieczności nasłuchiwania kroków i zastanawiania się, kiedy wezwie mnie ponownie do swojego gabinetu. Ostatnio każda konfrontacja z nią kończyła się rękoczynami. Każdorazowo biła mnie po twarzy i każdy kolejny cios był silniejszy.

Mimowolnie dotknęłam policzka, na którym miałam lekkie rozcięcie. Wiedziałam, że celowo odwróciła pierścionek na palcu, żeby mnie nim zranić.

– Panienko Glorio? – Podeszła do mnie pokojówka o imieniu Carmen. – Wszystko w porządku? Płakałaś – stwierdziła, darując sobie w końcu tytułowanie mnie.

– To od wiatru – skłamałam. – Siedziałam na plaży i żegnałam wakacje. – Posłałam jej doskonale wyuczony uśmiech.

Rozmierzwiłam włosy tak, by ukryć rozcięcie na skórze i poszłam do swojego pokoju. Ostatni weekend przed rozpoczęciem najtrudniejszego roku nauki. Nie towarzyszyła mi nawet nadzieja.

Zamknęłam się w sypialni, czując jakbym właśnie w tej chwili straciła wszystko. Kolejny raz biłam się z myślami, czy postąpiłam słusznie. Owen niezaprzeczalnie był jedynym pozytywem, jaki spotkał mnie w ostatnim czasie. Tak naprawdę jedynym, z którym byłam stuprocentowo szczera. Jedynym, który widział moje cierpienie, nie widząc nawet mojej twarzy.

Jedno spojrzenie w oczy. Tyle wystarczyło, żeby wniknął we mnie i rozczytał wszystko, co skrywałam. Nie musiałam mówić, nie musiałam nawet wspominać o tym, co mnie dręczyło, a on wiedział.

Wyjęłam z dna zamykanej na klucz szafki listy i zaczęłam przeglądać. Jeden po drugim, słowo po słowie. Te teoretycznie nic nieznaczące literki były małymi, drobnymi światełkami, które w połączeniu tworzyły potężne źródło ciepła. Rozjaśniały to, co mroczne. A ja z tego zrezygnowałam.

Byłam tchórzem. Nie dbałam o relacje. Żadne. Nie dlatego, że byłam zarozumiała, a dlatego, że nie chciałam, by ktokolwiek przyzwyczajał się do mnie. Bałam się również tego, że zapragnę być dla kogoś ważna. Że będę chciała zmiany. Że pojawi się bodziec do buntu. Tylko czy miałam prawo się w ogóle buntować?

Niczyja ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz