Czwarty rok: Czerwiec

318 29 9
                                    


Sobota, 28 czerwca 1975

-Cześć, Remusie! - Lily zaskoczyła go, gdy opuszczał skrzydło szpitalne. Właśnie miał ostatnią wizytę kontrolną u Pani Pomfrey przed zakończeniem szkoły.

-Cześć. - Zapytał nerwowo. - Co tu robisz?

-Podrzucam to dla profesora Slughorna.– podniosła duży słój z czymś, co wyglądało jak fioletowe żabie pomioty. - W tym semestrze robiliśmy eliksiry lecznicze w Klubie Ślimaka. Poczekaj tutaj, wrócę z tobą.

Zniknęła w ambulatorium, a on czekał, starając się nie wyglądać na zbyt podejrzliwego. Nienawidził, gdy widziano go w pobliżu szpitala. Lily w końcu wyszła z przewiewnym uśmiechem.

-Dzięki! Co tam robiłeś?

-Och, nic, hm... klątwa, która poszła nie tak.

-O Boże, co się stało?

-Eee... wolę nie mówić. - Uniósł sugestywnie brwi, mając nadzieję, że zrozumie. Na jego nieszczęście myślami poszła gdzie indziej.

-Czy to znowu był Potter? Uch, w zeszłym tygodniu rzucił na Seva jakąś klątwę, która sprawiła, że jego szyja spuchła jak koło ratunkowe!

-Huh, tak, James jest dobry w zaklęciach obkurczających. – Remus uśmiechnął się.

-No cóż, nie pomyślałabym, że rzuci klątwę na kogoś, kto rzekomo jest jego przyjacielem. – odpowiedziała Lily sztywno.

-To nie był on! – odpowiedział Remus, zirytowany. Bardzo mu zależało, aby nie obmawiać Jamesa w obecności Lily po zamieszaniu, które miało miejsce w styczniu.

-W takim razie Black. - Lily wzruszyła ramionami. – Jest tak samo zły. Nie mam pojęcia, dlaczego wszyscy go lubią.

-Mhm.

-Więc... wielkie plany na lato? - Lily zmieniła takt, być może zdając sobie sprawę, że Remusowi nie podobały się szczególnie jej tyrady na temat innych huncwotów.

-Nie. – Remus potrząsnął głową. – Prawdopodobnie zwykłe rzeczy. Praca domowa. A ty?

-Mam zamiar odwiedzić Marlene w lipcu, staramy się, aby Mary przyjechała.

-Co z nią?

Od czasu wielkiego zerwania Mary była nieobecna na każdym posiłku i z tego, co Remus mógł stwierdzić, ledwo opuszczała dormitorium dziewcząt.

-Lepiej. – Lily ze smutkiem pokiwała głową. – I tak może wytrzymać kilka godzin bez płaczu. Jednak nadal odtwarza przygnębiające albumy Dusty Springfield.

Dotarli do portretu grubej damy i wpadli na Petera – i oczywiście na Desdemonę Lewis. Byli w ciasnym uścisku, ramiona owinięte wokół siebie, szeptali między pocałunkami.

-Będę tęsknić! - Ona westchnęła.

-Ja za tobą bardziej! - powiedział Peter.

-Napiszesz?

-Codziennie!

Remus wydał z siebie głośne odgłosy wymiotowania, co wywołało chichot Lily, ale Peter wściekły zmarszczył brwi. Szybko przeszli przez portret i zostawili gołąbki.

Kiedy dotarli do wieży Gryffindoru, panowała kompletna anarchia – jak zwykle ostatniego dnia zajęć. Uczniowie czołgali się pod stołami w poszukiwaniu zagubionych rzeczy, biegali po okolicy, zbierając karty i elementy gry, a gdy wszyscy w ostatniej chwili pakowali się, słychać było okrzyki „Accio lewy but!" lub „Accio zegarek!". Remus zastanawiał się, czy każdy pokój wspólny przechodzi to samo pandemonium – z pewnością zorganizowani Krukoni były w znacznie lepszym stanie.

All the Young Dudes. Years 1-4 (Book One) (TŁUMACZENIE PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz