Nawet mimo trudnych aspektów tegoż wydarzenia, jakim było przejście przez tajemniczy kryształ- Mòrag poczuła się niemalże ośmielona i podeszła do wysokiego podestu, przy którym siedział goblin.
Choć nie. Nie siedział. Jeno spał.
Bo gdy rzekła "Przepraszam?", to jej odpowiedziało chrapanie.
— Może ja? — wtrącił na to profesor Fig — Racz wybaczyć, ale z tym swoim, słowiczym głosem, to byś pewno motyla obudziła. Ale nie goblina. Nie obawiaj się mówić głośniej.
O'Keeffe nie wypadało powiedzieć mężczyźnie, że jemu łatwo rzec coś takiego. Nawet jeśli, będąc czarodziejem i w ich społeczeństwie żyjąc, nieco inaczej skłonny był postrzegać normy.
Uśmiechnęła się więc tylko i grzecznie dygnęła po czym wskazała głową na śpiącego wysoko nad nimi goblina.
— Ekhem — chrząknął Eleazar, na tyle głośno, że aż się jego towarzyszka zdumiała i uniosła dłonie do uszu.
Ale i tym razem odpowiedziało tylko chrapanie.
Nauczyciel chrząknął ponownie, tym razem na tyle głośno, że Mòrag musiała sobie zatkać uszy.— Ekhem!
Jednakże i tym razem w odpowiedzi uzyskał tylko chrapanie.
Odwrócił się na chwilę do nastolatki po czym obdarzył ją dobrym uśmiechem do złej gry.
— Lepiej trzymaj uszy zakryte, moja droga — rzekł po czym ryknął niczym zwierzę — EKHEM!
Mało z krzesła goblin nie spadł na ten dźwięk, a budząc się wydobył z głębi gardzieli krzyk zaskoczenia. Mòrag to rozbawiło, jednakże wstrzymała się przed chichotem. Albowiem gobliny słynęły nie tylko z rzemiosła metalurgii, ale też z nie do końca pojętej ludzkim umysłem dumy i moralności. Te niskiego wzrostu, człekokształtne stworzenia o długich palcach i stopach oraz niebywałej pojmowały wszystko, co kiedyś stworzyły- jako swe własne. Nie przyjmowały do wiadomości zmiany posiadacza, nawet jeśli ktoś legalnie nabył wytwór, bądź otrzymał go dobrowolnie. Zawsze przyjmowały tu grabież i nie szło ich przekonać, że było inaczej.
A to tylko jeszcze bardziej pogłębiało zarzewie konfliktu.
Mòrag nie rozumiała ani goblinów, ani czarodziejów w tej kwestii. Lecz może jeszcze na to zbyt młoda była. A nóż, nawet za głupia.
— Niemożliwe! — wykrzyknął nagle bankier, mrużąc oczy — Chwileczkę! — dodał i- w asyście złowieszczego, niezrozumiałego mamrotanie- odwrócił się i zszedł na ziemię po stopniach schodów utworzonych z ksiąg.
— Witamy w banku Gringotta — rzekł, goblin kłaniając się, przez swój mikry wzrost praktycznie do własnych kostek — Skrytka numer dwanaście, tak?
— Um... — mruknął Fig po czym wymienił ze swą uczennicą porozumiewawcze, choć nieco zdezorientowane spojrzenie — Zgadza się. — powiedział w końcu i, aby ukryć zdenerwowanie, ukrył ręce za plecami.
— Klucz? — zapytał bankier, wyciągając dłoń przed siebie.
Eleazar wydał się na to jeszcze bardziej skonfundowany niż wcześniej.
— Świstoklik pana żony — szepnęła Mòrag, a na twarzy mężczyzny zagościło olśnienie.
— Och, tak. Tak oczywiście. — Profesor wyjął klucz z jednej ze swoich przepastnych kieszeni i podał go goblinowi.
Nie zrobił tego że zbytnią pewnością siebie, jednakże jego towarzyszka miała nadzieję, że spisał się wystarczająco przekonywująco.
To było marzenie praktycznie ściętej głowy jeśli chodziło o istoty zarządzające bankiem, jednakże nadzieja umierała ostatnia. A cała ta zagadka poczęła interesować ją coraz bardziej, więc liczyła, że znajdą tutaj na nią odpowiedź.
CZYTASZ
Waltz of Destinies ||Hogwarts Legacy FF||
FanfictionW 1892 roku Mòrag O'Keeffe rozpoczyna naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart od piątego roku, co czyni ją już wystarczająco specyficzną pannicą. Dziewczę wyróżnia się jednak nie tylko tym. Potrafi bowiem władać, zapomnianą przez większość...