Mòrag przeczytała ten list jeszcze kilkakrotnie, ściskając pergamin długimi, chudymi palcami. Odkąd tylko go dostała, jęła traktować, jakoby to była relikwia. I nie obchodziło ją to, że niektórzy mogliby to uznać, za coś budzącego rozbawienie.
Bladym świtem, pierwszego dnia dziewiątego miesiąca roku, tuląc starannie złożoną kartkę do klatki piersiowej, stanęła na jednej z brukowanych, londyńskich uliczek w towarzystwie Eleazara Figa. Mężczyzna był już wiekowym czarodziejem, któremu posiwiały nawet bokobrody. Wyglądem przypominał barwny kwiat, zwłaszcza na tle przydymionych kolorów okolicznych budynków. Na brązowym, bogato zdobionymi i wiązanym kubraku, nosił granatową szatę z obszernymi rękawami, poprzetykaną złotą i srebrną nicią, która przy łokciach tworzyła ozdobne opaski. Na ramionach profesora znajdował się długi szal, również barwy niebieskiej, zarzucony nonszalancko, jakby w pośpiechu.
To było doprawdy zaskakujące, bo z reguły mawiano, że to młodsi bardziej upierali sie przy swoim, by nie przystawać do tłumu. Jednakże oboje młodzi: zarówno woźnica- który na miejsce zajechał powozem zaprzęgniętym w Testrale nie widoczne dla oka Mòrag- oraz sama podopieczna Figa odziali się zdecydowanie mniej strojnie. Powozący nosił gogle pilota, melonik, czarny płaszcz, spodnie oraz mucha. Jedynym jasnym elementem jego ubrania była biała koszula.
O'Keeffe tymczasem założyła brązowy plaszcz, czerwoną spódnica do pół łydki, białe podkolanówki, świeżo kupione i wypastowane pantofelki oraz białą koszulę. A, że tej ostatniej nie dało się zapiąć pod samą szyję, to kurtuazyjnie zawiązała nań błękitną chustkę.
Profesor upewnił się, iż wszystkie przedmioty, jakie Mòrag przewoziła do Hogwartu zostały odpowiednio ułożone na tyle powozu. Nie chciał ryzykować, że coś w trakcie lotu spadnie, wszak nie dało się po to zawrócić. Dlatego właśnie, Fig pociągnął za linę, którą kufry i skrzynki zostały przywiązane do pojazdu. Jako, że ta się nie rozluźniła, uznał, iż spełni swoją powinność.
— Ach! Wygląda na to, że jesteśmy niemal gotowi by wyruszyć! — zawołał ukontentowany mężczyzna, a uradowana Mòrag niemalże w podskokach podeszła bliżej nauczyciela.
— Szkoda, że nie mieliśmy czasu na rzucanie zaklęć — kontynuował mężczyzna — lecz zakładam, iż te, nad którymi pracowaliśmy, masz juz przećwiczone?
— Oczywiście, panie profesorze — rzekła O'Keeffe z dumą, a nawet i ujęła różdżkę w dłonie, jakby to chciała się zaprezentować jeszcze lepiej.
— Zadziwiasz mnie — Kącik ust Figa uniósł się lekko. — Jeszcze żem nie widział, by ktoś tak rychło przywykł do używanej różdżki. Jak tylko dostaniesz swoją własną, z twoją siłą będzie się trzeba liczyć.
— Dziękuję — Na licu Mòrag również zagościł uśmiech. — Doprawdy doceniam to, że pracuje pan ze mną przed rozpoczęciem semes…
Piętnastolatka urwała wypowiedź, kiedy to na lewo od nich obojga rozległ się trzask i nastąpił rozbłysk błękitnego światła. O'Keeffe nigdy nie słyszała tego dzwięku, lecz patrząc na nagłe zmaterializowanie się w jego miejscu obcego sobie człowieka, domyśliła się, że tak właśnie brzmiała aportacja. Wedle tego co mówił jej opiekun, nauczano tego na szóstym roku w Hogwarcie, więc przed dziewczyną była jeszcze daleka droga.
CZYTASZ
Waltz of Destinies ||Hogwarts Legacy FF||
FanfictionW 1892 roku Mòrag O'Keeffe rozpoczyna naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart od piątego roku, co czyni ją już wystarczająco specyficzną pannicą. Dziewczę wyróżnia się jednak nie tylko tym. Potrafi bowiem władać, zapomnianą przez większość...