ROZDZIAŁ 21: WÓZ ALBO PRZEWÓZ.

15 4 1
                                    

Thomasin dotrzymała słowa i następnego dnia udało jej się doprowadzić do spotkania Mòrag i Ominisa. Dziewczę było tym faktem przerażone i podekscytowane jednocześnie. W końcu pierwszy raz bez opiekuna czy przyzwoitki miała widzieć się z młodym mężczyzną z tak czysto kokieteryjnego powodu.

Nie wiedziała, jak się zachować, w co się odziać, a na dodatek przy stole Ślizgonów tamtego dnia była wyjątkowo napięta atmosfera. O'Keeffe nie wiedziała dlaczego, ale miała przeczucie, że Sebastian pokłócił się z Reed. Nadąsał się cały do niej, jakby o coś miał pretensje.

— Tak jak na nas przystało, kąsamy, jak węże — skwitowała to Imelda, przy czym uśmiechnęła się, zerkając na Gracie, obracającą w palcach astrolabium, którego nie zdążyła jeszcze wysłać do ojca.

Wolała nie ryzykować skoro jesienna pogoda uderzyła wieczorem i nad zamkiem przeszła potężna burza. Jeszcze biedna sowa by padła jej ofiarą wraz z ważnym przedmiotem. Już nie mówiąc o tym, że dojście do sowiarni w takich warunkach graniczyło z cudem.

— Wiesz o co im poszło? — dopytała Mòrag szeptem, ale w tym czasie dyrektor wszedł do Wielkiej Sali, więc Puchonka musiała się schować.

Zrobiła to trochę zbyt wolno i Phineas zauważył ruch. Jednakże, kiedy spojrzał w jego kierunku zobaczył jedynie Sebastiana, który trzymał w dłoniach talerz z jedzeniem przyjaciółki. Spojrzenie młodzieńca i dyrektora się spotkały, ciemnowłosy rzucił więc talerz na ten, który właśnie opróżniła Mòrag, udając, że jej go podawał.

— Dzień dobry, panie dyrektorze — powiedział, więc całą grupa przyjaciół zwróciła głowy w kierunku Blacka i rzekła to samo. Profesor jedynie wydał z siebie jakiś pogardliwy pomruk i poszedł dalej.

Jakieś pół godziny po śniadaniu, Mòrag i Ominis, korzystając z rześkiego po-deszczowego powietrza, szli sobie pod rękę na spacer, wzdłuż Czarnego Jeziora. Byli zajęci naprawdę ciekawą rozmową na temat psot i dowcipów, jakie płatali w dzieciństwie. A, że dziewczę było wychowywane wśród mugoli, podczas gdy Ominis- wśród czarodziei wysokiego rodu- ich historię były skrajnie różne.

Ale dla tego drugiego skrajnie interesujące.

— No i tak mi zostało, nawet i tutaj — rzekł młodzieniec — więc oczywistym było, że jeśli ktoś ma sobie z Sebastianem spalić brwi podczas ćwiczeń nie do końca regulaminowych zaklęć, to będę to ja.

Mòrag zachichotała.

— Poważnie? — spytała po chwili.

— Znaczy, na pewno on sobie je spalił. Tak mi mówiła jego siostra. A on mówił, że moje też są spalone. Więc, pewnie tak było. Szkoda, że tego akurat nie widziałem.

— Tego akurat? — Mòrag uniosła brew.

Młodzieniec westchnął.

— Nie urodziłem się niewidomy — przyznał, a zaraz aby gładko przejść do innego, choć powiązanego tematu, dodał — więc skoro już miałem szansę poznać twoją twarz, mogę też poznać jej kolory. Znaczy... — odwrócił głowę w bok, a wolną ręką potarł kark celem rozładowania napięcia. — wiesz, jaki masz kolor włosów, oczu, o to mi chodzi.

— Pewnie nie uwierzysz, ale kolor mojej twarzy jest pomidorowy.

Gaunt parsknął śmiechem.

— Włosy mam czarne — stwierdziła po chwili O'Keeffe, a oczy zielone.

— A zielone bardziej jak barwy Slytherinu czy…

— Nie, takie... jak trawa tylko jaskrawszy. Mój dziadek mówi, że wyglądam jakbym tam miała zielone ogniki. On to traktuje jako coś wyjątkowego, a ja wiem, że ludzie się tego z reguły boją. Znaczy, niemagiczni. Bo u czarodziejów widziałam a to fioletowe oczy, a to prawie czarne, turkusowe... W zasadzie widziałam wszystkie tylko nie czerwone.

Waltz of Destinies ||Hogwarts Legacy FF||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz