ROZDZIAŁ 14: WEASLEY PO ZAJĘCIACH.

18 4 0
                                    

Gabinet profesor Weasley, będący jednocześnie jej salą do nauczania transmutacji mieścił się na parterze, a żeby dostać się do niego jak najszybciej Mòrag musiała przebiec przez dziedziniec zwany Dziedzińcem Transmutacji- przy okazji głaskając czyjegoś kota, który tam sobie coś robił na trawie. To z pewnością dodało nastolatce kurażu.

Na tyle, że weszła bez uprzedniego pukania do pomieszczenia. Ale nie ujmowała sobie kultury, wszak nie otworzyła drzwi z hukiem na oścież- zresztą były tak wielkie i ciężkie, więc zapewne nie szło by tak uczynić- a uchyliła je, rozejrzała się, spostrzegła profesor Weasley i domowego skrzata, a następnie wśliznęła się do środka po czym zamknęła za sobą wejście.

Na tyle cicho na ile się dało.

Ta klasa była o wiele większa od tej do Obrony Przed Czarną Magią. A może zdawała robić tylko takie wrażenie, bo była bardzo długa i nie wisiał w niej żaden szkielet smoka. Zresztą nie tylko to dodawało do poczucia ogromu tejże sali. Robiły to także trzy, wysokie, gotyckie okna, przed którymi ustawiono biurka, jedno ze stertą książek prawie pod sufit, a wpuszczały mnóstwo naturalnego światła. Tymczasem ściany- wykonane z jasnych, kamiennych bloków- są nadawały pomieszczeniu starożytny i majestatyczny wygląd. Podobnie jak obrazy wiszące na ścianach i będące portretami  słynnych mistrzów transmutacji. 

Pewnie większość z nich poruszała się i komentował poczynania uczniów. 

Albo ułożenie wszystkich tomiszczy, manuskryptów i magicznych przyborów na półkach, bo to do najbardziej od linijki nie należało. Wszystko wyglądało, jakby zaraz miało się zwalić na ziemię. Kompletnym kontrastem do tego były natomiast solidne, drewniane ławki, ustawione równo i ciasno przy ścianach. Ustawienie to było przedziwne, bo nie dało się przez to dostrzec katedry nauczycielskiej. Chyba, że profesor biegałaby wzdłuż całego pseudo-korytarza, który się przez takie rozłożenie mebli utworzył. Zresztą podobnie wyglądała kwestia dostępu do wszystkich przedmiotów demonstracyjnych, zapałki, kielichy, igły, figurki zwierząt... 

I może nawet prawdziwe zwierzęta, bo wszędzie było pełno klatek, a największa, wysoka i pozłacana, leżała na biurku nauczycielskim. 

Profesor Weasley siedziała pochylona na krześle obok tego mebla i rozmawiała ze skrzatem domowym, który nosił poszewkę na poduszkę w czerwono-niebieską kratkę. Miał wielkie, wyłupiaste oczy w kolorze świeżej trawy, oraz olbrzymie, krzaczaste brwi.

— A może pokój, pani profesor? — zapytał, a kobieta przytaknęła.

— Myślałam o tym samym, Smyku. Może ty mógłbyś pomóc?

Wtedy rozmawiający zauważyli O'Keeffe.

— Oh... — Skrzat schylił głowę. — proszę wybaczyć Smykowi. — dodał i pstryknął palcami, aby aportować się gdzieś. Pewnie do tego pokoju, o którym mowa była wcześniej.

— Więc jesteś — Kobieta klasnęła w dłonie, wstała i podeszła do dziewczęcia. — Twoje pierwsze zajęcia przebiegły pomyślnie?

— Tak, pani profesor — odparła Mòrag.

— Czyli zgadzasz się z profesorami Hecat i Rowen…

Nastolatka zdębiała. A jak inaczej? I również jak, miała skomentować tego typu kwestię?

— Zdaje się, że profesor Fig... — kontynuowała nauczycielka — sporo cię nauczył podczas waszego krótkiego "badania ruin."

— Przecież profesor miał ze mną lekcje w wakacje aby nadrobić materiał i pożyczył mi swoją zapasową różdżkę — O'Keeffe starała się nie powiedzieć czegoś pochopnie, więc i swój ton głos musiała dostosować, aby skryć drżenie irytacji.

Waltz of Destinies ||Hogwarts Legacy FF||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz