ROZDZIAŁ 10: KSIĘGI I POSĄGI.

18 4 0
                                    

Kiedy obie kobiety odchodziły na bok, aby pomówić, akurat minął je uczeń Slytherinu, usiłujący naciągnąć sobie kaptur opończy na twarz i radzący młodszemu koledze, żeby uważał, co robi na śniadaniu.

— Kiedyś chciałem przywołać pieprz, ale przez przypadek potrąciłem wazę z owsianką i zrzuciłem ją na kolana naszej prefekt. Nie wiem, któż z nas był bardziej zawstydzony, ja czy ona...

Reszty rozmowy Mòrag nie usłyszała, bowiem profesor Weasley zaczęła ich własną:

— Dzień dobry — rzekła, a O'Keeffe odparła tym samym i dygnęła grzecznie. Jeszcze ochota na jakiekolwiek pozytywne kontakty z tą kobietą jej nie wróciła. A pewno miała nie wrócić nigdy, takie przeczucie miało dziewczę. — Ufam, że jesteś gotowa na swój pierwszy dzień w Hogwarcie.

— Marzyłam o tym dniu od czerwca — wyznała Mòrag, starając się wrażenie szczerej ekscytacji pokazać na licu. — Ciągle nie mogę uwierzyć, że tu jestem…

— Skoro tak się stało... — przerwała jej Matylda — to swój czas tutaj musisz wykorzystać dobrze. Pierwszy dzień w szkole dwa razy się nie zdarza.

Mòrag cudem nie powiedziała, iż to tak naprawdę jej drugi dzień.

— Znajdujesz się w wyjątkowej sytuacji — ciągnęła Weasley — dołączając do nas dopiero na piątym roku. Czy twoi rodzice nie przekazali ci wcześniej…

— Nie mam rodziców — Tym razem dziewczę nie wytrzymało, bowiem naprawdę poczuło się rozeźlone. Przecież ta kobieta napisała list do niej. Skądś musiała wiedzieć choćby, gdzie wysłać sowę. I ani razu jej przez myśl nie przeszło, żeby się sprawą bardziej przejąć? I to miała być wicedyrektorka? — Wychowują mnie dziadkowie od strony ojca. Niemagiczni.

— Charłaki?

Mòrag nie wiedziała co to znaczy, lecz miała wrażenie, iż to była obelga.

— Niemagiczni — powtórzyła — Nie wiedzą nic o mojej matce, ani o tym czy była czarownicą, a jeśli tak to jakiegoś statusu, jakiej krwi, jakiego rodu... Nie wiadomo czy jestem mieszanego pochodzenia czy wyjątkowo, niemagicznego. A nawet jeśliby wiedzieli, to wszystko spadło na nich znienacka. Pojawienie się w naszej posiadłości profesora Figa, nasze nauki, Hogwart... Zatem nie. Nic mi nie mogli wyjaśnić.

O'Keeffe spojrzała na nauczycielkę, której lico przybrało nieodgadniony wyraz.

— Masz wiele zaległości do nadrobienia, żeby nie pozostać w tyle — rzekła, jak gdyby nigdy nic. — Dwa miesiące nawet intensywnej, indywidualnej praktyki z nawet tak zdolnym i wykwalifikowanym czarodziejem, jakim jest Ele... profesor Fig, nie są wystarczające. Nie przy czterech latach braków. I nie, gdy pod koniec tego roku musisz zaliczyć SUMy.

— SUMy... — powtórzyła po niej Mòrag, półgłosem.

— Tak, Standardowe Umiejętności Magiczne. One zadecydują o profesji, jaką będziesz pełnić po zakończeniu szkoły.

Kwestia pracy, gdy się było kobietą, a także fakt, że jeden test mógł o niej zadecydować- sprawił, że dziewczę poczuło się tak, jakby jej ktoś odważniki przywiązał do nóg i ramion. Powiedzieć, że się poczuła przytłoczona, to jakby nie rzec nic.

— Po długich dyskusjach z dyrektorem — Z jakiegoś powodu, profesor Weasley się uśmiechnęła. — oraz przedstawicielem Departamentu Magicznej Edukacji, opracowaliśmy coś niezwykłego, aby ci pomóc odnieść sukces. — Kobieta uniosła dłonie nad głowę, a chwilę później upadła nań jakaś książka w brązowej, skórzanej oprawie z romboidalnym kształtem na frontowej okładce. Całość spinała złota klamra, a pojedyncze- złote- ćwieki zdobiły przedmiot tu i ówdzie.

Waltz of Destinies ||Hogwarts Legacy FF||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz