W sali do nauki Zaklęć było bardzo dużo przestrzeni, a nad uczniami nie wisiały żadne niebezpieczne szkielety smoków. Mòrag uznała, że tak właśnie powinny wyglądać pomieszczenia do nauki, w których się dużo macha różdżkami.
Tutaj nie było ryzyka, że ktoś zrzuci na siebie przypadkowo kilka, a może nawet kilkanaście ton angielskich kości.
Konstrukcja i ułożenie mebli oraz obiektów w tym miejscu zdawało się O'Keeffe bardzo metodyczne, bowiem kształtem przywodziło na myśl trybunę lub salę teatralną. Miało nie tylko kolumnę schodową, jak poprzednia, ale też dużo więcej stopni oraz poziomów. Biurko nauczyciela znajdowałoby się z przodu pomieszczenia, na samym dole, i było ozdobione różnymi magicznymi instrumentami, a nawet wystawką przedmiotów wyglądających na zaklęte. Natomiast stoły dla uczniów- umiejscowione na pierwszym, drugim i kolejnym poziomie- miały podłużną, prostokątną formę. Pozwalało to na siedzenie w czwórkę, a pewnie nawet i w więcej osób. Zostały one ustawione w półkolu, zwrócone w kierunku nauczyciela, przy czym każde wyposażono byłoby w dodatkowe pióra, pergamin oraz kałamarze. Ściany natomiast były ciasno wyłożone regałami, pełnymi przykurzonych i nadgryzionych zębem czasu tomów. Znajdowały się nań także magiczne artefakty.
Na te zajęcia, Mòrag poszła razem z Thomasin, Sebastianem, Ominisem, Imeldą, Prevettem- który jak się okazało miał na imię Leander, Samantą Dale- uczennicą Ravenclaw, którą przedstawiła po drodze panna Reed, i kilkunastoma innymi osobami. Tak dużo nowych twarzy wprawiało O'Keeffe w poczucie przytłoczenia.
— Ty się dobrze się czujesz? — zapytała brązowowłosa, trącając koleżankę w ramię.
— A ty? — odparła pytaniem na pytanie Mòrag — Profesor Hecat mało ci nosa nie złamała drzwiami.
— Doprawdy, dziewuszko, nawet mnie nie denerwuj, ta kobieta doprowadza mnie do szału.
— Chromolisz ją — podsunęła Reyes i zajęła swoje miejsce obok Sebastiana oraz Ominisa.
— O to, to — Thomasin usiadła na krześle z
drugiej strony, kiedy Leander zwrócił jej uwagę, że to jego miejsce.— A ciebie tu w ogóle nie powinno być — dodał — Nie masz czasem teraz eliksirów?
— Owszem — prychnęła dziewczyna — ale po prostu nie mogłam tak was po zostawić. Nie po tym co uczyniła Dinah.
— Dinah? — Mòrag zmarszczyła brwi. — Czy ty mówisz o nauczycielce po imieniu?
— Tak — rzekła Puchonka nonszalancko — Zwłaszcza takich, co nie lubią swoich uczniów. Swoją drogą, załatwiłam sporo rzeczy, które przydadzą się nam do pomocy Gracie. Także szykujcie się. Omówimy wszystko na obiedzie i kolacji, dobra?
Nikt nie zdążył na to odpowiedzieć, kiedy do pomieszczenia wszedł jakiś mężczyzna. Bardzo wysoki mężczyzna, odziany w fiolety. Przez to jego siwe włosy wydawały się wychodzić spod kufi, niczym masa srebrzystych węży. Szata wierzchnia tego czarodzieja miała taki sam kolor, jak nakrycie głowy, a odpowiednik włosów stanowiły srebrne węże, będące czymś w rodzaju guzika. Wszystko to stanowiło okrycie dla fioletowej kamizelki, białej koszuli, czarnych spodni w- a jakże- fioletową kratę. Barwy tej były nawet okulary, zarówno szkła, jak i oprawki.
Tylko rękawice się wyróżniały.
Zielone.
Z herbem Slytherinu.
I karnacja.
Ciemną miał, taką jak kawa z mlekiem.
— Panno Reed — zaczął, a akcent miał mocny, lecz Mòrag nie mogła go zidentyfikować — Proszę do siebie.
CZYTASZ
Waltz of Destinies ||Hogwarts Legacy FF||
FanficW 1892 roku Mòrag O'Keeffe rozpoczyna naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart od piątego roku, co czyni ją już wystarczająco specyficzną pannicą. Dziewczę wyróżnia się jednak nie tylko tym. Potrafi bowiem władać, zapomnianą przez większość...