Mòrag oczywiście miała w sobie większą ochotę na zwiedzanie niż na udanie się na zajęcia, więc udając się do sali Obrony Przed Czarną Magią. Po drodze na miejsce, w jednym z zakamarków w pobliżu elementy zamku zwanego Wieżą Astronomiczną, dziewczę odnalazło list nabazgrany pospiesznie na pergaminowym strzępie. Treść zaadresowana była do jakiejś Satyavati. To imię niewiele mówiło dziewczęciu. Musiało pochodzić z jakiegoś odległego kraju. Zresztą wśród korytarzy Hogwartu wiele osób, które widziała miało smagniętą słońcem karnację.
Albo taką kakaową, egzotyczną.
Pewnie to imię też było stamtąd.
Po uczuciowym zwrocie do adresatki, treść wiadomości miała się następująco:
Ucieszysz się na wieść, że skontaktował się ze mną znajomy z Cambridge, który przyznał, iż mylił się w swej ocenie natury deszczu meteorytów. Wygląda na to, że dwaj astronomowie - irlandzki i brytyjski- rozwinęli dorobek pewnego Włocha. Zauważ, że sami mugole, o ile mu wiadomo, zaproponowali aby kalkulować umiejscowienie pyły na orbicie ziemskiej i w ten sposób powiązać meteoryty z kometami.
Błyskotliwe. Ciekawe, co by zdołali osiągnąć, mając do dyspozycji lepszy teleskop?
To frustrujące, że w korespondencji nadal musiałam posługiwać się pseudonimem, który wymyśliłam, gdy pisałam, jako stateczny uczony. Samo posiadanie sekretnej tożsamości jest ekscytujące, ale powód ku temu doprowadza mnie do szewskiej pasji.
Nie mogę się doczekać naszej wycieczki do Dźantar Mantar. Ależ to będzie przygoda!
Tęsknię za Tobą, Droga Siostro i życzę Ci wszystkiego dobrego.
Z wyrazami miłości,
SuchritaMòrag poczuła się dziwnie zżyta z cudzą korespondencją. Ewidentnie pisała ją czarownica, lecz mówiła o niemagicznych z szacunkiem i uznaniem. Poza tym wyraziła swoje zdegustowanie tym, że nie może być naukowcem i rozwijać się w sztuce astronomii bo była kobietą.
Mòrag astronomią się nie pałała. Nie lubiła jakoś tego życia w gwiazdach. O wiele lepiej czuła się na ziemi, myśląc o tym, jak to pozna kiedyś męża i będzie miała rodzinę. Pracować mogła jako szwaczka, guwernantka, cokolwiek. To by ją usatysfakcjonowało.
Lecz gdyby pozostała w tamtym świecie, nie mogłaby się kształcić.
Suchrita, kimkolwiek była, rozumiała ją aż za dobrze. A może to było tylko złudne, pierwsze wrażenie.
Dziewczyna złożyła list i schowała go do kieszeni szaty, przysięgając sobie, że odniesie go tutaj, jeśli nie dowie się kto jest jego twórcą. Miała podejrzenia, że to nauczycielka, albo uczennica wysokiego rocznika
Nastolatka w końcu trafiła do sali Obrony Przed Czarną Magią, akurat w momencie, gdy uczniowie kończyli już do niej wchodzić.
Wyminęła Sebastiana Sallowa, który "wpuścił ją do środka" kurtuazyjnym gestem. Towarzyszącą mu Thomasin Reed zmierzyła przyjaciela pytającym wzrokiem, a następnie pomachała mu otwartą dłonią przed nosem. Mòrag nie miała pojęcia dlaczego to zrobiła, ale w tamtym momencie musiała już się skupić na tym, żeby nie potrącić Ominisa, który przed nią stał. Piękny młodzieniec wyminął ją sam, z gracją, której dziewczę by się nie powstydziło.
Dlaczego ten człowiek musiał być tak perfekcyjny? O'Keeffe miała z tego niemałą zagwozdkę.
Bąknęła mu przeprosiny i rozejrzała się po pomieszczeniu. Było ono wysoko sklepione, a kształt miało niemalże, jak kopuła. Środkiem ciągnęło się coś prostokątnego. Coś, co dziewczę wzięło początkowo za dywan, lecz krawędzie miało ostre, a gdy ktoś po tym przeszedł to rozległ się taki odgłos, jakby zostało zbudowane z drewna.

CZYTASZ
Waltz of Destinies ||Hogwarts Legacy FF||
FanfictionW 1892 roku Mòrag O'Keeffe rozpoczyna naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart od piątego roku, co czyni ją już wystarczająco specyficzną pannicą. Dziewczę wyróżnia się jednak nie tylko tym. Potrafi bowiem władać, zapomnianą przez większość...