Mòrag zajęła miejsce przy stole Slytherinu razem z Sebastianem, Ominisem i Imeldą. Czekali na Grace i Thomasin, a to umilali sobie spożywaniem posiłku. O'Keeffe zjadła sama chyba z pół tuszki kurczaka, taka była rozemocjonowana.
I tak bardzo jej smakowały Hogwarckie specjały.
Sebastian, który już zdążył zjeść swoją - znacznie mniejszą porcję- nałożył na swój talerz dyniowe ciasteczko i podsunął jej. Zrobił to nawet na chwilę nie podnosząc wzroku znad książki, którą pieczołowicie studiował od kilkudziesięciu dobrych minut.
— Głodzili ciebie, biedne dziecko? — zapytała przedziwnie analitycznie Imelda, dokładając sobie ziemniaków.
Mòrag przełknęła i już miała odpowiedzieć Reyes,
kiedy ich stół zaczęły mijać dwie Gryfonki.— To świeżynka z piątej klasy — szepnęła jedna ostentacyjnie.
Różdżka w ręce Ominisa zadrżała i jasnowłosy uniósł głowę po czym zmarszczył brwi. On i Imelda siedzieli tyłem do dziewcząt, więc te nie dały rady spostrzec ich poirytowanych lic.
— Zaczynanie nauki od tego roku musi być... ciekawe... — powiedziała druga z domu Godryka, patrząc dokładnie w oczy dziewczęcia, które to wyglądało zapewne zdecydowanie nie prezentacyjnie.
Na pewno było rozczochrane, z wypiekami na twarzy i jeszcze miało okruszki wszędzie, a może i gdzieś smugę sosu. Nie mówiąc już o tym, że początkowo, idąc za ciosem, jak jej towarzysze, złapało pieczoną nogę kurczęcia gołymi rękoma. Zdążyło już sobie upaprać ubranie, a przecież - zgrozo- było ono pożyczone, a także różdżkę. Bowiem z jej użyciem, oraz z tym Accio, przyciągnęło wirujące w powietrzu, prawie pod samym sufitem Wielkiej Sali, znalezione strony z Przewodnika. Dotyczyły samego pomieszczenia oraz mównicy profesorskiej.
Tymczasem w powietrzu możnaby zawiesić siekierę, bowiem taka gęsta atmosfera się stała, gdy Ślizgoni wyczekiwali, co powiedzą dalej członkinie domu lwa.
— Ciekawe skąd jest? — kontynuowała ta druga.
Obie panny stały już na tamten moment tak blisko Reyes i Gaunta, że Imeldzie aż się włosy zjeżyły, gdy jedna z Gryfonek na nią wydychała powietrze.
— Ma szczęście... — Ta, która zaczęła temat spojrzała znowu prosto na Mòrag i to tak przeszywająco, że aż O'Keeffe poczuła się taka malutka, jak na zajęciach przy Natsai. — że tylko ten biedny człowiek z Ministerstwa skończył jako karma dla smoka.
Sebastian zamknął trzymaną przez siebie książkę z głośnym hukiem. Zrobił to tak, umiejętnie, iż jeszcze przez chwilę rozchodziło się echo po pomieszczeniu, a nadto kilkunastu uczniów spojrzało na ułamek sekundy w tamtą stronę nim wróciło do spożywania swego posiłku.
Sallow podniósł wzrok na dziewczę z domu lwa.
W jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk magii. Wyglądał doprawdy przerażająco, ale jednocześnie tak magnetyzującego, iż Mòrag nie mogła oderwać od niego wzroku w tym całym napięciu.
Nastolatka, która stała się celem tegoż niepokojącego spojrzenia, była w ogóle nie wzruszona, krnąbna, złożyła ręce na piersi. Jej towarzyszka natomiast przełknęła tak ciężko ślinę, że aż wydała z siebie zdławiony odgłos.
Stali tak przez kilkanaście sekund, które dłużyły się niemiłosiernie, aż w końcu zabrała głos Imelda.
— Wiecie że moje umiejętności lotu są legendarne, ale jeśli zaraz stąd nie pójdziecie to je przebijecie, kiedy was kopnę w rzyć?
— Wylecicie z zamku — rzekł wtedy Ominis — Na dobre. Zadbam o to. Moja rodzina również.
To ostatnie zdanie powiedział z odrazą, a O'Keeffe nie wiedziała wtedy do kogo ta odrazą była kierowana, jednakże miała nieprzyjemne wrażenie, że bardziej do rodziny, jak do uczennic.
CZYTASZ
Waltz of Destinies ||Hogwarts Legacy FF||
FanfictionW 1892 roku Mòrag O'Keeffe rozpoczyna naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart od piątego roku, co czyni ją już wystarczająco specyficzną pannicą. Dziewczę wyróżnia się jednak nie tylko tym. Potrafi bowiem władać, zapomnianą przez większość...