Po dwugodzinnej rozmowie z Janoszem czułam się lepiej zapominając o swoich zmartwieniach. Chciał mnie też do domu odprowadzić lecz powiedziałam, że nie. Bo też nie szłam do domu... Szłam do ogrodu. Rozmyślając nad wszystkim. Chciałam wszystko zrozumieć. Kilka metrów od ogrodu zaczęłam się zastanawiać nad dwoma rzeczami... Dlaczego Hania siedziała z Janoszem i o czym rozmawiali. Te myśli nie zostały mi długo bo już po chwili doszłam. A przed bramą ogrodu czekał na mnie Feri oparty o bramę. Uśmiechnęłam się do niego u podeszłam. On też się uśmiechał.
- Piękny dzień. Zgadzasz się? - spytał patrząc w niebo. Podniosłam wzrok ku niebu.
- Tak... - szepnęłam. Staliśmy tak chwilę w ciszy gapiąc się na niebo. Po chwili jednak poczułam na dłoni jego dłoń.
- Idziemy na zebranie. Dobrze? - spytal mnie łagodnie. Spuściłam głowę I spojrzałam mu w oczy i pokiwałam głową. Zaczęliśmy iść. Najpierw w ciszy dopuki nie doszliśmy do środka ogrodu.
- Mam do Ciebie prośbę... - zaczął Feri. Zerknęłam na niego. - Proszę nie rozmawiaj z chłopcami z placu broni... Zrozum ,że to Twoi WROGOWIE. Dobrze? - zatrzymaliśmy się a on podszedł przede mnie tak byśmy stali naprzeciwko. Włożyła ręce do kieszeni swoich spodni i powiedział dalej - Nie chce byś została zraniona lub wykorzystana przez nich. - spojrzała na niego zdziwiona. Nie skomentowałam. Wpatrywałam się w jego oczy. Nie chciała nic mówić. Nie było dobrej odpowiedzi. Gdybym odpowiedziała ,że jeżeli chce się z nimi spotykać i ,że mnie nie skrzywdzą uzna ,że jestem TYLKO na zwiadach. A jak powiem ,że się zgadzam to sama nie wiem co wtedy... Będę z nim nie szczera.
- Jak mają mnie skrzywdzić...? - pytam niepewnie spuszczając wzrok z onieśmielenie. Złapał mnie za dłoń i podniósł mi lekko głowę łapiąc mnie podbródek. Patrzą na mnie z powagą.
- Bo się spodziewam. Znam ich. - oznajmił z powagą i zaczął iść dalej. Podbiegłam by nadrobić tempa.
- Znasz ich. Jako wrogów. - powiedziałam sama do siebie cicho pod nosem ale on ususzał. Pokręcił głową. Ale już nic nie powiedział bo doszliśmy. Byli już wszyscy. I Gereb. Spojrzał na mnie z dumnym uśmiechem. Siedział obok miejsca gdzie siedzi zawsze Feri. I dziś też tak usiadł. Ja usiadłam na końcu. Słuchałam go. Ale skupiałam się też na innych rzeczach. Po około 30 minutach poczułam szturchnięcie. Odwróciłam się. Obok mnie siedział teraz Gereb.
- Czego chcesz? - spytałam z zdenerwowaniem I szeptem. Uśmiechnął się i zbliżył się bardziej i szepnął mi prosto do ucha:
- Jesteś zdrajcą... Wiesz? Jestem ciekaw jak zareaguje Twój kochanek Janosz Boka... - moje policzki stały się całe czerwone a serce zaczęło walić jeszcze mocniej niż do tej pory. Krzyknęłam gwałtownie nie panując nad tonem głosu:
- Boka to nie mój chłopak! - wszyscy spojrzeli na mnie. - Ups... - szepnęłam. Moi bracia patrzyli na mnie z niesmakiem a Feri zmarszczył brwi. Wstał i podszedł do mnie. Złapał za ramie i rozkazał ,że mam wstać. Wstałam. Odeszliśmy na bok on z powagą spytał co to miało znaczyć. Przeprosiłam i wytłumaczyłam sytuację... Ale wtedy uśmiechnął się chytrze i powiedział:
- Wiesz co.... Zmieniłem zdanie... Ty MUSISZ się przyjaźnić z Boką... Nich zdobędzie TWOJE zaufanie. Wtedy będzie Ci mówił co jest na placu! A jak dostaniemy tego czego chcesz... Porzucisz go. Jasne? - spytał po wytłumaczeniu tego całego jego planu. Pokręciłam głową. - Czemu nie? - spytał z lekką złością i niezadowoleniem. Co świadczyło ,że zmarszczył brwi. Spuściłam wzrok.
- Nie chec... to będzie ni3 mile... - oznajmiłam niepewnie nie patrząc na niego tylko ona moje buty.
- Jak to nie chcesz?! Jesteś w MOJEJ drużynie. To oznacza że masz się słuchać MOICH rozkazów! - krzyknął i złapał mnie mocno za rękę. Sama nie wiedziała. Czemu. Gwałtownie wyrwałam się wiedząc że nie mogę pozwolić by tak mnie traktował. Podniosłam głowę I z powagą I stanowczością powiedzialam:
- Nie jestem TWAOJA. Ni3 jestem NICZIJA. Jestem NIKOGO. Nie masz prawa traktować mnie jak SWOJĄ własność. A teraz przepraszam ale wracam do domu. - odwrucilam się I zaczęłam iść. Nic nie zrobił. Nie złapał mnie i nie zatrzymał. Krzyknął tylko za mną:
- I tak jesteś TYLKO E MOJEJ DRUZYNIE! TO OZNACZA ZE JESTES MOJA! A NIE BOKIII!!!! - Nie słuchałam go już. Przyspieszyłam kroki I z jeszcze szybszym krokiem wyszłam z ogrodu. Dopiero jak wyszła za morow poczułam ulgę. Ogromną ulgę. Zatrzymałam soe na chodniku i rozejrzałam. Miałam nadzieję że kogoś zobaczę. Kogoś kogo znam. Ale tak się nie stało. Więc poszłam do domu. Otworzyłam drzwi do domy. Poszłam do kuchni z uśmiechem by zrobić sobie cherbate. Ale jak weszłam do pomieszczenia mój uśmiech zbladł i spoważniałam. Przy stole siedzieli mój ojciec. Wyglądał na załamanego. A butelki po piwie to potwierdziły. Z mojej powagi przyszedł na strach oraz smutek. Odwrucilam się I poszłam w stronę pokoju. Ale zanim to odezwał się glos:
- Jak było jak mnie nie było...? Jak cię traktowali bracia? - odwrucilam się I zerknęłam na niego. Siedzial już opart o krzesło. Patrzał na mnie.
- Dobrze mnie traktowali... - powiedziałam niepewnie I jednym słowem. Chciałam uniknąć dalszej rozmowy więc po prosu przeprosiłam I powiedziałam że idę do pokoju. W pokoju szybko się ogarnęłam i usiadłam na łóżko. Po chwili drzwi się otwierają.
- A i lis do Ciebie... - szepnął mój ojciec i położył kartkę papieru na biurku. Jak szybko wszedł tak szybko wyszedł. Podeszłam do biurka I wzięłam kopertę do biurka. Odwróciłam a na tyle był napis:
Od Janosza Boki
Dla Dominiki PastorUśmiechnęłam się ale po chwili doszłam do wniosku że mógł ktoś podrobił psino. Ale i tak tak mnie kusiło by otworzyć. Więc otworzyłam. Zawartość była taka:
Droga Dominiko!
Wiem ,że się dziś widzieliśmy ale chciał bym Ci coś powiedzieć coś o czym wcześniej zapomniałem. Czy możemy jutro się spotkać w tym samym miejscu co dziś? Po szkole byśmy tam razem poszli... Mam nadziej ,że tak. To tylko dlatego że nie chce na placu bo może być tak ,ktoś z placu... I uzna ,że niby jesteśmy na randce. Rozumiesz? Mam nadziej ,że tak... A jak nie to powiedź m i to jutro w szkole. A i się nie martw chętnie zostanę z tobą w szkole i poczekam jak będziesz odsiadywała kozę. A może jakbyśmy uprosili dyrektora to może by pozwolił byś jutro nie miała? Albo bym z Tobą siedział. Albo specjalnie dla Ciebie coś zrobię i zrobię to by mieć kozę z tobą. Nie odpisuj. Powiedz przed lekcjami. Specjalnie dla Ciebie przyjdę szybciej. Mam nadzieję że dotala to Dominika a nie jej bracia. Bo jak to nie ona tmdostalo no to po mnie... A jak dostała to MOJA adresatka to super.
Od Janosza Boki
Skończyłam czytaćizt i uśmiechnęłam się. Miło mi było jak on mówił że mógł by zostać po lekcjach dla mnie. I jak napisal ,,Moja adrestatka" odrazu rąk się dobrze poczułam. Położyłam sie na łóżko patrząc na ten list. W pewnym momecie zasnęłam z usmirchem na mojej twarzy.
CZYTASZ
Czasem chce przeżyć to co inni... czy to możliwe? (chzpl)
Ficção HistóricaŻyczę miłego czytania😊. Mam nadzieję że się spodoba. Będę chciała się postarać by rozdziały wlatywały szybko ale... rozpocząs lsie rok szkolny czyli zaczęły się kartkówki/sprawdziany/lektury i inne żeczy.