Rozdział 5

62 3 2
                                    

     Cisza była tak obezwładniająca, że mój cichy oddech było słychać pewnie w całym budynku.
Jak to Księżna? Co on w ogóle wygaduje? Nie, to na pewno nie jest prawdą.
Spojrzałam na Księcia, który nie wydawał się ani trochę zaskoczony słowami swojego uzdrowiciela, a nawet powiedziałabym, że jest zadowolony z tego co usłyszał. Na jego ustach igrał pewny siebie uśmieszek, który w ogóle nie poprawiał mojego stanu. Choć mogłabym się mu przyglądać po kres moich dni, poruszyłam się by spojrzeć na mojego ojca. Gdy tylko to zrobiłam, uderzył swoją otwartą dłonią w stół.
Podskoczyłam w przestrachu, a oddech zatrzymał się w płucach.
Możliwe, że pierwszy raz w życiu bałam się tego, co może uczynić mój ojciec.
Jakby wyczuwając mój stres, poczułam na plecach ciepłą i silną rękę. Nie wiem jak, nie wiem skąd, ale nie musiałam się odwracać by wiedzieć, że Książe przybył z odsieczą.
-To są jakieś kpiny! Ona nie może rządzić Królestwem. Nie jest tego godna! Moje córki o wiele bardziej nadają się do tej roli. No już! Zrzeknij się tego na rzecz siostry!- ostatnie zdanie skierował wprost do mnie, patrząc na mnie jak na obrzydliwego robaka, znalezionego w kanapce. Jakby wcale mnie nie obraził jakieś miliard razy podczas swojej wściekłej przemowy. Chciałam uciec. Chciałam by piekło mnie pochłonęło tu i teraz, ale jakby za pstryknięciem palców, wszelkie obawy zniknęły gdy Książe zaczął kciukiem kręcić kółka na mojej skórze. Jakby iskry przeskakiwały między nami. Albo po prostu już doszczętnie zbzikowałam.
-Czy zarzucasz kłamstwo wyborom losu czy też chcesz doprowadzić do zdrady sprzeciwiając się Wielkim Zasadom Wybranych?- zapytał niesamowicie spokojnym głosem mój obrońca. W jego tonie słychać było zaczepkę i choć nie powinnam jako córka, to czekałam, aż mój ojciec mu podpadnie.
Czy mi się wydawało, czy Książę właśnie cichutko zachichotał pod nosem?
Spojrzał na mnie w tym samym momencie co ja na niego i już przepadłam.
Te oczy, które w tej chwili łagodnie na mnie spoglądały, w jednej sekundzie zmieniły się w bezlitosne, gdy tylko spowrotem zaczął patrzeć na mojego ojca.
-W żadnym razie Wasza Wysokość. Stwierdzam tylko oczywisty fakt, iż w tym wypadku Rosalind nie jest najlepszą z opcji. Jest słaba, nie ma za grosz tak wspaniałego wychowania i wyglądu jak jej siostry. Być może...- z każdym jego słowem malałam. Kurczyłam się w sobie i zamykałam. Dlaczego te piekielne krainy nie otwierają swoich wrót wtedy kiedy są najbardziej potrzebne?
Książe stanął przede mną jakby w obronnym geście.
-To również Twoja córka. Niczego jej nie brakuje. Choć kompletnie jej nie znam i nawet nie zamieniłem z nią zdań, jestem pewiem, że słabym człowiekiem jesteś tylko ty. - z każdym wypowiedzianym zdaniem jego ton był bardziej cierpki i szorstki.- Nie pewny siebie władca, który swoją krainę doprowadza do powolnego upadku. Mający w głowie jedynie własne korzyści i bogactwa. Niesprawiedliwy i egoistyczny. Powinienem Ci odebrać władzę. Przynosisz jedynie wstyd!- ostatnie słowa niemalże wykrzyczał w stronę mojego przerażonego ojca.
Powinno mi być przykro, powinnam coś powiedzieć, by obronić rodzinę, jednak w tej chwili było mi wszystko jedno czy zatrzymają tytuły czy nie.
Myślałam, że ogłoszone przez Antona słowa będą pozytywnym aspektem, a okazały się jak widać dla ojca jedynie obrazą i kolejną możliwością by mi dopiec.
-Czy Ci się to podoba czy nie, zabiorę stąd Twoją córkę i dopilnuję byś nigdy więcej nie przysporzył jej zmartwień.- rzekł na powrót łagodnym głosem po czym jakby nigdy nic usiadł na swoim miejscu. Spojrzał na nas po kolei w oczekiwaniu, na co każdy posłusznie usiadł za stołem.
Wbił widelec w kawałek jagnięcego steka leżącego na jego talerzu i odkroił spory kawałek. Anton usiadł i podobnie jak jego Władca zaczął jeść jakby wcale minutę wcześniej nie padło tu tyle gorzkich słów.
Każdy, łącznie z moimi nabzdyczonymi siostrami i już milczącym ojcem, zaczął pałaszować.
Mój żołądek był tak ściśnięty od nerwów, że nie byłam w stanie tknąć choćby winogrona, które tak kocham.
Książe przestał przeżuwać i spojrzał na mnie pytająco.
Chrząknęłam by oczyścić gardło i słabym głosem powiedziałam
-Wasza Wysokość mi wybaczy, ale skąd wiadomo na pewno, że jestem wybranką? Ja nic nie czuje. Nic nie słyszę, a chyba powinnam prawda? Może Anton źle założył swoją tezę.- książe tylko się uśmiechnął na moje słowa, ale odpowiedzi udzielił mi uzdrowiciel.
- Na połączenie można na początku reagować różnie lub nawet wcale. To, że nie jesteś w tej chwili w stanie nic poczuć ani usłyszeć myśli drugiej osoby to wcale nie oznacza, że druga strona ma tak samo.- powiedział znudzonym tonem Anton.
-Ale ja Cię doskonale słyszę i wyczuwam Twoje emocje Rosalind.- dodał wpatrując się we mnie Książe.- nie potrzebuję więcej dowodów, gdyż dosłownie Twój głos chwilami krzyczy mi w głowie i zadaje dziesiątki pytań na minutę.-
Moi. Drodzy. Bogowie. On mnie słyszy. O losie. On mnie słyszał cały czas. Nawet wtedy gdy rozpływałam się nad jego wargami lub pięknymi oczami?
Książe poszerzył swój uśmiech i powiedział zadowolonym z siebie głosem- Tak, nawet wtedy moja droga i proszę cię, nie proś więcej Bogów by otworzyli przed Tobą podwoje piekieł.-
Czy istniała jakaś dobra nazwa dla odcienia czerwieni, która na pewno wypełzła mi na policzki? Raczej nie. Czy mogłabym być jeszcze bardziej zawstydzona niż w tej chwili? Otóż także nie.
Wypuściłam z ust głośny wydech i w tejże chwili naprawdę nie wiedziałam co zrobić.
Naprawdę miałam być Księżną. Wielką Księżną Wielkiego Królestwa Nilios.
Jak do tego doszło?
Do końca kolacji ani mój ojciec ani siostry nie zaszczycili mnie ani swoim słowem ani spojrzeniem. Ja siedziałam w ciszy i z pustym brzuchem.
Nie wiem czy choć raz odwróciłam się w stronę Księcia, choć co chwilę czułam na sobie jego palący wzrok.
Gdy sala jadalniania zaroiła się od służących chcących posprzątać talerze, Książe wstał i podszedł do mnie wyciągając dłoń w moim kierunku. Spojrzałam na nią jakby wyrosła tam paprotka, ale odsunełam krzesło, podałam mu rękę i wstałam.
-Czy zechcesz mi towarzyszyć w przechadzce? Może pokażesz mi twoje ulubione miejsca w zamku?- Bogowie, jego głos...Stop! Nie myśl o tym Rose bo cię usłyszy. Zaśpiewaj jakąś kołysankę lub recytuj wiersze.
Udałam, że wcale nie usłyszałam parsknięcia z jego strony. Książę, wciąż poirytowany na mojego ojca, nawet się z nim nie pożegnał, jednak jego wychowanie nakazywało podziękować za ucztę damom, czyli moim siostrom Wolnym krokiem udaliśmy się do ogrodów. Idąc obok niego, nie czułam już strachu ani żadnych innych negatywnych uczuć. Moja  podświadomość wrzeszczała do mnie, że mogę mu ufać, że mogę być przy nim sobą.
-W tym stawie pływają niezwykle rzadkie ryby różowofaliste. Gdy jest pełnia księżyca, potrafią błyszczeć pięknymi kolorami.- nagle urwałam, uznając moje słowa za tak dziecinne, aż wstyd. Na pewno nie chce słuchać o tym jak kocham  szkicować ryby.
-Chcę poznać każdy kawałek twojej historii kwiatuszku. Choćby to były najbanalniejsze z rzeczy. Zależy mi na tym byśmy oboje znali siebie na wylot. Gdy tylko nauczymy cię czytać w moich myślach, nasza więź będzie niesamowita. Do tego czasu proszę mów mi co tylko chcesz.- wyjaśnił to w taki sposób, że gdyby ktokolwiek inny to powiedział, czułabym się jak karcone małe dziecko. Jednak on sprawił, że poczułam się pewniej w swojej skórze.

Godzinami spacerowaliśmy po zamku, ogrodach i zagajniku. Nie straszny nam był chłód nocy czy późna pora. Nie wiem jak to określić, ale cieszyłam się każdym momentem spędzonym z tym mężczyzną. Nie krępowałam się opowiedzieć mu zabawne przypadki z mojego dzieciństwa czy wypytywać o najgłupsze rzeczy. Czułam, że nie uważa mnie za kretynkę, ani bezwartościowego szczura, jakby to określił mój ojciec.
Gdy się rozstawaliśmy na korytarzu, zaskoczyłam sama siebie, uzmysławiając sobie, że w ciągu całego życia nie śmiałam się tyle co przez ten wieczór. Aż policzki bolały.
I dopiero to do mnie teraz dotarło.
Moje życie dopiero się zaczyna.

Korona We MgleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz