Rozdział 17

26 2 2
                                    

     Muzyka była tak głośna, że kompletnie nie słyszałam co wykrzykiwała do mnie Vienna. Tańczyłyśmy w zatłoczonej sali karczmy, nie znałam kroków, nigdy nie poruszałam się z gracją, a jednak oddałam się rytmowi w całości. Wyrzuciłam ręce w górę i machałam biodrami na lewo i prawo. Obok mnie Vi, sunęła po parkiecie jakby była do tego stworzona. Widziałam jak dziewięćdziesiąt procent obecnych tu mężczyzn, zjadało ją wzrokiem. I całkowicie im się nie dziwię. Wyglądała i poruszała się obłędnie. Po chwili złapała mnie za rękę i torując sobie drogę, wyszłyśmy na świeże powietrze. Czułam w organiźmie skutki wypitego w dużej ilości wina. Powoli zaczynało mi być zbyt wesoło, a świat delikatnie zaczął się bujać. Odetchnęłam głęboko, podziwiając kolorowo oświetloną uliczkę przed karczmą i usiadłam na ławce tuż przy wejściu. Vi  chyba zaraziła mnie swoim cudownym humorem, bo czułam się naprawdę szczęśliwa i taka wolna. Nigdy przedtem nie tańczyłam, nigdy wcześniej nie bawiłam się z całkowicie obcymi ludźmi.  Nigdy też nie piłam wina ani nie jadłam krabowej sałatki. Uśmiech praktycznie nie schodził mi z twarzy.
-Jest lepiej niż sądziłam! Wieczór się nam udał! Widziałaś jak się na ciebie patrzą? Mojego brata chyba zazdrość by wyżarła jakby zobaczył tego młodego marynarza, z którym tańczyłaś.
-Vi, nie wygaduj głupot. To ciebie pożerają wzrokiem i och dziewczyno, jak ty tańczysz. - popatrzyłam na nią z podziwem. -poza tym twój brat, nie ma o co być zazdrosnym.
Wstałam i poprawiłam sukienkę, wracając do sali z jeszcze lepszym samopoczuciem. Ciekawe co by powiedział Nate na moje dzisiejsze zachowanie. Szanowna Wielka Wybrana samego księcia, oddaje się tańcom po kilku kieliszkach wina.

Wieczór, a raczej noc minęła na wspaniałej zabawie, ale nastał czas powrotu. Wymęczone i z bolącymi nogami, wróciłyśmy na kamienisty podjazd. Powóz stał jednak nie było nigdzie naszego woźnicy. Dziwne.
Stałyśmy tak dłuższą chwilę, widząc jak karczma się wyludnia, aż w końcu zamyka. Zostałyśmy same w środku nocy i zaczynało być chłodno.
-Gdzie on jest na bogów?- zapytała Vi pocierając swoje ramiona.
-Nie wiem kogo szukasz, ale możemy wam dotrzymać towarzystwa panienki.- zabrzmiał charczący głos. Odwróciłam się by zobaczyć dwóch osiłków, którzy ewidentnie nie odmawiali dziś trunków.
Uśmiechali się w obrzydliwy sposób patrząc na nas jak na swoje ofiary. Złapałam Vi za łokieć i ruszyłyśmy w głąb uliczki, by jak najszybciej się od nich oddalić. Słyszałam za sobą kroki i tylko raz wystarczyło spojrzeć za siebie, by zdać sobie sprawę, że podążają za nami. Pod wpływem chwili, przestraszona i zaniepokojona całą sytuacją, zaczęłam wołać przez naszą Więź Księcia. Nie miałam pewności czy cokolwiek do niego dotrze, czy usłyszy choć strzęp mojej wiadomości, ale musiałam spróbować. Przyspieszyłyśmy kroku, jednak intruzi zrobili to samo. Rechocząc szli za nami, jakby nas osaczali. Vi zaczynała panikować, czułam to po drżeniu jej ręki. Oplotłam ją ramionami, jednak sama straciłam nadzieję, gdy dotarłyśmy do ślepej uliczki. Stanęłam zrezygnowana i odwróciłam się do mężczyzn.
-Czego od nas chcecie?- wykrzyczałam w ich stronę, starając się, by mój głos brzmiał pewnie i zdecydowanie.
Grubszy z nich zrobił krok w naszą stronę i wykrzywił usta w dziwnym grymasie.
-Zaraz się przekonasz ślicznotko- oblizał usta, a mi zebrało się na wymioty. Rozejrzałam się wokół i jedyna rzecz, która mogła się jakkolwiek przydać to leżącą pod murem cegła. Złapałam ją i trzymałam w ręku, chcąc im jakoś zagrozić. Wybuchnęli jedynie głośnym i bulgoczącym śmiechem, a jeden z nich wyjął zza kamizelki mały nóż. Vi pisnęła w przestrachu, jednak ja nie ruszyłam się z miejsca. Rzuciłam w niego cegłą, ale dostał tylko w bok nogi. Zasyczał i uśmiech zniknął z jego twarzy, jeszcze bardziej rozjuszony. Starałam się przywołać swoją magię, jednak na niewiele się to zdało. Jedynie co wskórałam to mocny wiatr. Cofnęłam się do Vienny, która opadła na kolana, zanosząc się płaczem. Otuliłam ją ramionami, nie spuszczając wzroku z napastników. Byli coraz bliżej. Nagle spod ich stóp zaczął się wydobywać czarny jak smoła dym. Mrok powoli pełzał po ich nogach, całkowicie ich unieruchamiając. Mężczyźni mieli przerażone miny, starali się przegonić mgłę, jednak była ona coraz gęściejsza. Gdy dotarła do gardeł, widziałam jak ich twarze zmieniają kolor na purpurę.
Zza ich pleców, z równie gęstego dymu, wyłonił się sam Książe, a ja nie mogłam się powstrzymać od lekkiego uniesienia ust. Do końca miałam nadzieję, że się zjawi. Jego wzrok padł na nasze skulone ze strachu ciała i spłakaną twarz siostry. Z mordem w oczach odwrócił się do bandytów.
-To był wasz największy i z pewnością ostatni błąd w życiu.- nie spoglądając na nas dodał- Rose, zabierz Vi i idźcie do wozu na dole ulicy.
Wstałam i pociągnęłam za sobą księżniczkę. Nie odwracałyśmy się, przewidując co tam zobaczymy. Biegłyśmy przez ulicę, słysząc za plecami przeraźliwe jęki bólu i krzyki. Nikt nie ośmielał się choćby podchodzić do okien, by sprawdzić co się dzieje. Nagle wszystko ucichło. Wskoczyłyśmy do powozu zatrzaskując za sobą drzwiczki tak głośno, że trzask było pewnie słychać po drugiej stronie królestwa. Nie mogłam złapać tchu, serce waliło mi w piersi jak oszalałe. Trzymałam mocno dłonie Vi, czując jak bardzo jest rozstrzęsiona. Po kilku chwilach słychać było czyjeś kroki, nie musiałam się rozglądać by wiedząc czyj to chód. Drzwi się otworzyły i dołączył do nas Nate z mieszanką zadowolenia i podenerwowania na twarzy. Dosyć dziwna mieszanka, biorąc pod uwagę to co przed chwilą zrobił. W tej jednak chwili spojrzał z troską na siostrę i przytulił ją swoim ramieniem. Gdy przysnęła po dłuższej chwili jazdy powrotnej, wpił się swoim mrocznym wzrokiem w moje oczy. Oddałabym wszystko by móc w tej chwili wyczytać jego myśli, co kryje się za jego spojrzeniem. Może wstydził się mojej bezowocnej samoobrony, braku umiejętności...
"Jestem dumny i wdzięczny jak broniłaś mojej siostry kwiatuszku".
Gdy jego niski głos zadźwięczał mi w głowie, moje ciało po raz kolejny przeszedł dreszcz. Ciekawe czy kiedyś moje ciało przestanie tak reagować na księcia. Jakby wyłapując mój niemy komentarz, uśmiechnął się wyraźnie zadowolony. Ten człowiek jest conajmniej dziwny. Przed chwilą kogoś torturował, a teraz podbija swoje ego.
Odwróciłam się do okienka, zdając sobie sprawę, że przekraczamy główną bramę na dziedziniec. Wygramoliłam się ostatkiem sił z wozu, a Nate wyniósł śpiącą Vi na rękach.
-Idź do pokoju, zaraz do ciebie przyjdę, tylko zaniosę ją na górę. -wskazał głową na siostrę. Kiwnęłam głową i wolnym krokiem ruszyłam po schodach do swojej komnaty. Ledwie zdążyłam zrzucić buty i rozpuścić włosy, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Krzyknęłam by wszedł, walcząc z ostatnią, zbuntowaną wsuwką, która za żadne skarby nie chciała się wyplątać z moich włosów.
Nate mierzył mnie wzrokiem, stojąc oparty o drzwi.
-Chciałeś porozmawiać?
Powolutku podszedł do mnie od tyłu, widziałam jego odbicie w lustrze. Jedną ręką przytrzymał pukiel moich włosów, a drugą delikatnie wyjął wsuwkę. Mimo to nie ruszył się z miejsca, a jeszcze bardziej się przybliżył. Położył swoje dłonie na moich barkach, delikatnie je masując. Mimowolnie przymknęłam powieki rozkoszując się tym dotykiem. Niemal paliła mnie skóra, tam gdzie wędrowały jego palce.
-Jestem dumny z twojej postawy. Zrobiłaś wszystko co w twojej mocy, by ochronić Viennę, nie ma słów, które oddałyby moją wdzięczność.
-Nie za wiele zrobiłam. Jestem bezużyteczna.
-Rose spójrz na mnie.
Odwróciłam się z niechęcią rejestrując, że nadszedł koniec masażu. Z wysiłkiem uniosłam głowę, patrząc na jego przystojną twarz. Dotknął mojego policzka, a moja głowa niczym magnes, wtuliła się w jego dłoń.
-Kobieto. Rzuciłaś w nich cegłą. Nie znam żadnej kobiety, która zrobiłaby coś takiego w obronie drugiej osoby. Byłaś wspaniała.- schylił się i ucałował mnie w czoło. Stado motyli na nowo zbudziło się w moim brzuchu na tą czułość. Stałam tak wdychając jego zapach i spoglądając w te piękne oczy.
-Zamordowali woźnicę. Zaplanowali to na szybko, gdy zobaczyli was w tym barze. Bądź spokojna. Już nikogo nie skrzywdzą. Zadbałem o to. Prześpij się. Jutro też jest dzień.- odwrócił się z zamiarem wyjścia, a ja nie rozumiejąc mojego procesu myślowego powiedziałam:
-A mógłbyś zostać?

Korona We MgleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz