Rozdział 16

35 2 0
                                    

       Oczy nie chciały mi się otworzyć, przesadziłam ze snem, tego byłam pewna. Ledwo uchylając powieki, zdałam sobie sprawę, że już zaczęło zmierzchać. Spałam ponad pół doby, ale biorąc pod uwagę wszystkie nerwy i ocean wylanych łez z wczorajszego dnia, nie jest to wynik wystarczający. Usiadłam na łóżku podpierając się rękoma, czując silne zawroty i dudnienie w głowie. Rozejrzałam się po komnacie, ledwo rozświetlonej przez kilka tlących się jeszcze świec. Spojrzałam w kierunku kilku tomów historii magii naszego królestwa, które przyniósł mi Anton. Ledwo się mieściły na małym stoliku pod ścianą. Lekarz długie godziny tłumaczył mi o moich nowych możliwościach, ale i nowych obowiązkach.  Ze spokojem i niebywałą cierpliwością odpowiadał na milion moich pytań. Dzięki niemu nie czułam się jak wybryk natury.
Księcia unikałam jak tylko mogłam. W przypływie słabości pozwoliłam wczoraj by mnie tulił i dotykał, jednak gdy tylko oprzytomniałam, plułam sobie w brodę za moją bezmyślność. Nie przyjęłam do wiadomości jego tłumaczeń, gdyż najzwyczajniej w świecie zawiódł moje zaufanie. Wciąż nie postanowiłam czy wciąż chcę tutaj być, jednak razem z Antonem doszliśmy do wniosku, że pozostanie tutaj jest na tą chwilę najrozsądniejszą opcją.
Podeszłam do stolika i wzięłam jedną z ksiąg i usiadłam spowrotem na łóżku. Zaczęłam czytać o przeróżnych umiejętnościach.
Władanie magią, jest jak taniec z żywiołami.
Zaintrygował mnie ten wstęp. Usadowiłam się między poduszkami i z nosem w książce przywitałam Fiorę, która kilka godzin później przyszła mnie budzić. Zdziwiona widokiem, zapytała czy wszystko w porządku.
-Tak Fio. Po prostu nie mogłam dłużej spać.
- Mimo wszystko przyniosę ci zaraz śniadanie do łóżka. Musisz coś zjeść, bo jesteś bardzo blada Rose.- uśmiechnęłam się do niej, nie tylko dlatego, że wreszcie zaczęła mówić do mnie po imieniu. Miała moją wdzięczność, ponieważ oszczędziła mi konieczności wspólnego posiłku z Księciem, którego wciąż nie chciałam widzieć.

    Niewiele udało mi się przekąsić. Tost z miodem i konfiturą był pyszny, jednak czułam jakbym miała żołądek zawiązany na supeł. Gdy przyszła Diane, przekazała, że Nate chce się ze mną widzieć. Fuknęłam pod nosem.
-Jednak ja nie chcę się widzieć z nim.- odparłam bardziej do siebie niż do kogoś konkretnego. Przebrana i uczesana wyszłam, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Chciałam pobyć sama i przemyśleć to wszystko.
Spacerowałam wzdłuż pałacowych ogrodów, wdychając słodkie aromaty kwitnących kwiatów. Rosły tu tak piękne i fantazyjne rośliny, że nawet nie miałam pojęcia o ich istnieniu. Można tu było spotkać wszystkie kolory tęczy. Zachwycona widokiem, usiadłam na ławeczce wśród krzewów róży. Wokół mnie latały motyle, nie przejmując się całkowicie moją obecnością. Koiłam nerwy tymi wszystkimi otaczającymi mnie barwami i przypomniałam sobie szklarnię mojej matki w Thymeres. Od służby wiedziałam, że hodowała wspaniałe odmiany tulipanów i goździków. Jednak po jej śmierci wszystko obumarło, a ojciec nawet nie poświęcił minuty, by cokolwiek odratować. Typowe dla niego.
Siedząc tak, z dala od ludzi, wpadłam na pomysł. Skupiłam się na jakiś silnych odczuciach, tak jak mi doradzał Anton. Lekkie iskrzenie mocy w mojej piersi jedynie dawało znać, ale nic się nie działo. Wspomniałam swój rodzinny dom, tęskniąc za znanymi murami i korytarzami. Nagle przed oczami pojawiła mi się postać ojca i gwałtowny podmuch, rozwiał moje przerzucone przez ramię włosy. Widocznie złość lub irytacja były zapalnikiem mocy. Pod wpływem chwili uniosłam delikatnie dłonie, chcąc poruszyć wiatrem lub czymkolwiek innym. Lekki zefirek uniósł płatki kwiatów z krzewu i uniósł je w górę. Widok byl przepiękny. Białe drobinki latały tam gdzie zechciałam ,tworząc mały, biało-różowy wir.
-Widzę, że coraz bardziej ci się to podoba.- wyrwana z transu, podskoczyłam w miejscu na dźwięk głosu Księżniczki.
-Vienna, na Bogów, mało nie dostałam zawału- złapałam się za czoło, tracąc połączenie z magią. Wszystkie płatki opadły na ziemie, robiąc bałagan na całej ścieżce. Rozejrzałam się z zawstydzeniem.
-Przepraszam najmocniej!
-Nic się nie stało. Jestem zaskoczona, że tak szybko próbujesz to wszystko skontrolować. Ja na twoim miejscu pewnie leżałabym owinięta w koc, chowając się przed wszystkimi.
-To też jest w planie- zaśmiałam się.
Nastąpiła krótka chwila milczenia, przerywana jedynie śpiewem ptaków. Księżniczka zaczęła kopać wyimaginowany dołeczek w ziemi i mlasnęła.
-Musisz zrozumieć, że Nathaneel to głupek. Jednak jako siostra, która zna go na wylot, to dobry głupek. Nie chcę go bronić w żaden sposób, ale Therese ostrzyła na niego szpony już od dawna.
-zaczęła temat, od razu przechodząc do rzeczy.
-Zrobił wiele dla tego Królestwa i poświęcił całe swoje życie dla dobra mieszkańców. Stres, bezowocne poszukiwania Wybranej i obowiązki nie raz go przybijały i wprowadzały w nieciekawy nastrój. Właśnie w takim dołku złapała go Therese i upijając, zaprosiła do swojego pokoju. Żałował tego od pierwszej chwili jednak co się stało to się nie odstanie.
-Czego ode mnie oczekujesz? Że zapomnę o tym co zobaczyłam? Nie umiem. Nie potrafię.
-To co widziałaś, było jedynie planem Therese. Po prostu, jeśli mogę mieć do ciebie jakąkolwiek prośbę, to porozmawiaj z nim. Tylko to. Nic więcej. - umilkła, patrząc na mnie w wyczekiwaniu. Lubiłam Viennę, ale czułam się poniżona przez Księcia i niewiele mogło to zmienić.
-Chodź, przejdziemy się- podeszła i złapała mnie pod ramię, zmieniając całkowicie temat. Chyba zauważyła moje rozdarcie i niepewność wypisaną na twarzy.
Podczas przechadzki Vi opowiadała mi o murach zamku, ciekawych zakątkach Królestwa i wydarzeniach w okolicy.  Miejsce to wydało mi się jeszcze bardziej ciekawsze niż sądziłam. Zapragnęłam udać się na bazar w centrum miasteczka, zobaczyć przedstawienie w teatrze, zjeść w Karczmie Nad Zatoką. Wiedziona zwykłą, kobiecą ciekawością i chęcią oderwania się od problemów, umówiłam się z nią na wizytę w mieście na sobotni wieczór. Miałam nadzieję, że emocje dotyczące Nate'a i mojej magii z lekka opadną do tego czasu, a ja będę mogła się cieszyć tym czasem beztroski.
Rozstałyśmy się pod głównym wejściem do zamku śmiejąc się z jej żartów i anegdotek z pałacu. Kątem oka zauważyłam, opartego o łukowatą ścianę Księcia, który bacznie mnie obserwował. Zmniejszył dystans między nami i stanął tak blisko mnie, że wyczułam jego zapach mięty i pomarańczy. Zawsze tak pachniał, a mi ta woń niezwykle się podobała.
-Czy możemy porozmawiać?- zapytał badając mnie spojrzeniem.
Kiwnęłam, choć nie byłam pewna czy aby na pewno tego w tej chwili chcę.
Złapał mnie delikatnie za rękę, a ja nie rozumiejąc mojego samozachowania, nie wyrwałam dłoni. Zaprowadził mnie do altany niedaleko zamku. Usiadłam naprzeciwko niego, na tyle blisko, że wciąż mnie dotykał, muskał palcami mój nadgarstek, powodując na ciele gęsią skórkę.
-Rozumiem, że to wszystko co się teraz wokół ciebie dzieje to zbyt wiele jak na jedną osobę. Nie chcę dlatego, by sprawa z Therese oddaliła mnie od ciebie, ponieważ chcę cię wspierać w tym trudnym okresie. Opuszczenie rodzinnego domu, zostanie wybraną Wielkiego Królestwa, nowa magia. To wszystko przygniotło by każdego, jednak chcę być u twego boku i wspólnie z tobą to wszystko jakoś udźwignąć.
-Też bym tego chciała, ale nie wiem czy kiedykolwiek ci zaufam.
-Dlatego każdego dnia będę ci udowadniał, że jestem tego warty. Oddam ci każdy kawałek mej duszy, byleby sprawić, byś się uśmiechnęła. Jeśli ,decydujesz się wyjechać mimo to, zaakceptuję to.
-Nie będę cię okłamywać, rozważam to, jednak nie teraz.
Zrobił dziwną minę i wstał.
-Jeśli takie jest twoje życzenie.- ukłonił się i odszedł pozostawiając mnie w dziwnym zawieszeniu. W jednej chwili obiecuje starania. W drugiej odpuszcza już na wstępie. Co tu się u licha działo?
Wracając na dziedziniec, zastanawiałam się dlaczego choć raz, moje życie nie może być bezproblemowe. Jak widać komplikacje to nieodzowna część mojego życia.
Przez bramę wtoczył się powóz wojskowy, z kilkoma konnymi na przedzie. Stanęłam w cieniu drzewa, przypatrując się całej akcji. Nate wyszedł na podjazd, z towarzyszącym mu Kapitanem wojsk. Kiwnął na żołnierzy, a ci wytaszczyli z wozu szamoczącego się więźnia. Miał podarte ubranie i zakrawioną twarz. Szarpał się, mimo iż miał na rękach i nogach łancuchy. Zmroził mnie jego wzrok, którym zaszczycił Księcia. Był wściekły, nienawistny i lodowaty. Ten zupełnie nie przejmując się jego wyrazem twarzy, wydawał się znudzony, lub nawet zirytowany. Pstryknął palcami na młodego żołnierza by sprawdził pojmanemu kajdany.  Zaprowadzili go na tyły pałacu, w kierunku posterunku. Chciałam udać się za nimi, by dowiedzieć się co więzień zrobił takiego, że aż postawiono go przed twarzą samego Nathaneela. Jednak  w ostatniej chwili zrezygnowałam z tego pomysłu. Dość mam juz własnych problemów.

____________

Sobotnie popołudnie nadeszło niewiadomo kiedy. Cztery ostatnie dni całkowicie poświęciłam na naukę magii z wyznaczonym mi uczonym z południowej części Nilios. Był znawcą wszelkich żywiołów i dzięki niemu, miałam już jakiekolwiek pojęcie o własnych możliwościach. Pod jego okiem starałam się wywoływać magię, kontrolować ją, a także chcąc nie chcąc pogłębiać więź Wybranych. Z Księciem się mijałam, rzadko kiedy się widzieliśmy. Od naszej ostatniej rozmowy w altanie, zamieniliśmy może ze trzy słowa. Niby nie było mi przykro, jednak nie czułam się też zadowolona z obecnej sytuacji. 
Stałam przed lustrem, a Vienna i Fio zaplatały mi dwa warkocze na głowie, które koniec końców miały się przeobrazić w wymyślny kok. Suknia, którą wybrała dla mnie Księżniczka nie była elegancka, a jednak przepiękna.  Nie chciałyśmy wyglądać uroczyście, wybierając się przecież między innymi do karczmy, dlatego kolor materiału był stonowany, a krój raczej codzienny. Vienna miała na sobie podobną suknię do mojej, jednak z długimi rękawami i głębszym dekoltem. Moja zaś podkreślała biust, wspaniałym gorsetem z wyszytymi kwiatami, a rękawki były króciutkie, zakończone cienkimi frędzelkami. Czułam się niezwykle atrakcyjnie i kobieco, jak chyba nigdy w życiu. Mogłam się założyć, źe gdyby moje siostry mnie teraz zobaczyły, nie uwierzyłyby, że to ja. Sama nie dowierzałam.
-Mamy dziś jedną zasadę. Rewelacyjnie się bawić!- księżniczka była dziś w tak świetnym nastroju, że zaczął się on udzielać również mi.
Przytaknęłam, sprawdzając w lustrze po raz ostatni, czy wszystko jest w porządku. Wsunęłam stopy w długie botki sięgające za kolano i byłam gotowa do wyjścia. Idąc korytarzem, mijałyśmy gabinet Nathaneela, w którym drzwi były otwarte na oścież. Rzuciłam okiem na siedzącego sztywno za biurkiem Księcia, który na ułamek sekundy skrzyżował ze mną wzrok.
"Baw się dobrze". Jego głos w mojej głowie wydał się bardzo zmęczony, jakby pracował od świtu do nocy. I pewnie tak też było.
-Vi, poczekasz na mnie przy wozie?- zapytałam Księżniczki, otrzymując w odpowiedzi szeroki uśmiech i potaknięcie.
Niepewnym krokiem weszłam do gabinetu, przyglądając się stercie dokumentów, mapom i rozłożonym po całym blacie listom. Poczułam się egoistycznie chcąc się bawić, gdy Książe w tym samym czasie decyduje o losach kraju. Oparłam się o mebel, badając wzrokiem twarz Nate'a. Wyraźnie podkrążone oczy i blada skóra wyglądały niepokojąco.
-Jeśli jest coś co mogę dla ciebie zrobić...
-Dziękuję, idź się rozerwać. Należy ci się.- wszedł mi w słowo skupiając na mnie wzrok. Czarny obłoczek przesunął się przed moją twarzą, poprawiając zbłakany kosmyk, który wysunął się zza ucha. Ujrzałam delikatny ruch palców Księcia, który bez żadnych problemów kontrolował swoimi cieniami.
-Wyglądasz przepięknie- dodał uśmiechając się ciepło. Nagle wyprostował dłoń i jego magia zniknęła. Wstał, obszedł biurko i stanął przy mnie.  Pocałował mnie w czoło, a mnie przeszedł dreszcz i uczucie ciepła na całym ciele. Moje kończyny chciały się wyrwać w jego stronę, chcąc go przytulić, a ja czułam jakby moje opory słabły z każdą chwilą. Wystarczyło spojrzeć w te bursztynowe oczy, by chcieć je podziwiać bez końca. Pod wpływem chwili, wspięłam się na palcach i oplotłam go ramionami. Był wyraźnie zaskoczony, na pewno nie mniej niż ja sama. Objął mnie w pasie i oparł brodę o moją głowę. Byliśmy idealnie skomponowani jeśli chodzi o wzrost. Mogłam robić za jego podpórkę.
-To wcale nie oznacza, że ci wybaczyłam- ukułam go palcem w tors, dla podkreślenia moich słow.
-Mimo wszystko i tak dziękuję.- dodał.
Odkleiłam się od Księcia i spoglądając na niego ostatni raz skierowałam się ku wyjściu, do końca czując na sobie jego wzrok. Z zarumienionymi policzkami i zadowolona z mojego wyczynu, udałam się do Vi, która już tupała nogą ze zniecierpliwienia. Wyszczerzyła się na mój widok i obie wskoczyłyśmy do karocy. Jednego byłam pewna.
Ten wieczór będzie cudowny.

Korona We MgleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz