Rozdział 15

36 2 3
                                    

       Zasapana i spocona niemal wpadłam do stajni. Fiora starała się mnie uspokoić po drodze tutaj, ale moja własna głupota i łatwowierność po raz kolejny ze mnie zakpiły. Wzięłam mocny wdech i rozejrzałam się za hodowcą. W moją stronę zmierzał niski, okrągły pan w brązowym garniturze. Wyciągnął do mnie rękę, a ja nie przyzwyczajona, ani nie zaznajomiona z takim powitaniem, stałam i patrzyłam nie wiedząc co robić.
-Pan wybaczy, ale księżniczka Rosalind jest damą i należy się z nią witać z pełnym szacunkiem i kulturą.- usłyszałam zza moich pleców głos Fiory, która najwidoczniej musiała wyjaśnić mu nietypowe zachowanie. Mlasnął z niezadowoleniem i z widocznym przymusem ukłonił głowę.
-Jestem Silvius Randall, najlepszy hodowca w Wielkim Królestwie Nilios. Za mną, pokaże moje kopytkujące perełki.- bez chwili namysłu i nie dając mi się należycie przedstawić, odwrócił się i wyszedł bocznymi drzwiami. Stałam zaskoczona jego lekceważącą postawą, jakbym była nikim znaczącym. Dobrze, wiem, że nie jestem nikim szczególnym, ale podstawy kultury są chyba wszędzie wymagane. Wyszłyśmy z Fio na zewnątrz i naszym oczom ukazało się całe stado pięknych klaczy i ogierów różnej maści i rasy. Dostałysmy dokumenty każdego konia i z uwagą przeczytałam najważniejsze opisy. Miałam do dyspozycji złota na około osiem koni. Książe nakazał nie wydawać więcej niż to konieczne. Zdecydowałam o czterech ogierach i tej samej liczbie klaczy. Żołnierze jazdy potrzebowali tych zwierząt więc musiały spełniać konkretne warunki. Przez całą transakcję czułam, jakoby pan Silvius nie traktował mnie poważnie, a co za tym idzie, odzywał się do mnie tylko pojedyńczymi zdaniami. Przy składaniu podpisów na odpowiednich papierach, rozejrzałam się czy aby na pewno niczego nie pominęłam. Moją uwagę zwróciła piękna, śnieżnobiała klacz z rasy fryzyjskiej. Jej długi, falowany ogon miotał się nerwowo, a kopyta co chwilę uderzały w podłoże z zniecierpliwienia. Kobieta, która ją trzymała, wyraźnie się jej bała. Fiora również ją zobaczyła i aż westchnęła w zachwycie.
-Może ją kup Rose, widzę jak ci skradła serce. - starała się mnie namówić, jednak patrząc na niedawne wydarzenie z Księciem, nie chciałam, aż nadto być mu wdzięczna za cokolwiek. Ze smutkiem pokręciłam głową, dokończyłam transakcje i razem z młodym stajennym o imieniu Arthur, rozlokowaliśmy konie do boksów. Miałam wielką frajdę mogąc je ponazywać. Starałam się robić wszystko byleby nie wspominać widoku całującego się księcia. Zaczęłam nawet szczotkować karego ogierka, któremu nadałam imię Titan. O dziwo, czynność ta była niesamowicie relaksująca i oddalała moje myśli od Nate'a.
Po całym popołudniu spędzonym w stajniach, udałam się do pałacu. Odświeżyłam się w łazience i przebrałam. Na dole zasiadłam do pustego stołu, gdzie przywitał mnie parujący na talerzu kurczak. Wgryzłam się w niego, analizując w głowie co mam teraz zrobić. Książe mnie zdradził, choć jestem jego wybraną. Nie mogę wrócić do domu, mimo, że tutaj też nie wiem czy chcę zostać. Niewiem nawet czy chcę rozmawiać z księciem, skoro nie był wobec mnie szczery. Myślałam, że po wyjeździe z Thymeres, nie zostanę tak skrzywdzona, a jednak się zawiodłam na osobie, która tak wiele mi naobiecywała. Zemdliło mnie na samą myśl i odsunęłam od siebie talerz. Wyszłam na korytarz i zapytałam stojącego nieopodal strażnika, jak dotrę do jakiejś biblioteki. Poinstruował mnie i już po chwili przestąpiłam próg pomieszczenia, który zawierał całe stosy książek, były ich tysiące. Regały sięgały sufitu, a półki były zapchane zbiorami po brzegi. Przejrzałam kilka tytułów i wybrałam grube tomiszcze w niebieskiej oprawie. Zasiadłam w niezwygle wygodnym i miękkim fotelu i zabrałam się za lekturę. Nie wiedzieć skąd, pewnie  od strażnika, Diane znalazła mnie z nosem w książce i postawiła mi na stoliku obok, niesamowicie pachnącą herbatę. Podziękowałam jej i zaprosiłam, by również coś dla siebie znalazła. Początkowo odmawiała, tłumacząc, że ma jeszcze ogrom obowiązków, ale wreszcie dała za wygraną. Znalazła dla siebie piękne wydanie Opowiadań Panny Short i usadowiła się na sofie naprzeciwko mnie. Po jakimś czasie dołączyła do nas Fiora z jeszcze jedną służką, która miała niewiele więcej lat niż ja. One również dały się namówić na wspolne czytanie. Wszystkie cztery straciłyśmy poczucie czasu, żyjąc w książkowych światach. W jednej chwili podskoczyłyśmy jak oparzone na dźwięk przekręcanej gałki w drzwiach. Myślałam, źe któraś z nas dostanie zawału. Przekręciłam głowę i zobaczyłam zdziwioną twarz Księcia, który nie wiedział co ma zrobić, widząc tą komiczną scenerię. Ja, która zarzuciła bose stopy za oparcie fotela, Fiora i Elise, bo tak miała na imię młoda służka, leżały na podłodze i czytały swoje książki, machając w powietrzu nogami. Nie zapominajmy o Diane, która dosłownie rozwalona na sofie, pochrapywała dalej trzymając w dłoniach Opowiadania. Okupantki dywanu, poderwały się i stanęły w popłochu. Nisko się ukłoniły i zaczęły przepraszać. Jeśli mam być szczera, nie przejmowałam się tym, jak niegrzecznie postąpiłyśmy. Spędzałyśmy miło czas i za to przepraszać nie będę. Diane, obudzona przed Elise, z zawstydzeniem wymalowanym na twarzy, również zaczęła się tłumaczyć. Książe się zaśmiał i machnął na całą sytuację ręką, czym zadziwił nie tylko mnie, ale i swoje pracownice.
-Nie musicie przepraszać za czytanie książek. Gdyby każdy tak spędzał wolne chwile, świat byłby piękniejszy. Jednak jestem zmuszony poprosić o pozostawienie mnie i panny Rose na osobności.
-Oczywiście Wasza Wysokość- wszystkie trzy praktycznie wybiegły z biblioteki pozostawiając mnie sam na sam z tym oto osobnikiem.
Przełknęłam ślinę i wstałam  poprawiając sukienkę, która po tak długim czasie, była wygnieciona na każdy możliwy sposób. Ukłoniłam się i czekałam.
-Jestem ci winny wyjaśnienia- zaczął niepewnie po czym usiadł na sofie. Również zajęłam spowrotem moje miejsce i nie odzywając się, patrzyłam na Księcia. Bawił się palcami, jakby nie wiedział co ma powiedzieć.
- To co widziałaś to jedno wielkie nieporozumienie...- zaczął, a ja już miałam chęć przerwać mu ten żałosny wywód. Najbanalniejsze tłumaczenie, naprawdę nie mógł wymyślić nic innego?
-Ja i Therese to przeszłość i jeden jedyny błąd, który kompletnie nic dla mnie nie znaczył.
-Dla ciebie Książe może nie, ale dla niej może to coś znaczyło. Czyli tłumaczysz mi w tej chwili, że się nią tylko zabawiłeś?
-Nie kwiatuszku, to nie tak...
-Nie nazywaj mnie kwiatuszkiem! Mam na imię Rose !- wstałam i zachowałam się niebywale dojrzale-tupnęłam nogą.
-Przepraszam, oczywiście Rose, jak sobie życzysz. Chciałbym ci to jakoś wynagrodzić.
-Najpierw muszę się zastanowić czy chcę tu w ogóle zostać, skoro od takiej akcji zaczyna się nasza znajomość. -dopiero gdy wypowiedziałam te słowa na głos, dotarło do mnie jak wielkie zamieszanie by to sprawiło. Jednak złość na Nate'a była silniejsza niż wszelkie obawy. Poczułam w opuszkach palców dziwny chłód, a moje włosy zaczęły delikatnie się unosić od lekkich podmuchów wiatru. Im bardziej oddawałam się uczuciu zdenerwowania, tym mocniej zaczynało wiać. Nie wiedziałam co się działo, byłam skołowana i zdezorientowana tą anomalią. Książe wstał z szeroko otwartymi oczami. Podszedł do mnie z wyciągniętą dłonią, jakby podchodził do spłoszonego zwierzęcia. Gdy mnie dotknął, poczułam jakby iskry w miejscu, gdzie nasza skóra się stykała. Wiatr ustał tak samo szybko jak się pojawił.
-Od jak dawna masz moc władania powietrzem?- zapytał dziwnym tonem.
-Nie mam, to na pewno nie ja. To na pewno zwykły przypadek, to nie...- cofnęłam się o krok, potem następny i następny. Chciałam stąd uciec. Chciałam jak najprędzej oddalić się od Księcia i wszystkiego co się działo. Otworzyłam z rozmachem drzwi i wybiegłam na korytarz. W głowie zaczęło mi szumieć i usłyszałam głos księcia " Nie bój się, nie uciekaj przede mną, proszę". Zwiększyłam tempo biegu i wyskoczyłam z pałacu na oczach zdziwionych strażników. Pytali czy coś się dzieje, zaniepokojeni moim stanem. Skierowałam się nad staw, by ukryć się między drzewami. Upadłam na kolana i oparłam o pień, puszczając wewnętrzną blokadę, umożliwiając łzom zalać moje policzki. Łkałam w ciszy, nie wiedząc co się ze mną dzieje. Nie mam mocy, na pewno nie. To był zwykły przeciąg, nie ja. Nate na pewno się pomylił, albo znowu mi chciał zamydlić oczy. Usłyszałam wołanie Fiory, ale w tej chwili chciałam być sama. Wyciągnęłam przed twarz swoją dłoń. Oglądałam ją z każdej strony próbując ... właściwie nie wiem co chciałam uczynić. Skuliłam kolana pod brodę i owinęłam się ramionami. Zrobiło mi się chłodno i poczułam jak zęby zaczynają mi szczękać.
-Rose, tu jesteś.- przestraszył mnie głos Nate'a, a najbardziej widok tego co ujrzałam, gdy podniosłam głowę. Na drzewach, trawie i w sumie wszędzie, osadzał się pruszący z lekka śnieg. Który nie występował w Królestwie od stuleci.
Najprawdziwszy śnieg.
Książe ukucnął przy mnie i okrył moje ramiona swoją marynarką. Nie byłam zdolna wykonać jakiegokolwiek ruchu. Nate oplótl mnie ramionami i podniósł, przytulając mocno do piersi.
-Już spokojnie. Wszystko jest w porządku. Oddychaj kwiatuszku- nic nie było w porządku, wiedział to również on. Jego mina z biblioteki, potwierdzała tylko powagę sytuacji.
Wciąż ze mną na rękach, wszedł do swojego gabinetu i nakazał strażnikowi wezwać jakiegoś Miranda. Usiadł i ułożył mnie na swoich kolanach, masując mi uspokajająco plecy. Po chwili wszedł wysoki blondyn, którego nie znałam. Nie docierało do mnie o czym rozmawiali, dopóki nie wszedł do pomieszczenia również nadworny lekarz. Anton uśmiechnął się do mnie i spojrzał na mnie badawczym wzrokiem.
-Więc jesteś bardziej wyjątkowa niż można było przewidzieć Rosalind. Dar powietrza był wymarły przez setki lat, a nagle pojawiłaś się ty. - uśmiechnął się pod nosem, niedowierzając własnym słowom.
-Ja tego nie chcę, zabierz to ode mnie. Chcę stąd wyjechać i zostawić wszystko za sobą.- powiedziałam wbrew sobie tuląc się do kołnierzyka księcia.
Poczułam jak zacieśnił uścisk, jakby się bał, że ucieknę w tejże chwili.
-Nie powinnaś uciekać od swojego przeznaczenia. Tylko tu możesz poznać odpowiedzi na wiele pytań, nasze księgozbiory są bogate w historię twojego niezwykłego daru.- dopowiedział Anton. Mężczyzna imieniem Mirand podszedł do Księcia i szepnął coś do niego.
-Rose, czy jesteś w stanie usunąć ten śnieg ?- Nate naprawdę zadał to pytanie? Jak niby miałabym to zrobić?
-Ponieważ mając ten dar władasz nie tylko wiatrem lecz również całą pogodą i wszelkimi  żywiołami . Masz najpotężniejszy dar pod słońcem- odpowiedział na moje zadane w myślach pytanie.
-Jesteś nie tylko moją wybraną, ale również zostałaś wybrana przez samych Bogów.

Korona We MgleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz