Rozdział 11

43 2 5
                                    

     
      Jazda powozem, zazwyczaj nie należała do komfortowych, jednak ta była niesamowicie wygodna. Mimo, że gdzieniegdzie droga była wyboista, koła gładko ją pokonywały. Co jakiś czas Nate opowiadał, w jakim miasteczku lub wiosce się obecnie znajdowaliśmy. Dowiedziałam się wielu ciekawostek na temat królestwa i ich mieszkańców. Na przykład, że mieszkańcy Luxerd, małej mieściny położonej przy ogromnym zalewie, raz w tygodniu poświęcają jedną z owiec dla Bogini Ulinei by ich plony były zdrowe i okazałe. Dowiedziałam się również, że na odludziu nazywanym Pustkowiem Szmerów, znajdują się nawiedzone ruiny zamku. Jeśli wierzyć opowieściom, odwiedza je zbłąkana dusza rycerza, który zginął męczeńską śmiercią w obronie swojego Dowódcy, który później wszystkie zasługi w walkach przypisał sobie, a imię nieszczęsnego rycerza nakazał wymazać z kart historii. Mówi się, że Odważny Rycerz szuka sprawiedliwości i pamięci.
Mimo, że zasmuciła mnie ta opowieść, zanonotowałam w pamięci, by kiedyś to miejsce odwiedzić i oddać należytą cześć dla zapomnianego żołnierza.
Zauważyłam, że w tym czasie, w którym o tym pomyślałam, na ustach Księcia narodził się delikatny uśmiech.
Zmieniając temat, oznajmił, że już niedługo wkroczymy na Królewski trakt. Podekscytowana niemal się przykleiłam do okienka i z niedowierzaniem patrzyłam na co raz to większe i okazalsze budynki. Droga również zmieniła się na porządniejszą. Królewskie miasto było na pewno najbogatszym miejscem poza pałacem. Domy miały nawet trzy piętra wysokości i ozdobione były kolorowymi malunkami, a nawet złotymi farbami. Ludzie we wzorzystych i bogato uszytych szatach, zatrzymywali się w swoich obowiązkach i skłaniali się nisko na widok Królewskich Wozów, którymi jechaliśmy. To wszystko wydało mi się nie do uwierzenia.
Poczułam jak moją dłoń przykryła inna, większa i napewno spokojniejsza.
Odwróciłam się do Nate'a i jedyne co mogłam wykrztusić po tych wszystkich rewelacjach było:
-To najwspanialsze miejsce na ziemi!- na co pokręcił głową z lekkim śmiechem.
-Z czasem pokażę Ci wspanialsze i piękniejsze miejsca, uwierz mi.

Gdy podjeżdżaliśmy po bramę główną Wielkiego Pałacu, zauważyłam dziesiątki patrolujących żołnierzy i mury zamku, tak wysokie, że nie było widać nic poza nimi. Pożałowałam, że oglądałam miasteczko, a nie zwróciłam kompletnie uwagi na majaczący nieopolal pałac. Jednak wiem, że będę miała ku temu jeszcze wiele okazji.
Wjechaliśmy na idealnie równą kostkę dziedzińca, po czym powóz się zatrzymał. Książe wysiadł pierwszy, po czym odwrócił się i podał mi rękę. Na lekko zdrętwiałych od jazdy nogach, wygramoliłam się z wozu i dech mi zaparło na widok ogromnego budynku przede mną. Pałac był wręcz gigantyczny! Musiałam wysoko zadrzeć głowę, by ujrzeć wyższe kondygnacje i tylko niewielkie elementy wieżyczek. Nie udało mi się ujrzeć szpiczastych, złotych łuków dachów, o których opowieści krążyły nawet w moim Thymeres.
Wciąż z Księciem, trzymającym mnie pewnie za rękę, kroczyliśmy do wejścia. Wysokie, półkoliste drzwi się otworzyły i wyszła z nich gwardia Królewska w przepięknych mundurach. Za nimi, wydaje mi się, że dreptały damy dworu i  służba. Wszyscy ustawili się w równiutkim rzędzie, jakby odmieżyli, odległość między sobą linijką.
Uśmiechali się na nasz widok. Nate witał się z nimi skinięciami głowy, a z niektórymi uściskiem dłoni. Zapunktował w mojej głowie tym, że dobrze traktuje ludzi, którzy dla niego pracują. Nakazał wszystkim wejść do środka i zgromadzić cały pałac za około pół godziny w Sali Głównej. Zauważyłam, że prawie wszyscy na mnie patrzyli, szeptali coś między sobą z uśmiechami na ustach. Na ten widok mój strach i duże obawy lekko się wyciszyły.
Książe skierował nas na okrągłe, wielkie schody z marmuru. Pokonywał co dwa stopnie, co dla mnie oznaczało niemal wbieganie, by za nim nadążyć.
-Odwiedzimy mojego ojca, chcę mu o tobie powiedzieć jako pierwszemu. Zgodzisz się?- zatrzymaliśmy się przed wielkimi wrotami, na których wyryte były podobizny rodziny królewskiej.
Czy się zgadzam, by mnie przedstawiono samemu Wielkiemu Królowi?
Perregrine Mason był żywą legendą. Ilość jego wygranych bitew jest tak ogromna, że duma mnie rozpiera, że taki władca jest moim królem.
-Oczywiście !- odpowiedziałam troszkę za głośno.
Wartownik uchylił drzwi komanty samego Króla. Pokój był z dziesięć razy większy niż wielka sala jadalniana w pałacu Thymeres. Ściany pokryte ciepłymi odcieniami brązu i purpury. Na jednej, całą powierzchnię zajmowały obrazy Rodziny Królewskiej, w przeróżnych złotych ramach.
Na środku pomieszczenia stało ogromne łoże z kremowym baldachimem. Podeszliśmy do niego, wciąż trzymając się za rękę.
-Ojcze, jesteś tu z nami?- zapytał cicho Nate. Dotknął jego ramienia, a ja odważyłam się spojrzeć na twarz schorowanego Króla.
Był blady, a skóra na kościach policzkowych była zapadnięta. Mimo to zauważyłam to podobieństwo Nathaneela. Była to rzecz niepodważalna. Ten sam zarys szczęki, te same bursztynowe oczy. Na nich się skupiłam, gdy Król zwrócił na nas swoje słabe spojrzenie. Uśmiechnął się delikatnie i dotknął ręki syna.
- Tato, znalazłem ją, jest tutaj ze mną.- mówiąc to, Nate gładził ojca uspakajająco po ramieniu. Na te słowa podeszłam obok księcia, by król nie musiał się wysilać z szukaniem mnie wzrokiem.
Ukłoniłam się jak najbardziej elegancko potrafiłam i uśmiechnęłam się ciepło.
- Witam , wasza wysokość.-
- Nazywa się Rosalind i pochodzi z Thymeres.-dodał Nate.
Twarz Króla pojaśniała i rozpogodziła się. Wyciągnął do mnie dłoń, która od razu pod wpływem instynktu ujęłam.
Ścisnął ją zadziwiająco silnym ruchem, co dało mi nadzieję, że nie jest tak słaby jak się wydaje.
-Usiądźcie tu obok moje dzieci.- poklepał miejsce na łóżku, na co nie wiedziałam co robić. Nie odważyłabym się choćby dotknąć posłania na jego łożu, a co mówić o siedzeniu.
Nate usiadł jak gdyby nigdy nic i pociągnął mnie na swoje kolana. Nie opierałam się z wywołanego szoku, ale uzmysłowiłam sobie, że król będzie miał nas oboje blisko i w zasięgu wzroku.
- Thymeres... Moja Angelina była z sąsiedniej krainy Ruzzo.- wyglądał jakby oddał się przyjemnej zadumie. Ruzzo było rzeczywiście blisko mojego zamku , jednak nie miałam zielonego pojęcia, że Królowa tam się urodziła. Zmarła bardzo wiele lat temu, gdy byłam naprawdę malutka.
-Rosalind, jesteś naprawdę piękna i cieszę się, że mój syn cię odnalazł. Mam nadzieję, że zdrowie mi dopiszę bym mógł potuptać na waszym weselu.- zaśmiał się lekko, a mi zrobiło się cieplej na sercu. Opowieści o Królu Perry'm były nie przesadzone. Człowiek o wielkim sercu, rozumiejący poddanych i nie wywyższający się ponad nikogo.
-Jestem tego pewna i dziękuję za komplement Wasza Miłość. To zaszczyt dla mnie, móc cię ujrzeć .- Uścisnęłam jego dłoń i trwaliśmy tak długą chwilę póki nie zasnął. Ramię Nate'a owinęło się wokół mojej talii i zaczął mnie delikatnie głaskać.
-Dziękuję kwiatuszku- szepnął mi na ucho i zaczął wstawać ze mną, trzymając mnie w objęciach. Wyniósł mnie z komnaty i dopiero, gdy zamknęły się za nami drzwi, postawił mnie na ziemię. Niewiem za co dziękował, bo to ja byłam wdzięczna, że zostałam przedstawiona temu wspaniałemu człowiekowi, który właśnie odpoczywał.
Pod wpływem niewiadomych mi przyczyn, przytuliłam go z całych sił. Być może to skumulowane emocje całej zaistniałej sytuacji, lub ujrzenie jego serdecznej strony w stosunku do ojca , lub w sumie nie wiem co, ale sprawiły, że zechciałam uściskać tego człowieka.
Bez chwili zwłoki, objął mnie ciasno i ułożył szczękę na mojej głowie. Nie mówiliśmy nic, nie było potrzeby. Napawałam się tą chwilą i chciałam mu tym samym dać znać, że jestem obok, tak jak on był tuż przy mnie gdy bronił mnie przed moim ojcem.
- Do mnie przyjść to już nie łaska?- rozbrzmiał damski głos.

Korona We MgleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz