Rozdział 20

21 2 2
                                    

     Po spędzeniu kilku dni w obozie, upewniwszy się, że nastał choćby względny spokój, wróciliśmy do pałacu. Wydarzenia z bitwy na zawsze juz odbiły piętno w mojej głowie i duszy. Całą drogę rozmyślałam jak wielką tragedią są wojny. Rzecz oczywista, jednak ujerzenie tego na własne oczy to trauma, której nie da się pozbyć. Cała ta sytuacja wzmogła we mnie chęć pomocy Królestwu oraz zmotywowała mnie do potęgowania własnej mocy. Chcę czynić dobro, chronić niewinnych, powstrzymywać zło i tych co to zło rozpętują.
Na wpół siedziałam, na wpół leżałam opierając się bokiem o Nate'a. Spał tak spokojnie, jakby ta bitwa nie wywarła na nim żadnego wrażenia. Jednak byłam tam i widziałam z jakim oddaniem i poświęceniem walczył dla swoich. Delikatnie muskałam palcami jego ramię, gdy tylko słyszałam jak jego oddech przyspiesza. Chciałam odgonić od niego wszystko co niedobre, choćby w  jego snach. Wyglądając za okno, uznałam, że pogoda dosłownie zwariowała. Po drodze już przeszła wichura, siarczysty grad, ulewne deszcze, tęcza i niewyobrażalnie gorące słońce. Obecnie iście prażyło z nieba, a ja po raz kolejny rozpięłam guziki w mojej atłasowej narzutce. Rzuciłam okien na swoje brudne i poszarpane ubranie, zabłocone buty i pokiereszowane dłonie. Szczerze powiedziawszy nie za wiele mnie to obchodziło jak w tej chwili wyglądałam. Lekko rzuciło moim ciałem do przodu, gdy powóz niespodziewanie się zatrzymał. Nate się przebudził i raptownie napiął mięśnie, jak zawsze w gotowości. Drzwiczki się otworzyły i zobaczyliśmy młodą twarz woźnicy.
-Wybacz Wasza Wysokość, musimy zrobić postój, konie mają dosyć.-ukłonił się patrząc z obawą na Nate'a.
Książe niewiele myśląc wstał i poklepał młodzieńca po ramieniu.
-Oczywiście, nie ma co forsować zwierząt. Znaleźliście jakieś miejsce?
Wyszedł z powozu i rozejrzał. Zrobiłam to samo. Staliśmy na kompletnym odludziu, na którym stał mocno zdezelowany budynek niewielkiego zajazdu. Karczma pod skrzydłami. Przeczytałam w myślach tabliczkę i rzeczywiście, nad napisem ktoś wystrugał w ciemnym drewnie  rozpostarte skrzydła. Rozejrzałam się po okolicy, ale nic poza lasem i polami nie ujrzałam. Kiwnęłam głową do Księcia i weszliśmy do karczmy. O dziwo panował tu tłok. Na tak małej powierzchni było na prawdę wielu gości.  Muzyka i śmiechy dudniły w uszach. Ktoś stłukł kielich, ktoś krzyknął, ktoś grał na pianinie. Nate złapał moją dłoń i zaprowadził do oddalonego od baru stolika. Usiedliśmy i czekaliśmy na pozostałych. Niewiem jak się tu wszyscy pomieścimy, ale innej opcji nie ma.
Podeszła do nas bardzo ładna rudowłosa z wylewającym się zza dekoltu sukni biustem. Uśmiechnęła się kusząco do mojego partnera, całkowicie i kompletnie ignorując moją osobę.
Była naprawdę piękna, gęste rzęsy okalały błękitne oczy, ognistopomarańczowe pukle luźno falowały na jej ramionach, pełne usta jednak wciąż się szczerzyły do mojego księcia.
-Poproszę po kuflu zimnego piwa dla nas i każdego z moich żołnierzy, którzy niebawem do nas dołączą oraz dla każdego coś porządnego do jedzenia. Cena nie gra roli. Ma być dużo i obficie.
Uśmiechnął się do niej, na co ona ewidentnie bardziej wyeksponowała biust. Pochyliła się by jej dekolt nie uszedł uwagi mojego mężczyzny, jednak on nie zaszczycił spojrzeniem na jej niewątpliwe atuty.
-Oczywiście, proszę mnie wołać w razie czego. Jestem Betsy, służę pomocą.
Czy ona właśnie bezwstydnie do niego mrugnęła? Patrzyłam z poirytowaniem na jej pełne biodra, którymi przesadnie machała na lewo i prawo gdy odchodziła. Wróciłam spojrzeniem do Nate'a, ale on już się we mnie wgapiał z cwanym uśmieszkiem. Ten cholerny dołeczek...
-Hmm... twój mężczyzna powiadasz? -miał czelność sie jeszcze bardziej uśmiechać? Oblałam się rumieńcem i wycelowałam w niego palca.
-Jeszcze raz będziesz mi grzebał w myślach to pożegnasz się ze swoimi klejnotami rodowymi!
Zarechotał w głos w tym samym momencie, w którym dołączyli do nas nasi żołnierze. Rozsiedli się przy każdych możliwych miejscach i odbierali po kolei kufle z browarem.
Po jakimś czasie Betsy oraz jej równie skąpo ubrane i biuściaste towarzyszki roznosiły misy z gulaszem. Gdy stawiała naczynia na naszym stole, nie omieszkała przejechać palcami po ramieniu Księcia.
Dobrze, spokojnie Rose, nie połam jej ręki, oddychaj...
Usłyszałam bulgoczący dźwięk i zdałam sobie sprawę, że dochodzi od Nate'a. Ledwo powstrzymywał śmiech. Obstawiam, że usłyszał moją uspokajającą myśl. Rzuciłam mu gniewne spojrzenie i zabrałam się za jedzenie. Gulasz był wyborny i obłędnie pachniał rozmarynem, czosnkiem i borowikami. Poprosiłam o dokładkę jak niemal każdy z nas.
Czas mijał, a wojskowi coraz bardziej byli upojeni alkoholem. Wyznaczeni wartownicy, patrolowali okolice i cały czas byli na straży więc nic nie stało na przeszkodzie, by reszta się dobrze bawiła. Kilka kolejek piwa później zauważyłam, że niektórzy znikają z panienkami w górnych pokojach, niektórzy tańczyli, niektórzy spali na stołach. Nate po kilku kuflach też się łamał, ale dzielnie starał się utrzymać ciało w prostej pozycji. Ja, jako, że nie piłam, podeszłam do niego i zarzuciłam jego ręce na siebie. Pomogłam mu wstać i poprosiłam o wskazanie drogi do wolnego pokoju.
-Ale wszystkie są zajęte, nie mam już gdzie was ulokować- odpowiedziała niska blondynka o imieniu bodaj Hurem.
No pięknie. Za stołem spać nie będziemy, a nie mam serca odbierać jakiemukolwiek żołnierzowi pokoju. Udaliśmy się do powozu. Uznałam, że książe jest w tak antygrawitacyjnym stanie, że jemu nie robi różnicy czy będzie spał w pierzach czy na drewnianym stołku w wozie. Z pomocą jednego wartownika ułożyliśmy bezwładne ciało Nate'a na ławce w środku. Okryłam go kurtką i zabezpieczyłam kocami podłogę, w razie gdyby się sturlał z miejsca. Narazie zamknęłam drzwiczki i udałam się na spacer z wartownikiem. Można by uznać, że patrolowałam okolicę. Norman, bo tak się nazywa strażnik, jest przesympatycznym obywatelem z sąsiedniej wioski Thymeres-Lavistii. Patrząc na zmarszczki i liczne blizny na jego twarzy, śmiało można rzec, że to ktoś doświadczony w boju. Opowiedział mi o swoich dwóch córkach, żonie i rodzinnym domu. Niewiem czy tak wyglądają relację ze swoimu poddanymi, ale ja właśnie takie rozmowy i więzi chcę mieć ze swoimi ludźmi. Chcę tak jak Nate, by zwracali się do mnie po imieniu, chcę zapraszać mieszkańców królestwa do pałacu do jednego stołu. Chcę z nimi rozmawiać tak jak teraz z Normanem. Około północy pożegnałam się z wojskowymi i weszłam do gorącego wnętrza powozu. To, jak bardzo tu śmierdziało piwskiem, jest nie do opisania, ledwo zatrzymałam gulasz w żołądku. Otworzyłam drzwiczki na oścież, by ten smród wywietrzyć. Nate się niemrawo ocknął i coś wymamrotał pod nosem, w sobie tylko znanym języku. Nie minęła minuta i już chrapał jak wieprz. Urocze. Odczekałam kilka chwil i zatrzasnęłam powóz. Ułożyłam się na podłodze i złapałam jego zwisającą dłoń. Sen nie przyszedł szybko, ale gdy dotarł, spałam jak dziecko.

Korona We MgleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz