Rozdział 10

45 2 1
                                    

                            Nathaneel

     Moją noc ciężko nazwać przespaną. Przyjmowałem każde możliwe pozycje, jednak sen nie chciał nadejść. Do mojej głowy, co chwilę docierały strzępki myśli i snów Rose. Były nieprzyjemne, pełne strachu, bólu i wewnętrznych rozterek. Chciałem jakoś odegnać jej koszmary, mówiąc do niej w myślach. Efekt działał, jednak nie na długo.
W większości z jej snów, pojawiał się jej ojciec, jego srogi ton i gniewny wyraz twarzy. To ile musiała znieść ta dziewczyna jest dla mnie niepojęte. Chciałbym jej obiecać, że nigdy więcej nie pozwolę jej obrazić, że przenigdy nie ujrzy więcej ani ojca, ani tych okrutnie wrednych sióstr. Mimo to wiem, że darzy go miłością i choć nie rozumiem, skąd u niej tyle wyrozumiałości, szanuję to.
       Dla mnie cała sytuacja z odnalezieniem tej jedynej, jest skromnie rzecz ujmując zaskakująca. Po tak długim czasie ciągłych podróży w poszukiwaniu wybranki, najzwyczajniej opuszczała mnie nadzieja na znalezienie jej. Każde niepowodzenie utwierdzało mnie w przekonaniu, że być może los sobie ze mnie ponownie zakpił i żadna kobieta nie jest mi pisana.  Na moje szczęście,  Bogowie okazali się litościwi i miłosierni i postawili mi na drodze tego skromnego kwiatuszka. Leżałem w satynowej pościeli, gapiąc się w sufit i zastanawiając się jak to będzie władać całym królestwem, mając Rose u mego boku. Czas najwyższy ściągnąć z barków mojego schorowanego ojca, niewyobrażalny ciężar korony.
Za około dzień, wrócę na Wielki Dwór i razem z moimi ministrami, zdecydujemy co dalej.

Zszedłem na dół, do kuchni, by poprosić kucharkę o prowiant na drogę. Nie mamy czasu, by rozsiąść się za stołem do śniadania. Założyłem buty i wyszedłem na spowity poranną mgłą dziedziniec. Moi żołnierze, zwarci i gotowi jak zawsze, oczekiwali na dalsze rozkazy. Zamieniłem z nimi kilka słów i powiedziałem, by szykowali się do podróży. Usłyszałem trzask drzwi i ujrzałem speszoną Rose i jej służącą.
-Przepraszam, te drzwi są strasznie ciężkie, same kłapnęły- tłumaczyła się.
Zaśmiałem się i podeszłem. Ująłem jej dłoń i złożyłem powitalny pocałunek.
-Nic się nie stało. Dzień dobry. Gotowa do drogi?-
-Jak najbardziej!- kiwnęła głową z podekscytowaniem. Pożegnałem się z gospodynią, zapakowaliśmy wozy i ruszyliśmy w dalszą trasę.
Rose wyglądała dzisiaj wspaniale. Jakby wcale nie trawiły ją nocne koszmary. Policzki miała zaróżowione, włosy ułożone w starannie zawinięty koczek, oczy jej się śmiały. Owinęła się kocem i siedziała tak blisko mnie, że korciło mnie by choćby ją dotknąć, jednak wiedziałem, że potrzebuje więcej czasu.
Przez jej głowę przetaczały się obrazy z dzieciństwa. Jazda konna, ogród, jezioro przy lesie. Chciałem ją wypytać o wszystkie historie związane z tymi miejscami, jednak zauważyłem, że irytuje ją to jednostronne czytanie w myślach. Gdy już będziemy w domu, nauczę ją wszystkiego. Pokaże jej wszystkie możliwości i wraz z nią będę się uczył naszej więzi.
-Te twoje moce... dlaczego akurat cienie?-zapytała niepewnie, jakby myślała, że urazi mnie tym pytaniem.
-Nie mam pojęcia od czego zależy to, jakie moce zostaną nam podarowane. Mój ojciec kiedyś mawiał, że otrzymałem taki dar, bo mam mrok w sercu. Prawdopodobnie miał rację. On władał ogniem, bo twierdził, że jest niecierpliwy i mściwy. Matka miała dar uzdrawiania, bo każdemu chciała pomóc. Mój dziadek przewidywał przyszłość, ale tutaj nie widzę powiązania.- sam zaśmiałem się na ten komentarz. Dziadek był niezdarny, nie lubił planować więc dar, który otrzymał był bardzo nie trafiony.
-Dlaczego Twój ojciec twierdzi, że masz mrok w sercu?- zapytała wpatrując się we mnie tymi pięknymi oczami.
Nie mogę jej teraz wszystkiego powiedzieć, nie teraz, gdy jeszcze długa droga zanim mi zaufa. Wyznanie jej wszystkiego, równałoby się z jej utratą.
Więc odpowiedziałem, najbardziej dyplomatycznie jak się dało.
-Niewiem.

Korona We MgleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz