Rozdział 12

37 2 0
                                    

    Odkleiliśmy się od siebie z Nathaneelem i usłyszałam jego trochę podirytowany, jednak mimo to wesoły głos.
-Nie łaska dać nam chwilę? - rozłożył ręce i wpadła w nie drobna blondynka.
Stałam tak bez słowa, bo nie wiedziałam kim ona jest. Gdy wypuścił ją z objęć odezwał się do niej.
-Vi, poznaj moją Wybraną, Rosalind z Thymeres.- wskazał na mnie, a ja nie wierzyłam we własną głupotę. To przecież księżniczka Vienna, młodsza siostra Nathaneela. Była nieskazitelnie piękną i dostojną kobietą. Buzia w kształcie serca, wielkie zielone oczy , złote loki, opadające na jej oliwkową suknię. Była jak wróżka, śliczna i elegancka.
Ukłoniłam się głeboko co przerwała mi mocnym i niespodziewanym uściskiem.
- W końcu doczekałam się siostry! Ten typ za mną nie jest zbytnio skory do babskich gadek. - Nate wybuchł śmiechem na ten przytyk, a ja już wiedziałam, że ją polubię.
- Usłyszałam od Ygritte, że wróciłeś z jakąś kobietą i musiałam was zobaczyć. Puściła mnie i poprawiła sobie włosy. Po czym przeniosła uwagę na mnie.
-Przepraszam, pomięłam ci chyba suknię.-
- Nic nie szkodzi i miło mi poznać Waszą Książęcą mość. - ponownie się ukłoniłam, na co ona z machnięciem ręki podsumowała.:
- Aj przestań, mów mi Vienna, albo Vivi, czy jak tam chcesz, jesteśmy już rodziną, tytuły zostawmy za sobą. -miała tak sympatyczny wyraz twarzy, że nie dało się jej nie lubić.
-Masz szczęście braciszku, ona jest obłędnie śliczna- zachichotała i uciekła korytarzem.
-O tak... obłędnie śliczna to dobre słowo. Chodź moja piękna. Czas cię przedstawić większemu gronu.- podszedł i pocałował mnie w czoło. Gdy szliśmy korytarzem, ciągle czułam ciepło w miejscu, w którym jego usta dotknęły mojej skóry. Zatrzymaliśmy się przy barierce pośrodku schodów na górze. Na dole zebrał się chyba cały pałac, była może ponad setka ludzi. Głównie służba i tylko kilku żołnierzy, gdyż reszta pewnie nie mogła zejść z warty.
-Moi mili, zebrałem was wszystkich tutaj, by móc wreszcie przedstawić Wam moją Wybraną. Oto Rosalind i od tej chwili, będzie u mojego boku. Proszę was, byście okazali jej serce i wsparcie, jakie otrzymuję od was ja, na codzień. Dbajcie o jej dobro, a ja odwdzięczę się wam tym samym. Macie moje słowo.- przemówił patrząc na nich. Nie wydał żadnego rozkazu, tylko poprosił . Nie zażądał niczego tylko jeszcze dał słowo. Nate był wspaniałomyślnym i cudownym księciem, a ta chwila i te słowa, upewniły mnie, że w przyszłości Nilios będzie miał wspaniałego władcę, dbającego przede wszystkim o dobro poddanych.
Stałam u boku mego księcia, nie wiedząc co uczynić. Nagle na dole wybuchły oklaski, wiwaty i słowa gratulacji. Oni wszyscy wydawali się być szczęśliwi z mojej obecności. Byłam pod wrażeniem jak mnie tutaj przyjęto. Nikogo tu praktycznie nie znałam, a mimo to czułam się tu bardziej chciana, niż we własnym domu.
Zeszliśmy po schodach na dół i zdziwiło mnie jak wiele osób do nas podeszło z gratulacjami, dziękowałam za każde miłe słowo i starałam się zapamiętać jak najwięcej imion, co nie było tak łatwym zadaniem. Spojrzałam na Nate'a i wydał mi się serdeczny, że chciał ze zwykłą służbą podzielić się tą wiadomością. Inni władcy mają gdzieś uwagę swoich pracowników, ale nie ten człowiek. Jak równy z równym rozmawiał w tej chwili z kilkoma sprzątaczami, poklepał kucharza, sądząc po stroju, po ramieniu i śmiał się z tego co mówili. Obok mnie stanęła Fiora i szepnęła mi do ucha
-Ma panienka szczęście, Książe to dobry człowiek- obie spojrzałyśmy na niego.
-O tym samym pomyślałam. - dumnie dodałam.
Książe przeprosił swoich rozmówców i podszedł do mnie w ciągłej atmosferze wiwatów i braw.
Dotknął mojego policzka i schylił się ku mnie.
- Kwiatuszku, dzięki tobie będę tylko lepszy. Cieszę się, że czujesz się tutaj miło przyjęta, obiecuję, że żadna przykrość cię tutaj nie spotka. Pamiętaj, to od teraz i twój dom. Czuj się jak u siebie.- objął mnie ramieniem i skierowaliśmy się do innej sali. Przekroczyliśmy próg do jadalni. Była tak ogromna, że mogłaby pomieścić tysiąc osób. Ogromny długi stół pośrodku sali, był zastawiony wszelkim jadłem jakie tylko mogło istnieć. Na krańcu mebla, stały dwa drewniane krzesła.
-Usiądź moja droga, dzisiaj będziemy ucztować i świętować twoje przybycie. Nie zdziw się, gdy służba zasiądzie do kolacji razem z nami.- odsunął mi jedno z krzeseł i gdy usiadłam, zajął miejsce obok. Kolacja ze służbą, czy ten człowiek mógł byś wspanialszy?
-Wspólne posiłki zapoczątkowała moja kochana matka, by pokazać wszystkim, że każdy człowiek, nie zależnie od statusu, jest wart naszej uwagi . Poświęcają swoje życie i czas na służbę dla nas, więc my odwdzięczamy się im równym traktowaniem- wyjaśnił Nate po czym kiwnął na ludzi głową. Każdy zajął miejsca, a w sercu poczułam niemal pożar. Tak bardzo podziwiałam tego mężczyznę i tych wszystkich ludzi, że wydało mi się to czymś niepojętym. Dlaczego w Thymeres, ojciec tak pomiatał służbą, dlaczego tylko do mnie się uśmiechali, a jego bali się po czubki palców? Dlaczego w Wielkim Pałacu, najpotężniejsi władcy okazali swoją ludzką twarz do ludzi w niższej hierarchii?Obraz ojca jeszcze bardziej mi zbrzydł.
Po mojej prawej stronie usiadła Vienna, przez cały czas kolacji, zaśmiewała się z żartów i opowieści ludzi siedząc obok niej. Tu było tak wspaniale, że czuję się jakbym śniła. Lekkie uszczypnięcie w ramię sprowadziło mnie z moich obłoków rozmyślań.
- Nie śnisz, to jest teraz twoje życie- oznajmił Nate, po czym podrzucił owoc winogrona, które wpadło wprost w jego usta. Zaśmiałam się na ten widok i zaczęłam pałaszować smakowitości.
Z biegiem czasu, czułam coraz to większe zmęczenie i senność. Długa podróż, również była wyczuwalna w moim bolącym kręgosłupie. Przechyliłam się do księcia.
-Proszę o wybaczenie, ale czas już na mnie. Zaraz zasnę z głową w talerzu.- podziękowałam wszystkim za obecność i życzyłam udanej reszty wieczoru.
Zauważyłam, że Nate chce wstawać i zatrzymałam go dłonią w miejscu.
-Nie ma potrzeby mnie odprowadzać, Fiora wskaże mi drogę do mojego pokoju-
-Mimo wszystko chcę ci towarzyszyć. Przeprosił wszystkich na chwilę i nawet gdy zamknęły się za nami drzwi, wciąż było słychać wiwaty na naszą cześć.
Szliśmy w ciszy, aż na trzecie piętro, pod piękne mahoniowe drzwi. Odwrócił się twarzą do mnie i powiedział wypuszczając powietrze.
-Nawet nie wiesz, jak jestem szczęśliwy, że w końcu tu jesteś, że odnaleźliśmy się na tym świecie. Dzięki tobie, wszystko się ułoży i będę ci za to dozgonnie wdzięczny mój kwiatuszku. - schylił się i złożył na moim policzku delikatny pocałunek. W tej chwili mogłabym latać ze szczęścia i radości. Otworzyłam drzwi i pożyczyłam mojemu Księciu dobrej nocy. Pożegnałam go z uśmiechem od ucha do ucha i z gromadą motyli w brzuchu. Zamknęłam za sobą drzwi i gdy tylko zrzuciłam suknię, zasnęłam jak dziecko, ledwo dotykając poduszki.

Korona We MgleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz