Rozdział 19

34 4 4
                                    

     Przez cały dzień snułam się bez życia jak duch. Ulewa i burza za oknem nie poprawiały mojego stanu. Nie czułam się źle, ale brakowało mi Nate'a. Nie jestem pewna czy tęsknota była spowodowana naszą więzią, czy też wynikała z moich rosnących uczuć do niego. Na domiar wszystkiego zamartwiałam się gdy nie było go w pobliżu. Sytuacja na granicy jest coraz gorsza, a on wyruszył właśnie w tak niebezpieczne miejsce. Co prawda, szeptał do mnie w myślach raz na jakiś czas, jednak od okolo trzech godzin panuje całkowita cisza na naszych łączach. Nie wyczuwam go. Z nerwów wraca mi ten okropny nawyk z dzieciństwa- obgryzanie paznokci.
-Usiądź bo w końcu wydrążysz dziurę w podłodze. Nie martw się. To duży chłopiec.- rzuciła Vi przechodząc korytarzem. Najpewniej ma rację i powinnam się uspokoić. Biorąc pod uwagę, że już jest późno i coraz ciemniej za oknem, raczej dziś nie wróci. Fiora co chwilę chciała mi czymś zająć myśli. Chwilami nawet wkręcałam się w jakiś temat rozmów, jednak ciągle wracałam myślami do Nate'a. Weszłam do swojej komnaty i zapaliłam kilka świeczek. Postanowiłam zapakować dary dla moich sióstr i ojca. Mimo wszystko to moja rodzina. Wyjęłam z szafy kilka pięknych, nie noszonych sukien, trochę biżuterii i drobne upominki po czym napisałam krótką notatkę z pozdrowieniami. Nie chciałam się rozwijać ze słowami. Oni też nie kwapią się do jakichkolwiek wiadomości. Widziałam niezadowolenie w oczach Fio, gdy ledwo zamykałam kufer dla osób, dla których tak niewiele w końcu znaczyłam.
-Zawieźcie proszę ten kufer do domu mojego ojca gdy się rozpogodzi na dniach. - poleciłam stojącemu za drzwiami strażnikowi. Gdy spojrzałam na wnętrze szafy , zauważyłam jak wiele ubrań ubyło. Nagle w mojej głowie i sercu wybuchł tak kłujący ból, aż upadłam na kolana. To było niewyobrażalne. Promieniowało w całym ciele, a mi zaparło dech w piersiach. Nie mogłam oddychać, traciłam czucie w kończynach i ledwo widziałam na oczy.
-Na bogów, Rose co się dzieje? Gwardziści, migiem po medyka!- słyszałam jakby z oddalingłos Fiory. Wiedziałam, że coś się stało, wiedziałam, źe coś złego działo się Księciu. Traciłam siły, mrok spowijał mój umysł i wzrok i nie mogłam na to kompletnie nic zaradzić. Jak przez mgłę ujrzałam niewyraźną postać Antona, który przybiegł ze swoim asystentem. Tą właśnie chwilę wybrało moje ciało by stracić przytomność.

Nad głową słyszałam mnóstwo szepczących głosów. Nie mogłam zidentyfikować ich posiadaczy, ani zrozumieć co mówią. Gdy tylko zaczęłam odzyskiwać świadomość, pomiędzy bólem, nawoływałam Księcia. Bez skutku. Otworzyłam załzawione oczy i ujrzałam pięć twarzy. Zatroskany Anton podawał mi coś dożylnie, a jego asystent doglądał czynności. Z ogromnym wysiłkiem usiadłam na łóżku, na które ktoś mnie przeniósł. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam jak moje służki siedzą ściśnięte na kozetce, tuląc się nawzajem.
-Co się dzieje? Co z Nate'm?- zapytałam słabym głosem.
Anton zerknął na jakiegoś mężczyznę w czarnej zbroi i chrząknął.
-Nie możesz się panienko tak denerwować. Odpoczn...
-Nawet nie próbuj mnie uspokajać. Co się z nim dzieje?
-Nie mamy kontaktu z nikim z odziału. Posłaniec także zaginął.
W tej chwili chyba zapomniałam oddychać, nie wiem czy moje serce nie wstrzymało się z biciem. Znieruchomiałam jak posąg i wgapiałam się przed siebie bez życia. Złość i obezwładniający strach przejął nade mną kontrolę i poczułam drżenie moich palców. Nagle w pokoju zrobiło się przeraźliwie zimno. Widać było obłoki pary oddychających ludzi. Szron zaczął pełzać po ścianach tworząc rozmaite lodowe witraże. Widziałam, że Anton coś do mnie mówił, jednak nie byłam w stanie wyłapać jakichkolwiek słow. Położyłam głowę na kolanach chcąc zapanować nad tym wszystkim. Wiedziałam, że mogę zrobić komuś krzywdę, jeśli jak najszybciej nie wezmę się w garść. Anton położył mi dłonie na ramionach i lekko uciskał, próbując mnie uspokoić. Zaczęłam najpierw płytko, później głębiej oddychać. Wróz gryzł mnie w gardło. Oczy szczypały. Gdy szron zaczął powoli znikać, zauważyłam jak każdy odetchnął z ulgą. Nie wierzę, że przeze mnie mógł ktoś ucierpieć i najprawdopodobniej się mnie bali. Rozejrzałam się po bladych twarzach, bacznie obserwujących każdy mój ruch. Patrzyli na mnie z obawą i ostrożnością. Jakby obserwowali jakieś dzikie zwierzę miotające się w nerwach. Ta myśl mnie otrzeźwiła i raptownie cała moja moc znikła jak za pstryknięcięm palców. Przesunęłam się na podłodze tworząc między nami dłuższą odległość dystansu. Mimo, że chciałam zostać sama, wiedziałam, że muszę działać.
-Szykujcie wóz. Jadę tam.- gdy tylko zobaczyłam jak Anton chce zaprotestować dodałam rozkazującym tonem- W tej chwili!

Korona We MgleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz