Rozdział 18

35 3 2
                                    

                          Nathaneel

     Nie wiem czemu zawdzięczam to słodkie pytanie, które wypłynęło jednym tchem z jej ust. Być może to zasługa trunków wypitych w tawernie, a może odczucie strachu po dzisiejszym wieczorze. Nie chcę tego analizować. Jeśli tego chce to będę przy niej i tej i każdej innej nocy. Kiwnąłem głową, nie namyślając się ani ułamka sekundy, co wyraźnie ją ucieszyło. Przeprosiła, mówiąc, że uda się jeszcze do łazienki, a ja patrzyłem jak jej drobne ciało znika za drzwiami. Tą akurat chwilę wybrały jej służki, by wejść. Zarumieniły się na widok mojej osoby w komnacie Rose. Uśmiechnęły się pod nosami i zapytały czy coś mają pomóc panience. Gdy pokręciłem głową, wymknęły się szeptając coś sobie z zapałem. Zdjąłem koszulę przez głowę i usiadłem na łóżku by rozwiązać buty. Gdy obuwie uderzyło o podłogę, nie wiedzieć czemu podszedłem do lustra by sprawdzić czy dobrze się prezentuję. Wiem, że to głupie. Nigdy tego nie robię- nie chcę wyglądem nikomu imponować, jednak Rosalind jest inna. Chcę się dla niej starać. Chcę się jej podobać. Chcę by dobrze się czuła w moim towarzystwie.
Przeczesałem palcami swoje włosy i wróciłem do łóżka. Drzwi zaskrzypiały i pojawił się w nich mój anioł. Miała na sobie długą do kolan koszulę nocną w kolorze tak czysto białym, że niemal świeciła blaskiem. Podeszła do łóżka szybkim krokiem i niemal wpadła na nie, zakrywając się kołdrą po same uszy. Położyłem się po drugiej stronie łóżka, skierowany w jej stronę, jednak zachowując dystans między nami. Nie chcę jej w żaden sposób przestraszyć. Po prostu wystarczy mi, że jestem obok niej.
Z pełną powagą wpatrywała się w sufit jakby rozwiązywała równanie matematyczne za jaki czas ten się zawali na nasze głowy. Ja natomiast podziwiałem jej piękne i delikatne rysy twarzy.
-Jak się czujesz po tym całym zajściu?- zacząłem. Gdy już myślałem, że nie dosłyszała moich słów, odchrząknęła i odwróciła się na bok, patrząc mi prosto w oczy.
-Nie rozumiem dlaczego to zrobili. Przeraża mnie co mogli nam zrobić. Nie wiem co by się stało gdybyś się nie zjawił.
-Ale zjawiłem. Pożałowali swojego występku, ale na bogów, myślałem, że odejdę od zmysłów gdy usłyszałem twoje wołanie o pomoc.-
Delikatnie spletła swoje drobne palce z moimi i położyła nasze dłonie na mojej poduszce.
-Jestem ci dozgonnie wdzięczna za ratunek. Głupio się trochę czuję, bo rzadko prosiłam w życiu o pomoc. Zwykle sama sobie ze wszystkim radziłam.
-Teraz masz mnie i możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji. Nie musisz już sama przechodzić przez życie i samotnie staczać bitwy. - dla podkreślenia moich słów ucałowałem jej dłoń.

Chwile mijały, noc zapadała coraz ciemniejsza. Rose zasnęła już jakiś czas temu, a ja nie chciałem marnować ani minuty na sen. Uczyłem się jej rysów na pamięć, fascynowała mnie w każdym milimetrze swojego ciała. Wdychałem jej kwiatowy zapach i gładziłem skórę na jej dłoni. Byłem z siebie zadowolony, sprawiłem, że poczuła się przy mnie na tyle bezpiecznie i pewnie, że pozwoliła mi zostać na noc w swojej komnacie. Najważniejsze dla mnie w tej chwili, że śpi błogim i spokojnym snem. Reszta się nie liczy.
Poranek nastał o wiele za szybko. Podczas gdy ja leżałem w tej samej niezmienionej pozycji, Rose właśnie przekręcała się po raz chyba setny tej nocy. Mimo to nie wypuściłem jej dłoni ani przez moment. Podparłem się na dłoni i podziwiałem ten wspaniały widok przede mną. Sunąłem oczami po krzywiznach jej ciała, po odsłoniętej skórze ud. Jakby obudzona moim natrętnym wzrokiem, uniosła delikatnie powieki. Spojrzała na mnie wciąż nie do końca jeszcze na jawie i uśmiechnęła się sennie. Wyglądała rozkosznie w tych swoich potarganych włosach i z odciśniętą poduszką na policzku. Przeciągnęła się jak kotka i usiadła na łóżku.
-Dzień dobry Książe- z ręką na sercu, kocham jej poranny, zachrypiały głosik.
-Dzień dobry Księżniczko. Wyspałaś się?
-Jak bobas!- zaśmiała się i wstała podchodząc do lustra. Skrzywiła się na swój widok i momentalnie zaczęła poprawiać i przygładzać włosy. Stoczyłem się z łóżka i podszedłem do niej. Złapałem jej dłonie i trzymałem przed nami. Wtuliłem się w jej plecy uśmiechając się do jej odbicia.
-Wyglądasz wspaniale. Jak zwykle.- ucałowałem czubek jej głowy i położyłem swoją brodę, robiąc z niej podpórkę. Uwielbiałem to jak idealnie do mnie pasuje pod każdym względem.
-Będę czekać na ciebie ze śniadaniem.- cmoknąłem ją w policzek i z ciężkim sercem oderwałem swoje ciało od jej. Ubrałem się i wyszedłem czując w sercu niepohamowaną radość, tak wielką jak nigdy dotąd. Udałem się do swojej komnaty, przebrałem i zgarnąłem raporty ze stolika przy drzwiach, które już na mnie czekały. Zeszłem po schodach, najpierw zachodząc do pokoju Vi, jednak jej nie było. Skierowałem się więc do sali jadalnej. Usiadłem na krześle i nakazałem służbie nakryć dla Rose tuż obok mojego miejsca. Nie zniósłbym, gdyby dzieliło nas więcej niż metr.
Śniadanie pachniało wybornie. Świeżo palona kawa, bułeczki z rodzynkami, tosty z masłem i miodem i aromatyczne ciasteczka zbożowe.
Wyczekując mojej Rose, zabrałem się za studiowanie raportów. Każda linijka była coraz gorsza. Tej nocy zginęło trzech strażników, a dwóch zniknęło bez śladów. Na granicy wioski Esmett wykryto ślady krwawej magii. Jest to pradawna i brutalna odnoga magicznych praktyk. Tak zła, że zakazano jej stosowania setki lat temu. Ta informacja mnie wręcz zmroziła. Jednak gdy usłyszałem ciche kroki z korytarza, zmusiłem się do uśmiechu. Rosalind wkroczyła śmiejąc się od ucha do ucha ze słów Vienny. Zrobiło mi się ciepło na sercu wiedząc, że moja siostra dobrze znosi wczorajszą sytuację. Usiadła obok mnie i jakby wyczuwając mój nastrój, mina jej zrzedła.
-Coś się stało?- zapytała niespokojnie. Uznałem, że skoro ja jestem dla niej w każdej sytuacji i chcę być jej opoką przy każdych trudnościach, ona pewnie też chciałaby być dla mnie taką osobą. Nie chcę jej oszukiwać ani niczego przed nią zatajać.
-Po śniadaniu muszę zwołać sztab i pewnie wyruszę na granicę. Dotarły nieprzyjemne wiadomości i muszę sam wybadać sytuację. -wyznałem, nie mogąc się zmusić do spojrzenia jej w oczy. Jednak gdy zaskoczony poczułem jej dłoń na policzku, odwróciłem ku niej twarz. Gładziła palcami mój zarost i wpatrywała się z powagą.
-Czy mogę jakoś pomóc? Może wyruszyć z tobą?- zaimponowała mi tym pytaniem i mimo, że chciałbym by była obok, musiałem odmówić. Nakryłem jej drobną dłoń swoją.
-Nie ma potrzeby, pewnie jutro wrócę. Wojskowa jazda jest długa i nie przyjemna. Poza tym nie wiem co zastaniemy na miejscu.Nie będę cię na to narażał. Jednakże dziękuję za chęci.- ująłem jej palce i pocałowałem każdy z osobna.
-Mów do mnie co jakiś czas, żebym wiedziała, że wszystko jest w porządku.- uniosła dłoń i wskazała na głowę. Nie mogłem się nie uśmiechnąć na te troskliwe słowa. Martwiła się o mnie! Apropos. Musiałem jej zakomunikować jeszcze jedne ważne wieści.
-Zdaję sobie sprawę, że to szybko, jednak rada nalega na jakieś odpowiedzi na temat zaręczyn. Nie mogę ich zbywać bez końca, wybacz.- Rose wciągnęła powietrze i otworzyła szerzej oczy. Skupiłem się na jej myślach, chcąc cokolwiek wyczytać. Jednak były tak szybkie i chaotyczne, że nic a nic nie mogłem wyłapać. Pogładziłem ją po ramieniu.
-Przemyśl na spokojnie jakbyś chciała, by to wyglądało.- kiwnęła głową.
Wstałem i zarzuciłem na siebie marynarkę. Usłyszałem za sobą skrzypnięcie krzesła o podłogę i ledwo się odwróciłem, już miałem Rose w ramionach. Nad jej głową widziałam radosny wzrok Vienny. Cieszyłem się, że tak polubiła moją wybraną. Mrugnąłem do niej i wtuliłem się mocniej w drobne ciało tuż przede mną.
-Obiecaj, że wrócisz szybko. Cały i zdrów!- odsunęła się jakby zawstydzona, ale z uniesionym palcem jakby mi groziła. Wyglądała rozkosznie. Ująłem jej dłoń i wyprowadziłem z sali na korytarz. Odwróciła się z pytającym spojrzeniem.
-Nie chcę by Vi na nas patrzyła, gdy żegnam się z moją przyszłą żoną.- nie dając ani sobie ani jej chwili zastanowienia, ująłem ją pod brodę i uniosłem jej głowę do góry. Przymknęła powieki jakby też tego chciała. Wpiłem się wargami w jej ciepłe usta. Gdy tylko się złączyliśmy, poczułem istny żar na całym ciele. Gorąc tak wszechogarniający, że nie mogłem oddychać. Całowałem więc ją bez tchu. Cieszyłem się każdą mikrosekundą tego doznania. Gdy już myślałem, że bardziej szczęśliwszy już być nie mogę, poczułem jak oddaje mi pocałunek. Z równie wielkim żarem i mocą. Zarzuciła mi ręce na szyję i zbliżyła się swoim ciałem tak blisko, że niemal byliśmy jednością. Jedną ręką trzymałem jej głowę, drugą położyłem na talii, jakby bojąc się, że zaraz zniknie. Niewiem ile czasu trwał pocałunek. Gdy oderwaliśmy od siebie usta, dyszeliśmy z poczerwieniałymi twarzami. Patrzyliśmy na siebie z wyraźną namiętnością i mimo, że chciałbym więcej, o wiele więcej, nie chciałem wszystkiego przyspieszać. Uśmiechała się z zadowoleniem.
-Popraw włosy, jeśli nie chcesz ,by Vi coś spostrzegła- pstryknąłem ją w nos i ponownie pocałowałem, jednak tym razem na chwilkę.
-Obiecuję wrócić najszybciej jak się da księżniczko.- szedłem tyłem w kierunku wyjścia.
-Nie jestem księżniczką- odpowiedziała żartobliwym tonem. Zatrzymałem się na moment i uśmiechnąłem łobuzersko.
-Jeszcze.

Korona We MgleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz