Rozdział 10

56 3 2
                                    

- Co?
- Prawie potrąciła mnie ciężarówka - powtórzyłam. - Czego nie rozumiesz?
- Jak? Gdzie? Kiedy? - brat nadal był w szoku.
- Jakieś dwie godziny temu, kiedy wracałam ze szkoły - odparłam i opowiedziałam mu całe zdarzenie.
- Ah, a więc Xavier jednak ma coś w sobie z dobrego chłopaka - zauważył Xander. - Podziękowałaś mu?
- Nie zdążyłam - rzuciłam.
- Czemu?
- Odszedł sobie. Tak po prostu.
- Dobra, jednak nic się nie zmieniło - Xander lekko się zaśmiał.
- To nie było śmieszne - odpowiedziałam mu.
- Ależ ja doskonale zdaje sobie z tego sprawę - uśmiechnął się.
- Ale nic ci się nie stało?
- Nie, lekko walnęłam o beton - machnęłam ręką.
- To nie jest źle. Dobra, spadam do sklepu kupić ci coś?
- Arizonę. Najlepiej dwie puszki. Arbuzową. - powiedziałam to co zawsze.
- Jak zawsze - podsumował Xander i wyszedł z mojego pokoju.
Odpaliłam Spotify i włączyłam playlistę z moimi ulubionymi piosenkami Olivii Rodrigo. Od zawsze kochałam jej twórczość muzyczną. Dobre pół godziny siedziałam w słuchawkach i rysowałam farbami jakiś krajobraz górski. Po tym czasie, usłyszałam w słuchawkach, ciche pukanie do drzwi.
- Proszę - rzuciłam przez ramię i zdjęłam słuchawki z uszu.
Odwróciłam się w stronę drzwi, które właśnie się otwierały. Do mojego pokoju wszedł Xavier.
- Co tu robisz? - spytałam zamykając za nim drzwi. - Kto cię tu wpuścił?
- Twoja mama - odparł. - Przemiła z niej osóbka, nieprawdaż, Żmijo?
- Z tym się akurat zgodzę - powiedziałam wymijająco. - Co tu robisz? - ponowiłam swoje pytanie.
- Chciałem spytać, czy wszystko w porządku, po tym incydencie na pasach.
- Tak, wszystko w porządku, Raeil - odpowiedziałam. - Nie musisz się o mnie martwić.
- Mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiał cię ratować. Strasznie to nudne. I łatwe - zaśmiał się. - A i mam coś dla ciebie.
- Co takiego? Piłkę do nogi? - zaśmiałam się.
- Nie - odpowiedział i dał mi do ręki piękne słoneczniki.
- Dla mnie? - spytałam z niedowierzaniem.
- Tak, Żmijo, dla ciebie - powiedział i otworzył drzwi. - Muszę iść, mam trening - dodał i pokazał na torbę sportową na swoim ramieniu. - Nara, Żmijo.
Byłam tak wstrząśnięta tym, co się przed chwilą wydarzyło, że nawet mu nie odpowiedziałam.
Xavier Isaac Raeil podarował mi KWIATY. I to jeszcze słoneczniki. Moje ULUBIONE kwiaty.
Poszłam do kuchni po wazon, żeby wstawić do niego słoneczniki. Nie chciałam ich wyrzucać, bo były naprawdę piękne. Nalałam wody do wazonu po jakiś zwiędłych tulipanach i postawiłam kwiaty na parapecie.
Później wrócił Xander. Kupił mi moją ulubioną Arizonę. Tym razem, aż pięć puszek. Każdy wiedział, że kocham arbuzową Arizonę.
- Coś ciekawego się wydarzyło? - spytał dawając mi puszki do ręki.
- Nieee, nic - skłamałam. - Dzięki za napoje - dodałam i wróciłam do swojego pokoju.
Tym razem sięgnęłam po książkę. Byłam w trakcie czytania jakiegoś romansu, czyli gatunku, którego bardzo lubię. Jak już wspominałam, kocham czytać książki. W pokoju mam całe, ogromne dwa regały na szerokość całej ściany. Każdy mto tu przyszedł, od razu spostrzegł te regały. Ciężko było ich nie zauważyć. Zajmowały 2/5 miejsca mojego pokoju.
Stwierdziłam, że usiądę sobie na dość szerokim parapecie, z widokiem na zachodzące słońce. Kochałam oglądać zachody i wschody słońca. W szczególności w lato, nad morzem. Jesienią też były piękne, ale w lato najpiękniejsze.
Jako iż był już wieczór, to oznaczało następnego dnia szkołę. Lubiłam się uczyć, bo sprawiało mi to przyjemność. Oznaczało to też spotkanie z Xavierem i...Eve.

***********************
521 słów
W końcu udało mi się wstawić długi rozdział. W ogóle udało mi się coś wstawić. Następny wleci może w weekend ❤️

With you [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz