Rozdział 18

46 1 0
                                    

W sobotę razem z Liv miałyśmy  szykować się na ognisko organizowane przez Jamesa. Miało się ono odbyć o ósmej wieczorem, na działce jego rodziców. Zakładam, że jego rodzice nawet nie mieli o tym pojęcia.
O piętnastej miałam być u Liv. Xander, za namową mamy miał mnie do niej zawieźć, skąd miałyśmy już jechać na ognisko. Niestety coś nam w tych planach przeszkodziło. A raczej ktoś. Xander rozmawiał przed blokiem przez telefon. Wychodząc z mieszkania, wpadłam na Xaviera.
- Gdzie się wybierasz? - spytał. - Do ogniska jeszcze dużo czasu.
Zaśmiałam się, chowając telefon do kieszeni.
- Nie interesuj się - rzuciłam i zaczęłam schodzić na parter. Xavier złapał mnie za ramię.
- Jadę do Liv, Raeil, zadowolony? - warknęłam odwracając się do niego.
- Akurat też wybieram się w tamte strony - powiedział, z uśmieszkiem na twarzy. - Podrzucić cię, żmijo?
- Xander...
W tym momencie dostałam od kogoś wiadomość.
Wyjęłam telefon z kieszeni i odczytałam SMS'y.

Xander: nie moge cie podrzucic Alii
Xander: wazna sprawa wypadla mi w pracy
Xander: sory siostra
Ja: Spoko, nic się stało znajdę sobie inny transport
Xander: tylko uwazaj na siebie, mloda
Xander: jak cos by sie dzialo to dzwon

- Dobra, możesz mnie podrzucić, jak chcesz - westchnęłam, po chwili.
- Tym razem pojedziemy samochodem - rzucił schodząc po schodach. - Żebyś czuła się komfortowo.
Lekko mnie zamurowało, ale ruszyłam za nim po schodach. Nigdy wcześniej nie widziałam jego samochodu. Nie wiedziałam nawet, że go miał. Na parkingu skierował się do białego Mercedesa. Stał on za blokiem, więc nie było dziwne to, że mogłam go wcześniej nie widzieć. Xavier otworzył mi drzwi od strony pasażera i w milczeniu wsiadł na miejsce kierowcy.  Kiedy byliśmy już w drodze napisała do mnie Olivia. 

Liv: jedziesz już?

Od razu odpisałam:

Ja: Tak już jadę, Xavier mówi, że będziemy za pięć minut
Liv: XAVIER RAEIL?
Ja: Tak ten
Ja: Nic wielkiego podrzucił mnie
Liv: dobra dobra czekam

Jeszcze przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Nagle Xavier zapytał:
- Mam pytanie, żmijo - przykręcił dźwięk radia, żebym go słyszała.
- No co? - odwróciłam głowę w jego stronę.
- Co byś zrobiła, gdybyś musiała wybierać, czy wracać do osoby, która cię zdradziła, czy ją olać? - Xavier brzmiał jakby nie żartował. - Jesteś jedyną przypuszczalnie normalną osobą, którą znam i która mi na to pytanie odpowie. Nie dopowiadaj sobie, że cię lubię, żmijo - dodał.
- Spoko, ja ciebie też nie, Raeil - odpowiedziałam. - A i co to znaczy "przypuszczalnie normalną", co?
Xavier zaśmiał się głośno i jako iż staliśmy w korku, odwrócił swoją głowę w moją stronę.
- Odpowiesz mi na to pytanie, czy mam czekać do rana? - spytał w końcu.
- Co z Zoe?
- Oh, stare dzieje. Nie ma o czym mówić - odpowiedział. Nadal staliśmy w korku.
- Nie gadaj głupot - rzuciłam. - Opowiedz. Nie musisz wszystkiego, rzecz jasna. Proszę - błagałam go.
- Niech ci będzie, żmijo - powiedział. - Nawet James nie miał jeszcze okazji tego wysłuchać, więc jesteś pierwsza.
- Czuję się zaszczycona - mruknęłam.
- No więc... zerwała ze mną - zaczął. - Nawet nie wiem, jak to się stało ale... zaczęliśmy się kłócić. Coraz częściej kłócić. Ja kochałem ją po mimo tych kłótni. Pewnego dnia powiedziała mi, że to koniec. Poszła do innego. A wiesz do kogo? Do Jake'a z naszej klasy.
- Do tego debila?! - krzyknęłam.
Xavier uśmiechnął się.
- Tak, do niego. A teraz chce do mnie wrócić - westchnął. - Nie wiem co mam robić, Allison.
Uśmiechnęłam się do niego. Był to szczery uśmiech.
- Słuchaj, ja to bym ją kopnęła w dupę - stwierdziłam. - Jakby kochała, to by nie odeszła. Jake to palant, za to ty jesteś całkiem spoko  typem i nie zasługujesz na bycie z taką idiotką.
W końcu ruszyliśmy z korku.
- Mam propozycje - powiedział po chwili. - Skoro, już uważasz mnie za "całkiem spoko typa", a ja ciebie za nawet git kujonke, to chyba możemy się w końcu przestać kłócić?
- Przypomnę ci, że pięć minut temu, mówiłeś, że mnie nie lubisz.
- A to co innego - oburzył się. - Tamto było pod względem takim romantycznym, a nie koleżeńskim, tak?
Zaśmiałam się. Znów.
- Dobra, niech będzie ta "zgoda" - powiedziałam. - Uścisnęłabym ci rękę, ale prowadzisz.
- Zaraz będziemy u Liv, więc się zbieraj, żmijo - poinformował mnie. - A i, stare przezwisko zostaje. Za piękne jest, żeby się go pozbywać.

Pięć minut później wysiadłam pod domem Olivii, z jego samochodu.
- Do zobaczenia, żmijo - pomachał mi, przez otwartą szybę.
- Do zobaczenia, Raeil - uśmiechnęłam się do niego i zapukałam do domu Liv.

**************************
701 słów
Postarałam się. Najdłuższy rozdział jaki póki co pisałam. Teraz będzie robić się tylko ciekawiejjjj

With you [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz