Rozdział 11

48 3 0
                                    

Następnego ranka niechętnie wstałam do szkoły. Nawet przez chwilę próbowałam udawać, że jestem chora, by nie pójść do szkoły. A tak konkretniej nie spotkać się z Eve i Xavierem. Oni byli głównym powodem mojej niechęci. Nie żebym nie lubiła Eve. Dziwnie mi się z nią spotkać, po tym jak była dziwna. Xaviera akurat bardzo nie chciałam wiedzieć. Próbowałam nie patrzeć na te słoneczniki, które mi dał. Lecz nie mogłam. Były takie piękne...
W końcu, postanowiłam wygramolić się z łóżka i przygotować się do szkoły. Ubrałam się w biały top, szarą bluzę i czarne spodnie. Włożyłam adidasy, chwyciłam plecak i ruszyłam w stronę przystanku. Na szczęście nie spóźniłam się na autobus. Kiedy tylko przyjechał i otworzył drzwi, wskoczyłam do niego i usiadłam na chyba jedynym wolnym miejscu. Jakieś pięć minut później podeszła do mnie babka, na oko 70 lat. Zrobiła wściekłą minę i powiedziała:
- To moje miejsce.
Powstrzymałam się od śmiechu.
- Eee, a jest podpisane? - spytałam.
- Nie, ale jest moje - odparła babka. - Zawsze tu siedzę.
- No to trudno - rzuciłam z udawanym smutkiem. - Musi się pani chyba przesiąść - wzruszyłam ramionami.
- Niewychowane, chamskie dziewuszysko - mruknęła pod nosem i odeszła.
Kiedy tylko ta babka zniknęła mi z pola widzenia, wybuchnęłam śmiechem. Tak mocno się zaśmiałam, że wszyscy w autobusie zaczęli się na mnie krzywo patrzeć.
Kiedy nareszcie pojazd zatrzymał się na właściwym przystanku, wyszłam z niego tak szybko, jak tylko mogłam. Doszłam do szkoły około pięć minut później. Weszłam do szatni, żeby odwiesić kurtkę, kiedy zadzwonił mi telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się imię Xandra. Odebrałam.
- Czego, Xander?
- Odbiorę cię ze szkoły, jak skończysz lekcje - powiedział.
- Ooo, a co? Martwisz się? Nie musisz - rzuciłam.
- Dobra, dobra. Masz już lekcje? - spytał.
- Chyba jak odbieram, to nie mam.
- No chyba nie.
- Wiesz, tak się składa, że za chwilę się zaczynają - powiedziałam i rozłączyłam się z Xandrem.
Zaczynałam lekcje matematyką. Podeszłam pod salę gdzie złapał mnie Xavier.
- Czego chcesz, Raeil? - westchnęłam.
- Co ty taka zmęczona, Żmijo - rzucił wesoło.
- Wkurzasz mnie - warknęłam do niego.
- Nie tak agresywnieeee - Xavier lekko ziewnął.
- Chyba nie jestem jedyną zmęczoną osobą.
- Dobra, nie wyspałem się, okej?
- A co robiłeś w nocy? - spytałam.
- Się nie interesuj, bo kociej mordy dostaniesz - warknął.
Zaśmiałam się, dopóki ktoś nie podszedł do mnie od tyłu, a Xavier wkurzony się oddalił.
- Alli? - usłyszałam od storny drzwi od szatni.
- Eve! - odwróciłam się do przyjaciółki.
- Co jest? - spytała Eve.
- A Xavier mnie rozśmieszył - odpowiedziałam nadal się śmiejąc.
- Słyszałam, że ci pomógł?
- Może - odpowiedziałam.
- Opowiadaj!
Opowiedziałam jej całe zdarzenie z wczoraj.
- Mówiłam! Prze-zna-cze-nie! - zaśmiała się.
Westchnęłam po raz kolejny. Eve po raz kolejny stwierdziła, że to "przeznaczenie".

*************************
427 słów.
Jeżeli kolejny rozdział nie będzie jutro, to nie wiem kiedy (przepraszam, szkoła robi swoje🥲)

With you [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz