ROZDZIAŁ XVI

1.1K 52 5
                                    

zostaw coś po sobie!

Byłam zdziwiona faktem, że mimo pobudki w sobotę o godzinie siódmej byłam wyspana. Dalej było mi głupio z faktem, że White widział mnie śpiącą, ale zakładałam że nie mogło być gorzej niż mój stan w szkole przez dwa tygodnie.

Rozciągałam się przy bandzie, i cieszył mnie fakt, że znowu miałam motywację do jazdy. Był nawet moment, w którym chciałam się poddać i olać łyżwy do reszty, ale szybko wygoniłam tą myśl z mojej głowy. Nie mogłam zrezygnować ze sportu, który kochałam całą sobą. Tak właściwie, to była jedyna rzecz którą szczerze kochałam, oprócz rodziców i Tracy. Ostatnio myślałam o tym, czy będę w stanie kiedykolwiek pokochać jakiegoś chłopaka na serio. Nie mogłam określać uczucia do Gabriela jako miłość, i kiedy dłużej to analizowałam, dochodziłam do wniosku, że chyba nie będę potrafiła się zakochać. To cholernie silne uczucie, i uważałam tak od zawsze. Często też myślałam o miłości na przykładzie moich rodziców. Byli ze sobą już dwadzieścia trzy lata, a dalej widziałam jak pielęgnowali to uczucie, i mimo naprawdę wielu przeszkód trwali przy sobie na dobre i na złe. Tak samo jak z przysięgą małżeńską. Nie umiałam sobie wyobrazić, że miałabym przysiąc, że nie ważne co by się działo, i tak będę przy tej wyjątkowej osobie. To naprawdę wielki wyczyn, i podziwiałam osoby które były w związkach, a na dodatek ta relacja była szczera. To nie tak, że nie chciałabym być zakochana. Po prostu wydawało mi się, że nie będę nigdy w stanie się realnie zakochać.

Po skończonej rozgrzewce i rozjazdówce, pani Wilson poprosiła nas o udoskonalenie naszych „popisowych" ruchów, a mówiąc to miała na myśli po prostu naszych ulubionych figur, albo takich które wychodziły nam najlepiej. Ja oczywiście dalej dopracowywałam swojego potrójnego Axel'a, bo kiedy obejrzałam mój wykon w Norwegii, widziałam dużo niedociągnięć. Dziś byłyśmy same na lodowisku, bo chłopcy mieli trening wczoraj, więc każda z nas miała naprawdę sporo miejsca na popis. Tracy z kolei wykonywała Salchow'a, z takim dodatkiem, że kiedy lądowała jadąc na jednej nodze, od razu wykonywała też podwójny piruet. To można było nazwać od razu choreografią, ale nasza trenerka przymykała na to oko. Przez następne dwadzieścia minut każda z nas skupiała się na sobie, a potem pani Celia pokazała nam pewne zdjęcie. Ukazywało ono jakiś kwiat, który był zakrwawiony. Na początku zmarszczyłam brwi, zastanawiając się co ta wariatka znowu wymyśliła, a potem powiedziała nam, że mamy samodzielnie zinterpretować tą fotografię, i oddać to na łyżwach. Najpierw zaczęła Zoey, porem Tiffany, i tak każda po kolei. Trochę nam to zajęło, a mnie zastanawiało, co to ćwiczenie, o ile można to tak nazwać, miało nam dać.

- Pani Wilson, tak właściwie, po co to robimy - zapytałam zdezorientowana.

- Dobre pytanie, Leila. W jeździe figurowej nie liczy się tylko wygląd wizualny, ale i to, jak interpretujecie swoje występy. Tutaj liczą się też emocje, to, jak wy same odbieracie wydźwięk waszego występu. Każda z was wie, że gdybym puściła wam teraz jakąś smutną melodię, nie zaczęłybyście tańczyć wesołych układów. Liczą się wasze wewnętrzne „ja", i to, jak oglądający odbiorą wasz każdy pojedynczy ruch. Teraz to może wam się wydawać idiotyczne, ale uwierzcie mi, przy następnych układach, to będzie bardziej sensowne.

Dalej nie do końca wiedziałam po co to robimy, ale po prostu jechałam po tafli lodu, mając w głowie ten kwiat. Moje ruchy były ostre, ponieważ krew kojarzyła mi się z czymś ciężkim, intensywnym. Starałam się włożyć sto procent emocji w ten układ, i chyba nawet mi się udało, bo na koniec trenerka poklaskała, i zaczęła mówić o zaletach i wadach naszych mini choreo. Na sam koniec treningu miałyśmy jeszcze zatańczyć nasze układy finałowe, i trochę mi ulżyło, bo przez to ile razy musiałyśmy to powtarzać z Dowson, teraz miałam zapamiętany dokładnie każdy ruch.

perfect sence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz