ROZDZIAŁ XX

240 25 3
                                    

zostaw coś po sobie!

Byłam lekko oszołomiona po telefonie przyjaciela, bo nie dość, że upili się w jakimś losowym klubie w naszym mieście, to na dodatek padło na mnie, aby zostać prywatną niańką.

Westchnęłam pod nosem, i weszłam szybkim ruchem w czat ze Scott'em.

Jedyne co zobaczyłam, to jego pinezkę, położoną jakieś dwadzieścia minut na piechotę od mojego domu.

Ubrałam więc mój ulubiony czarny polar, schowałam do kieszeni słuchawki, oraz telefon. Schodząc po schodach zastanawiałam się, jak wytłumaczyć rodzicom gdzie tak właściwie idę, a kiedy żadna sensowna myśl nie napłynęła do mojej głowy, rzuciłam tylko szybkie:

- Wychodzę, nie czekajcie na mnie z obiadem, wrócę wieczorem!

Taka informacja musiała im wystarczyć, ponieważ po pierwsze nie chciałam stawiać przyjaciół w słabym świetle, a po drugie spacer dobrze mi zrobi.

Może przy okazji trochę schudnę.

Myśli o wadze i moim wyglądzie prowadziły zaciętą wojnę pomiędzy sercem a rozsądkiem, gdzie jedna ze stron podpowiadała mi, że wcale nie muszę się odchudzać, ponieważ moje BMI jest w normie, a z kolei druga sugerowała kompletnie co innego.

Byłam lekko rozdarta.

Założyłam słuchawki na uszy, a pierwsza lepsza wybrana przeze mnie piosenka grała melodyjnie w moich uszach.

Przekraczając ulice Manchester'u, zauważyłam pare rzeczy. Zieleń zaczęła dominować pobliskie mi krzaki i drzewa, co nadawało swego rodzaju uroku. Kolejną sprawą był nasz sąsiad - pan Trevor, który był uroczym dziadkiem, ale teraz chyba lekko się zapomniał, ponieważ - niestety - musiałam być świadkiem prawdziwej wojny pomiędzy nim a jego psem, który... dla zabawy - tak chciałam myśleć - zdjął mu spodnie.

Trevor zauważył, że przyglądałam się tej sytuacji, i stał się czerwony jak burak.

- Wszystko gra - wykrzyknął mężczyzna.

- Mam nadzieję, i proszę pamiętać o podlaniu swoich peoni!

Zaśmiałam się z niedorzeczności tej okoliczności, i ruszyłam dalej przed siebie.

Kiedy na mapach wyświetlił mi się komunikat o dotarciu na miejsce, poderwałam głowę, a wielki szyld lśnił swoim blaskiem.

Miałam sporo pytań.

Na przykład, co ci idioci robią o godzinie 14 w sobotę w klubie. Albo czemu zadzwonili akurat do mnie.

Przerwali mi oni moją randkę z lodami, oraz Edwardem Cullen'em.

Przekroczyłam próg lokalu, i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, był wystrój tego miejsca.

Muszę przyznać, że zawsze uważałyśmy to miejsce z Chloe za dosyć... obskurne. Kanapy same za siebie mówiły, że lata świetności mają już za sobą, tak samo jak metalowe stoliki, które w niektórych miejscach były nienaturalnie powyginane. Odór z tego miejsca kojarzył mi się conajmniej z publiczną toaletą, i powstrzymywałam się od zatknięcia dziurek nosa palcami.

Za barem stała jakaś dziewczyna, wyglądała na młodą. Na oko była ode mnie pare lat starsza, a jej rudawe włosy obecnie były spięte w ciasną kitkę. Nie wyglądała na sympatyczną osobę, więc ominęłam ją zwinnym krokiem, i rozpoczęłam poszukiwania tych głąbów.

Nie było to ciężkie zadanie, ponieważ sam klub nie był ogromny, a godzina robiła swoje, i tak naprawdę było tu może dziesięciu klientów.

W prawym rogu dojrzałam trzech chłopaków, głośno śmiejących się, i generalnie zachowujących się jak zwierzęta.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 2 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

perfect sence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz