ROZDZIAŁ XVIII

1K 50 10
                                    

zostaw coś po sobie!

Zbliżał się wieczór, a ja przemierzałam sąsiednie ulice, w kierunku Tracy.

Byłam lekko wymęczona, bo nie dość, że mama obudziła mnie zdecydowanie za wcześnie, pod pretekstem urodzin, to potem przyjechała do nas najbliższa rodzina, i świętowaliśmy „mój dzień". To naprawdę dziwne. Byłam od paru godzin pełnoletnia. Mogłam kupić legalnie alkohol, papierosy, a nawet trawkę. To przerażająca wizja. Dorastanie. Skończę szkołę, matury, a potem studia i wyprowadzka. Czasami czułam się jak dorosła w ciele dziecka. Nie byłam przygotowana do pracy, zakładania rodziny, i nawet ba! dzieci. To wszystko wydawało się takie bliskie, a ja byłam conajmniej przerażona. Pewnie inni stwierdziliby, że dramatyzuję, i po części mieliby racje, ale naprawdę stresowało mnie to całe „dorosłe życie". Na domiar złego za niecałe dwa miesiące miały rozpocząć się matury, i z jednej strony byłam do nich przygotowana, a z drugiej czułam się jak bezmózg.

Nie wiedziałam jeszcze, czy spędziłam ten dzień „odpowiednio". Wiecie, jednak to moje osiemnaste urodziny, powinnam skakać z radości, świętować z przyjaciółmi, a co robię? Idę do Tracy, aby prawdopodobnie obejrzeć jakiś marny horror, objeść się w przeczasy, i wrócić niewyspana rano do domu.

Kolejną smutną rzeczą było dla mnie brak jakichkolwiek życzeń od znajomych. Wiadomo, Dowson już o północy napisała mi całą parafkę o tym jak bardzo mnie uwielbia i że życzy mi wszystkiego co najlepsze, ale nikt z drużyny nawet nie napisał mi krótkiej wiadomości. Myślałam, że jesteśmy już na etapie przyjaźni, ale jak widać byłam w błędzie. Nawet cholerny Conner pytał się mnie wczoraj o urodziny, a następnie o nich zapomniał. Nie wiedziałam czy się śmiać, czy płakać. Obie opcje wydawały się średnie w moim nastroju, ale bynajmniej doceniłam fakt starań mojej rodziny. Mama i tata wręczyli mi nową parę łyżew, o których marzyłam od dziecka i wiedziałam, że są wyjątkowo kosztowne. Ciocia podarowała mi prześliczną bransoletkę, z małą zawieszką w kształcie śnieżki, a wujek kupił najpiękniejszy bukiet goździków jaki kiedykolwiek widziałam. Babcie oczywiście zasiliły moje konto z dopiskiem, abym kupiła sobie coś ładnego, ale mi nie zależało na materialnych prezentach. Cieszyłam się z faktu, że miałam kochającą mnie rodzinę, która o mnie dba i wspiera w każdej chwili.

Zdjęłam słuchawki z moich uszu, stojąc pod drzwiami wykonanymi z białego drewna. Zapukałam energicznie, i już po chwili ujrzałam brunetkę, która była odziana w wielki uśmiech. Miała wyprostowane włosy, a pojedyncze kosmyki elektryzowały się na samym czubku, ścinając się z framugą.

- Wszystkiego najlepszego! - wykrzyczała od razu, i mocno mnie przytuliła - jesteś pełnoletnia młoda damo! - jej entuzjazm był tak silny, że ja sama nie mogłam się nie uśmiechnąć.

- Dziękuję - powiedziałam lekko rozbawiona, ale i wdzięczna.

Ruszyłyśmy w głąb domu, a ja zdałam sobie sprawę, że było dosyć wcześnie. Była dopiero za kwadrans 8, i w głowie już dobierałam najlepsze filmy na dzisiejszy wieczór.

Dowson zniknęła w swoim pokoju, a ja przywitałam się z panią Saddy. Kobieta stała w kuchni, i robiła jakieś danie, które swoją drogą pachniało obłędnie.

- Wszystkiego najlepszego, skarbie - uśmiechnęła się ciepło, a jej jasne kosmyki luźno opadły na okrąglą buzię.

Podziękowałam, i z zamiarem ruszenia do pokoju przyjaciółki, usłyszałam głośne „CZEKAJ!".

Zmarszczyłam brwi, ale zgodnie z poleceniem, poczekałam przed drzwiami, i zastanawiałam się, o co mogło chodzić.

W końcu drzwi uchyliły się, a ja ujrzałam Tracy ubraną w ciemno granatową sukienkę przed kolano.

perfect sence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz