Rozdział 13

3 1 0
                                    

Rozdział 13

Siedziałam w jednej z szkolnych ławek modląc się, żeby ta okrutna lekcja się zakończyła, odliczając minuty do końca lekcji rysując szlaczki w zeszycie.

Gdy wkońcu dzwonek zadzwonił dziękowałam niebiosom za to, że ta lekcja się skończyła. Głowa bolała mnie okropnie od gadania Roth od francuskiego, która co lekcja narzekała, że głupszego od nas rocznika w życiu nie uczyła, jakby kogoś to obchodziło.

Podeszłam do szafki i wyjęłam z niej podręcznik od historii chowając go do torby. Zamyknęłam szafkę i podskoczyłam w miejscu gdy nagle zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do ucha Isaaca.

-Cześć- przywitałam się patrząc na niego z zmarczonymi brwiami- co tam?
-Cześć.. masz jakieś plany na piątek

-Tak właściwie to..- zaczęłam jednak Isaaca nie dał mi skończyć

-Nawet jeśli byś miała to je odwołaj- powiedział stanowczo na co zmarczyłam brwi.- idziemy na imprezę do Colinsa

Już chciałam coś powiedzieć, jednak rozbrzmiał dzwonek na lekcje informujący o rozpoczęciu lekcji. Isaac szybko zniknął mi z pola widzenia. Z westchnieciem ruszyłam w stronę klasy zajmując swoje standardowe miejsce.
No poprostu kurwa Świetnie.

Nie miałam ochoty na żadne imprezy planowałam spędzić piątek na siedzeniu przy laptopie i oglądaniu kolejnego odcinka ,,pamiętnik wampirów"
Do klasy wszedł pan Johnson i zajął swoje miejsce przy biurku, a ja zaczęłam rysować szlaczki w swoim zeszycie, gdy zaczął prowadzić lekcje.

Minęło dopiero ponad 20 minut lekcji, a czułam jakby trwało to w nieskończoność. Patrzyłam zamyślona w okno myśląc, tylko o jednej osobie Asher.

-Adams do odpowiedzi!- podskoczyłam w miejscu na podniesiony głos nauczyciela. Isaac wstał z miejsca i podszedł do tablicy. Przez chwilę byłam skupiona na tym, o co go pytał, jednak przerwały mi to wibracje w tylnej kieszeni spodni. Spojrzałam kątem oka na nauczyciela, który był zajęty pytaniem Isaaca. Wyjęłam telefon z kieszeni spodni i spojrzałam na wyświetlacz widząc wiadomość na ekranie.

Nieznany: 15 obok twojego domu na przystanku ani minuty spóźnienia.

Przewróciłam oczami dobrze wiedząc od kogo ta wiadomość. Schowałam telefon do kieszeni i skupiłam się znowu na tablice, przy której stał dumny isaac i odpowiadał, jednak nauczyciel wyglądał na bardziej przybietego. Jednak moje myśli powróciły do wiadomości od Ashera.
Pan maruda wrócił i myśli, że będzie rządził.

-Więc wojna sycysyjna zakończyła się w 1875- powiedział dumnie Isaac

-Adams zapytałem cię o skutki wojny domoaue w Anglii i jeszcze źle odpowiedziałeś siadaj- powiedział nauczyciela przecerajac twarz rękoma.

-I tak jestem zdania, że powinienem dostać conajmnien C- powiedział pod nosem siadając na miejsce.

***
Reszta dnia upłynęła dość szybko. Wychodziłam właśnie z szkoły szukając w torebce kluczy, jednak ich nie znalazłam.

-tego szukasz?- odwróciłam się w stronę dobrze znanego mi głosu i zauważyłam.. Nathana

-Skąd..- powiedziałam jednak mi szybko mi przerwał.

-wyleciały ci dziś rano, więc postanowiłem, że będę zgrywać dobrego człowieka i ci oddam- powiedział zwracając mi do ręki klucze.- ale podziękowania to chce usłyszeć

- A jak będą wymuszone? - zapytałam na co chłopak parsknął śmiechem

-Mogą być

-Cóż dziękuję- powiedziałam uśmiechając się i odwróciłam się w stronę auta, jednak zatrzymał mnie krzyk Nathana.

-Do zobaczenia Davis- powiedział odwracając się i zaczął iść w stronę swojego samochodu.

-Parker od kiedy stałeś się miły- krzyknęłam w jego stronę, na co odwrócił się w moją stronę.

-Lubię robić wyjątki- powiedział i wsiadł do swojego samochodu.

Przewróciłam oczami i wsiadłam do samochodu. Wyjechałam na drogę i podskoczyłam w miejscu na nagły dźwięk połączenia. Spojrzałam na wyświetlacz i weschnełam widząc dobrze znany numer. Odebrałam połączenie i przyłożyłam telefon do ucha czekając, aż Asher sam postanowi się odezwać.

-Spózniasz się już ponad dziesięć minut. Nie lubię ludzi, którzy się spóźniają- powiedział głosem, na który przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze.

-O czym ty..- zaczęłam, ale przerwałam w połowie wiedząc o co mu chodzi. Spotkanie.

- Zapomiałaś czy poprostu nie chce ci się- powiedział.- cóż skoro nie skorzystasz z okazji to nie dostaniesz swojej własności.

-Co..- zaczęłam jednak mi przerwał.

-srebna bransoletka z czterolistna koniczyną nie przynosi już szczęścia- powiedział.- cóż powodzenia szukania jej w lombardach

-Czekaj!.. okej przyjadę po to gdzie jesteś?- zapytałam na pozór spokojnie jednak w środku gotowałam się i planowałam morderstwo.

-Przystanek przy twoim domu pośpiesz się 10 minut.. Czas start- powiedział rozłączając się. Patrzyłam na wyświetlacz dobre kilka sekund. Kurwa.

W tym momencie nie obchodziło mnie, że złamałam co najmniej 15 przepisów drogowych. Miał moją własność, którą dostałam na 14 urodziny. W przeciągu kilku minut znalazłam się przy przystanku, na którym czekał Asher. Jak zawsze ubrany na czarno. Poczekałam w aucie kilka sekund z próbą uspokojenia się, czując, że jak chociaż wyjdę z auta, będę chciała wydłubać mu oczy. Oczywiście żart..

Wyszłam z auta zatrzaskując drzwi chłopak z niewzruszoną miną patrzał się na ekran swojej komórki i palił papierosa, jednak usłyszał mój trzask drzwiami, na co podniósł na mnie swoje spojrzenie.

-cóż zdążyłaś- powiedział wyrzucając niedopałek papierosa i patrząc na swój srebny zegarek na nadgarstku.

Przewróciłam oczami na jego ton głosu. Boże trzymajcie mnie, bo zaraz mu coś zrobię.

-Dobra skoro już tu jestem to oddawaj- powiedziałam wystawiając w jego stronę rękę.

-Podziękuj że to znalazłem i daje ci możliwość odebrania błyskotki

-Mam ci podziękować za to, że mnie okradłeś?- powiedziałam próbując zachować spokój.

-Nie okradłem tylko znalazłem
Jesteś niewdzięczna- stwierdził na co przewróciłam oczami.

-A ty wkurwiający-powiedziałam uśmiechając się wrednie.

-Zabolało- powiedział łapiąc się teratlanie za serce, na co przewróciłam oczami zirytowana.- Podziękuj za to, że znalazłem bransoletkę i tyle. To takie trudne?

-Tak- powiedziałam szczerze.- A jak będą wymuszone to co się stanie?

-Nic. Sprawi mi to tylko satysfakcję jak próbujesz odzyskać bransoletkę- powiedział lodowatym głosem.

-Cóż w takim razie dziękuję- powiedziałam starając się na najbardziej słodki głos jaki było mnie stać. Chłopak parsknął śmiechem i podał mi bransoletkę, na co odrazu ją od niego wzięłam.

-Tak trudno było podziękować? - zapytał podchodząc do swojego samochodu.

-Nawet nie wiesz jak bardzo ucierpiałam na tym swoim zdrowiem- powiedziałam na co zaśmiał się cicho kręcąc przy tym głową z rozbawienia.

-Do zobaczenia Davis- powiedział wsiadając do auta i zostawił mnie samą na parkingu. Stałam tak dobre kilka minut patrząc przed siebie w miejsce, gdzie zniknęło jego auto. Pokręciłam głową wracając do rzeczywistości i wsiadłam do auta. Parkując na podjeździe pod domem wchodząc do środka poczułam wibracje w tylnej kieszeni na co wyciagnełam telefon.

Kevin: wracam jutro do Culver city

Między Płomieniami Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz