|Rozdział 47| Nie mogę zapomnieć

421 36 9
                                    

Cole POV

- Niech pani powie, że przeżył - powiedziałem cicho, łamiącym się głosem. - NIECH PANI SIĘ KURWA ODWEZ-

- Cole-

- ZAMKNIJ RYJ, ZANE - wrzasnąłem, mając ochotę mu zajebać. Najważniejszą osobą mojego życia była na skraju śmierci, a on upomina mnie o maniery. - NIECH PANI PRZESTANIE TRZYMAĆ MNIE W NIEPEWNOŚCI, BŁAGAM - krzyczałem, płacząc jak nigdy przedtem.

Gdyby Jay nie przeżył, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Wiedziałem, że to moja wina i że mogłem postąpić inaczej. Ale to wszystko działo się tak szybko i tak niespodziewanie... Starałem się przekonać, że nie byłem w stanie nic na to poradzić, ale wyrzuty sumienia dawały o sobie znać.

- A pan jest...

- PRZYJACIELEM, JA BYŁEM PRZY NIM DO PRZYJAZDU POGOTOWIA, JA BYŁEM ŚWIADKIEM ZDARZENIA! BŁAGAM, CZY JAY PRZEŻYŁ?

Lekarka spojrzała na mnie wzrokiem pełnym współczucia. Czułem, jak obraz zaczyna mi się zamazywać.

- Jay Walker przeżył, ale będzie długo dochodził do siebie. Chwila moment i moglibyśmy go nie uratować. Zatrzymał nam się na stole. Stracił bardzo dużo krwi, mieliśmy problem ze zlokalizowaniem naboju, który został w jego organizmie, ale...

Przestałem jej słuchać mniej - więcej w połowie. Najważniejsze wiedziałem - żyje. Czułem, jak wszystkie emocje, które towarzyszyły mi od kilku ostatnich godzin, powoli ze mnie opadają. Poczułem się, jakby ktoś nacisnął przycisk ,,resetuj" i pozbył się wszystkich uczuć, które były we mnie. Dalej było mi niedobrze i słabo, ale przynajmniej wiedziałem, że przeżył. Udało mu się.

- Jest w stanie stabilnym, ale jeszcze się nie wybudził. Jeśli pan chce, może pan mu potowarzyszyć - oznajmiła kobieta, z uśmiechem wsparcia. Następnie dotknęła mojego ramienia. - Będzie dobrze. Wyliże się z tego.

- Dziękuję pani bardzo - powiedziałem zdecydowanie spokojniejszym głosem. Poczułem się strasznie senny, adrenalina zaczęła ze mnie schodzić i zmęczenie zaczęło dawać o sobie znać. Jednak nie bardzo mnie to obchodziło.

Udałem się do wskazanej sali. Najwyraźniej było to jedno z nowszych pomieszczeń, bo leżał tam tylko Jay i jakiś inny chłopak. Reszta łóżek była pusta.

Usiadłem na stołku obok łóżka Jay'a. Wyglądał tak niewinnie. Na twarzy miał drobne piegi, jego włosy były roztrzepane i nie było w nich żadnego ładu. Uwielbiałem jego rude kłaki.

Był podłączony do kroplówki i jakiegoś innego gówna, które monitorowało czy żyje. Nie wiem co mnie podkusiło, ale nagle poczułem ogromną potrzebę złapania go za rękę. I bardzo kwestionowałem ten czyn.

Zmęczenie coraz bardziej mi doskwierało, moje powieki były coraz cięższe, czułem, że potrzebuje snu.

***

- Cole?

Poczułem ogromny ból pleców. Czułem się, jakbym przeżył najgorszą noc swojego życia i był na potężnym kacu. Nie miałem pojęcia gdzie jestem.

Otworzyłem oczy i zobaczyłem salę szpitalną. Od razu wszystkie wspomnienia wróciły.

Usiadłem szybko i spojrzałem na Jay'a. W końcu się wybudził.

- Jak... Ekhem... Jak długo spałem?

- Nie wiem, jakaś pani powiedziała, że siedzisz tu od kilku godzin. Że czekałeś całą operację i gdy tylko mnie tu przewieźli, przyszedłeś tutaj.

Patrzył na mnie lekko otwartymi oczami. Uśmiechał się na mój widok, co nie często było spotykane.

- Dziękuję - powiedział nagle słabym głosem, próbując usiąść na łóżku. Zatrzymałem go.

Przypadek? | Bruise | WaterJade |GreenflameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz